Wpis z mikrobloga

#wojna #heheszki
(Głosem korwina)
Wyobraźmy sobie program rządowy: „Narodowy program antydronowy".Każde miasto jest zobowiązane do przyjmowania nadlatujących dronów i odpieraniu ich za pomocą lokalnych fabryk, zakładów i kombinatów.Dzięki temu prostemu zabiegowi wzrost gospodarczy rośnie - matematyka budżetowa jest tutaj prosta i nieubłagana: więcej remontów = więcej faktur = więcej PKB. Voilà, potęga kraju rośnie jak na drożdżach.

Korzyści obronne? Oczywiście ogromne.Fabryka albo rafineria przestaje być tylko miejscem pracy — staje się symbolem odporności narodowej i obowiązkowym punktem w turystycznych broszurach promocyjnych. Jeśli wróg widzi komin i myśli „ach, tylko nie to” — natychmiast ucieka, bo nie ma nic straszniejszego niż kraj który siłą własnych robotników jest w stanie przyjąć dowolną ilość dronów bez efektów ubocznych (i kosztem jedynie tymczasowych remontów).

Innowacje? Ależ proszę bardzo: „spin-offy” w postaci startupów co monitorują zapach spalonej elektroniki i platformy „Monitor Ember™” do optymalizacji ilości niedopałków wśród załogi na nocne zmiany. Te wartości niematerialne i prawne notują się w bilansach – bo przecież wszystkie są liczone do PKB.

A jakie społeczne plusy! Rafineria jako centrum patriotyzmu: szkolenia z obsługi gaśnic i gaszenia potencjalnych źródeł ognia np Chanuk.Wzrost morale natychmiast przekłada się na obroność kraju — bo nic tak nie scala narodu jak wspólna troska o to, żeby o szóstej rano nikt przypadkiem nie rozwalił własnej stacji benzynowej.
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach