Dziś będzie co nieco o zarabianiu hajsu w przedszkolach i żłobkach niepublicznych. Nie jest to bynajmniej branża, z którą miałem zawodową styczność, ale pomimo tego postanowiłem wrzucić ten materiał jako ciekawostkę – może Miraski i Mirabelki dopowiedzą coś więcej w komentarzach. W każdym razie sygnał o tym procederze otrzymałem niedawno od pewnej osoby znającej ten temat od środka. Tekst praktycznie oryginalny, z niewielkimi zmianami.
Zacznijmy od tego, że w pewnym dużym mieście na południu Polski żyje sobie kilku urzędników, którzy przeczuwają, że po najbliższych wyborach pożegnają się z bezpiecznymi posadami. Taka utrata pracy to dość bolesne doświadczenie, a żyć przecież za coś trzeba, więc przydałoby się zabezpieczyć jakoś przyszłość, dopóki jest to jeszcze możliwe. A gdyby tak jakiś własny biznes otworzyć…? Nasi bohaterowie posiadają odpowiednie know-how i znajomości, postanawiają więc część nieruchomości miejskich przerobić na przedszkola prywatne. Zakładają w tym celu fundację, a właściwie na papierze zakładają ją osoby z nimi powiązane, ponieważ urzędnikom nie wolno prowadzić działalności gospodarczej mającej związek z pełnioną funkcją publiczną (przynajmniej teoretycznie).
W każdym razie jeden z urzędników dostaje zadanie: przejęcie nieruchomości w taki sposób, aby zakładane przez wspomnianą fundację przedszkole prywatne działało w lokalu miejskim – lub też prywatny żłobek, bo także w tym przypadku stosuje się ten sam schemat. Mając wiedzę na temat procedur nie stanowi to większego problemu – dość powiedzieć, że operacja udaje się doskonale, a pretekstem jest brak miejsc w przedszkolach. Ze względu na te braki gmina jest w stanie zwalniać z opłat za media takie nowe prywatne przedszkola, które nawet często mieszczą się w siedzibach dawnych publicznych przedszkoli gminnych, o ironio. Wspomniana fundacja posiada docelowo kilkanaście takich przedszkoli, w tym także w dużych miastach.
Burmistrz
Zacznijmy od tego, że w pewnym dużym mieście na południu Polski żyje sobie kilku urzędników, którzy przeczuwają, że po najbliższych wyborach pożegnają się z bezpiecznymi posadami. Taka utrata pracy to dość bolesne doświadczenie, a żyć przecież za coś trzeba, więc przydałoby się zabezpieczyć jakoś przyszłość, dopóki jest to jeszcze możliwe. A gdyby tak jakiś własny biznes otworzyć…? Nasi bohaterowie posiadają odpowiednie know-how i znajomości, postanawiają więc część nieruchomości miejskich przerobić na przedszkola prywatne. Zakładają w tym celu fundację, a właściwie na papierze zakładają ją osoby z nimi powiązane, ponieważ urzędnikom nie wolno prowadzić działalności gospodarczej mającej związek z pełnioną funkcją publiczną (przynajmniej teoretycznie).
W każdym razie jeden z urzędników dostaje zadanie: przejęcie nieruchomości w taki sposób, aby zakładane przez wspomnianą fundację przedszkole prywatne działało w lokalu miejskim – lub też prywatny żłobek, bo także w tym przypadku stosuje się ten sam schemat. Mając wiedzę na temat procedur nie stanowi to większego problemu – dość powiedzieć, że operacja udaje się doskonale, a pretekstem jest brak miejsc w przedszkolach. Ze względu na te braki gmina jest w stanie zwalniać z opłat za media takie nowe prywatne przedszkola, które nawet często mieszczą się w siedzibach dawnych publicznych przedszkoli gminnych, o ironio. Wspomniana fundacja posiada docelowo kilkanaście takich przedszkoli, w tym także w dużych miastach.
Burmistrz
- Mame kup psa!
- Icek nie!
- Ale mame, kup psa! No proszę!