Wpis z mikrobloga

Zastanawiam się jak często tu coś pisać żeby nie przesadzić. Myślę że jeden wpis dziennie poświęcony jakiemuś podsumowaniu dnia + jakieś przemyślenia, pomysły dla ludzi którzy chcą się zabrać za siebie, tudzież pytania.

Wczoraj zabrakło już sił na pisanie, więc nadrobię za 2 dni:

Dzień wczorajszy: kwestię śniadania pominę, bo moment rozpoczęcia brania się za siebie liczę od wpisu na mirko. Po prostu wolę nie pamiętać i nie myśleć o moim wczorajszym śniadaniu.

Co się wczoraj udało: nie licząc śniadania - rozsądnie jeść. Podratowałem nawet lekko bilans kaloryczny ze śniadania. Udało się spędzić ponad godzinę na sprzątaniu tak intensywnym że czułem się jak po cardio z P90. Udało się kompletnie olać zapachy z McDonaldsa i promocję na Big Maca za 5 pln. Przez cały dzień nie dopadło mnie kołatanie serca.

Co się nie udało: przez nadmiar zajęć i obowiązków nie udało się kopnąć na nordic walking, ale mój #jawboneup tak czy tak pokazał mi grubo ponad 10k kroków. Nie udało się śniadanie, ale o tym już pisałem wyżej. #rozowypasek #!$%@?ł takiego królika w śmietanie z grzybami że pomimo godziny 21:00 opierdzieliłem (na szczęście niedużą) porcję. Ale przynajmniej żarcie domowe.

Pierwszy dzień może nie wygląda najlepiej, ale dla mnie wygląda dobrze w kontekście tego jak wyglądały moje dni dotychczas.

Dzień dzisiejszy:

Co się udało: rozsądnie jeść. Śniadanko - 2 cieniutkie tościki, 2 jajca na smalczyku i odrobina masełka. 2 śniadanie - PRAWIE się udało zachować rozsądek, #rozowypasek zostawił w lodówce kanapkę z oliwkami, została pochłonięta dodatkowo. Obiad - u chińczyka, makaron sojowy z krewetkami + zupa krabowa, kolacja: wczorajszy królik. Całościowo - za mało warzyw, zero owoca. Przez cały dzień nie dopadło mnie kołatanie serca.

Co się nie udało: Zbyt duże 2gie śniadanie, tą zupę krabową do obiadu mogłem sobie darować. O ile kołatanie serca mnie nie dopadło to w momencie w którym mieliśmy iść na #nordicwalking dopadł mnie taki rozstrój żołądka że wolę dzisiaj zachować bezpieczną odległość do kibla - żeby zdążyć do niego dobiec :P

Rzeczy pozostałe: dużo czytam na tematy żywieniowe, i dochodzę powoli do jednego wniosku - prawda leży po środku. A ja z tego co wiem będę wyciągał dla siebie najlepsze elementy składając je w rozsądną zbilansowaną dietę. Poza tym żeby się żywić wg. bulletproof exec albo paleo - trzeba jednak mieć stały dochód, bez dwóch zdań wyższy od minimalnej krajowej. Poza tym nie jestem do końca przekonany czy całkowita eliminacja zbóż to jest idealny pomysł. Eliminacja pszenicy na rzecz żyta, ograniczenie ilości pieczywa, pilnowanie ilości węglowodanów (szczególnie w postaci cukrów prostych) oraz ZDROWY ROZSĄDEK - to jest dobra droga - moim skromnym zdaniem.

P.S. Przez jakiś czas (pewnie około tygodnia) pozwolę sobie dodawać tagi: #dieta #depresja #sport #odchudzanie - może znajdzie się jeszcze ktoś kto będzie miał ochotę subnąć #dzikiwzialsiezasiebie
  • 5
  • Odpowiedz
100% zgody (tylko niech mnie fani paleo i czego tam jeszcze nie zjedzą). Rozsądek w odżywianiu przede wszystkim. Tak naprawdę, dopóki większość jedzenia gotujesz w domu albo znasz skład i wiesz, że nie ma dziwnych rzeczy, to jest OK. Co do dolegliwości gastrycznych - upewnij się, co dodają do makaronu i zupy w barku chińskim, no i że składniki są świeże. PS chcesz przepis na pad thai? Krewetki po taniości są np.
  • Odpowiedz
@amgamg: Chcę ;) A co do baru chińskiego - dam sobie za to miejsce obie ręce uciąć, jadam tam od lat, i bardzo mocno wątpię że to ich wina. Na podwieczorek obżarłem puszkę kimchi, ale zbyt krótki czas był między kimchi a problemami z żołądkiem... choć kto tam wie...

Co do żywienia - chcę jakoś to wypośrodkować. Ujmując to krótko - bulletproof ma fajne założenia, ale zasypane jest toną dziwnych suplementów,
  • Odpowiedz
@dziki: ja kilka lat temu przeszłam na South Beach. Od tej pory trochę się douczyłam, doczytałam i nie mogę powiedzieć, że w 100% idę według wytycznych dra Agatstona. Ale jemy w domu dużo lepiej (a jak zjemy źle poza domem, to żołądek boli mnie 2 dni). Moim zdaniem wszystko można, byle z umiarem, nie umrę od jednej porcji domowego ciasta (akurat nie lubię słodyczy, więc to mnie nie gubi). Kuchnia wegańska
  • Odpowiedz