Wpis z mikrobloga

Helllo mirki, to znowu ja.

Po otrzymaniu 38 plusów (http://www.wykop.pl/wpis/8351534/hej-mirki-wyjechalo-sie-niedawno-do-rumunii-troche/) za napisanie o #cycki, które widziałem na rumuńskim kąpielisku, tak się z tego szczęścia spsiakrwiałem, że chodziłem wesoły cały tydzień, i dobrze było. Ale niestety, plusy na mirko uzależniają, więc muszę, chcąc nie chcąc, napisać następne #coolstory. Więc jedziemy. Tekst cholernie długi, więc TL;DR na samym dole, jakby ktoś był leń.

Moje łomotanie się po świecie rzuciło mnie aż na Węgry, do kraju Balatonu. Idę sobie po ulicy, Bekecsaba miasto, wszędzie sklepy z czabajskimi kiełbasami, stare miasto w ogóle, brudne, pokruszone ze starości. Idę sobie po ulicy, jeszcze wspominam gołopierśne Rumunki widziane na słonecznych kąpieliskach, myślę sobie, że może już jutro do tych widoków wrócę. Poza tym myślę o tym, jaki ja znowu #tfwnogf, bo dziewczyna niedawno się już doszczętnie obraziła, że ja ciągle chcę na ten basen chadzać, więc ja jej dobrodusznie powiedziałem

Jak chcesz to ze mną nie chodź, jak chcesz to mnie rzuć, ale moich basenów to ty się nie czepiaj


No i rzuciła mnie dziewczyna, pojechała sobie gdzieś nie wiadomo gdzie, a za karę jeszcze wyrzuciła mnie ze znajomych na fejsbuku. Więc ja zadowolony jakiś czas chodziłem sam, te kilka dni, ale teraz sobie jednak myślę, że jednak już pora jakąś porządną #rozowypasek znaleźć. A los rzucił mnie na Węgry.

No i idę sobie, w białych spodniach, elegancko, w kraciastej, jasnej koszulce od levi'sa, patrzę sobie na każdą dziewczynę, oceniam, ale wszystkie tu jakieś przeciętne, blade, 6/10. Idę sobie, w tych spodniach, - to bardzo ważne, te spodnie, - i #!$%@?ę torbą z zakupami, bo od supermarketu jakiegoś wracam, i omotuję przestrzeń wzrokiem żądnym kształtnych twarzy, biustów, bioder (tak, możnaby doczepić tutaj tag #tyleczki, zdaje mi się).

No i mijam przystanek autobusowy, już mam go minąć - jakieś biedne ławki połamane - patrzę - a tu , i - na mnie spojrzała dziewczyna, smagnęła mnie długimi rzęsami. Normalnie 9/10. Nogi opalone. Twarz ładniutka. "A to gratka, #ladnapani " - myślę sobie, i przestaję wywijać tą torbą z zakupami, zatrzymuję sie, udaję, że czekam na autobus.

Stoję tak z dziesięć sekund, patrzę co chwila na zegarek - srebrny, metalowy, z branzoletą - i minę mam playboya. Po chwili przysiadam się do niej, na tej brudnej ławce, białymi spodniami siadam, i mówię jej swoją nienaganną angielszczyzną (wiem, dziwnie tak gadać do nieznajomej węgierki po angielski, ale cóż):

Do you happen to know which bus goes to (wymieniam pierwszą lepszą ulicę, jaką pamiętam)


Mówi coś o jakiejś siedemnastce. I cisza znowu, więc po kilkunastu sekundach mówię znowu:

You are also waiting for a bus, aren't you, madame? (tak, ja niby taki dżentelmen francuski, playboy, James Bond psiakrwiony)


- pytam się. A ona znowu to swoje rzęsami, i znudzonym głosem, chrapliwym lekko:

35


Ja już się chcę pytać, co ma na myśli, a ona dodaje

euro.


Myślę, "o co psiakrew chodzi", ale patrzę jeszcze raz na jej twarz, na makijaż, w ogóle na nią, i dochodzi do mnie, czym ona się zawodowo zajmuje.


TL;DR


P.S.


P.P.S.


Trochę #humor #heheszki
  • 3
@michalo94: Pierwsze co to kazałem jej zmyć makijaż, ona płacze, że nie, że nie chce, a ja mówię

Zmyj bo tak


No i zmyła, i tez była 6/10, więc dałem jej 5 euro, podziękowałem i wyszedłem z hotelu, bo ja takich brzydkich, mówię, nie chcę.