Wpis z mikrobloga

Mirki... potrzebuje wsparcia.
Ale od początku:

Akt I
Wziąłem ślub z kobietą, którą kochałem. Dwa włoskie charaktery, częste kłótnie ale jakoś zawsze to było. Zawsze się pogodziliśmy, chociaż ona lubiła rozdrapywać rany i wyciągać brudy sprzed lat.
Dzień po WSPANIAŁYM weselu mieliśmy w domku wynajętym takie przyjęcie dla najbliższej rodziny. No i tam... w sumie siedziałem z rodziną, piłem piwo, było bardzo miło. Niestety, żonie coś nie pasowało i była taka do mnie trochę oschła, ale olałem bo zawsze o coś chodzi jej (w sensie o pierdołę).
No to wieczorem już był płacz, siostra poprosiła mnie żebym się nią zajął. A ona mnie wyrzuciła z pokoju i elo. No to trudno no... Przejdzie jej, pogadamy rano. Wróciłem do gości, siedzieliśmy, śmialiśmy się. Po czym ona przyszła, że jedzie do domu. Ja w szoku, wszyscy w szoku. I pojechała.
Rano wraz z całą rodziną pojechałem do niej, bo wszyscy chcieli jeszcze pożegnać się z tamtą częścią rodziny i takie tam. Była kawa przed domem itd.
Wchodze do jej domu, ona ryczy ZE JAK JĄ MOGŁEM TAK ZOSTAWIĆ
Ja w szoku, teściowa na mnie #!$%@?, dym jak cholera. Pełno płaczu, ja się czuje winny. Teściowa (stara cur*va) poleciała do rodziny i "JAK TO MOŻECIE TAK SIE BAWIĆ I KAWE PIC?! JAK TAKA TRAGEDIA?"
Rodzina się zebrała i pojechali do domu
Żona mnie #!$%@?ła, pojechałem do domku sprzątać go. Za jakiś czas ona przyjechała, darła pysk, rzuciła obrączką pełno płaczu, o rozwodzie gadanie (pierwszy dzień małżeństwa) ja wpadłem w autoagresję i się pobiłem.
Jakoś się pogodziliśmy, koszmarna podróż poślubna z wypominaniem, ale żyjemy dalej...

AKT II
Zachodzi w ciążę, którą chcieliśmy. Niestety ona płacze, boi się, bo chlała tydzień wcześniej. Generalnie okazuje się, że jest problem z płodem. Walka, stres, płacz. Niestety, tracimy dziecko w 10 tygodniu.

AKT III
Ja idę do psychologa, gdyż ciągłe kłótnie i widmo rozwodu się chyli ku nam. Moja wina, mój alkoholizm, moje podejście do życia.
Psycholog odsyła mnie do psychiatry, jest diagnoza - zespół lęku uogólnionego. Dostaje tabletki, idę na terapię. Jest w pytę. Ludzie zauważają, że chodzę uśmiechnięty, jest wszystko wspaniale. Cieszę się życiem i ten procesor w głowie już mi tak nie dokucza. Nie mam tych myśli

AKT IV
WSPANIAŁY weekend majowy, świetnie go spędziłem z żoną. Niestety, pokłóciliśmy się o to, jak ja składam ręce do przyjęcia piłki siatkowej (mnie i ją uczyli inaczej). Haha hehe możesz mi żono gadać swoje, ja wiem lepiej.
W 20 minut przeszła z jak składam ręce do tego, że dobrze że dziecko umarło, bo nie wyobraża sobie wychowywać z kimś takim jak ja. A dodała jeszcze, ze lepiej się jej skakało po innych #!$%@? niż mój. Wstrząsnęło mną to tak bardzo, że nabieram dystansu. Nie chce z nią spędzać czasu, skupiam się na sobie (tak doradza terapeuta). Generalnie siedzimy i jemy razem, oglądamy. Ale nie za bardzo chce się przytulać i wychodzić gdzieś z nią.

AKT V
Po pracy dzwonią koleżanki z pracy, czy nie chce iśc na piwo z nimi. Bierz żonę i chodź.
Wpadam do domu, proponuje jej (a mieliśmy zaplanowany dzień razem) a ona #!$%@? i obrażona "chcesz, to idź. Zdecyduj sam".
Ja nie wiele myśląc, patrząc na nią, że siedzi i dalej pracuje (zdalna praca) i nic nie przygotowane na obiad. Mówię no ok, to pójdę (w myślach, że skoro i tak mam #!$%@? mieć to pójdę z nimi posiedzieć).
Żona w tym czasie zbiera się i wyjeżdża do mamusi. Informując mnie około północy, że to była "zdrada emocjonalna"? Czy coś.
Ja wiem, że w jej głowie to było straszne, jak mogłem to zrobić i zostawić żonę PO PORONIENIU (2 miesiące) i isc na piwo ze znajomymi (sama była tydzień wcześniej do 5 rano na klubach)

AKT VI
Ja przepraszam, ale nie przyjeżdżam do niej. Rozmawiamy codziennie, codziennie się kłócimy. Proszę ją o wspólną terapię, ona odwleka, w końcu się zgadza ale oczywiście na jej warunkach (a nie tam gdzie np najszybciej) w efekcie czego czekamy miesiąc na termin.
W naszym związku jest coraz gorzej, kłótnie o byle gówno. Dalej mieszkamy osobno. Terapeuta mówi jej, że karygodne jest powiedzieć mężczyźnie takie rzeczy

AKT VII
Za 3 dni mamy kolejną sesje, dzisiaj żona napisała mi na messengerze, ale usunęła i zadzwoniła "bo mi się należy troche szacunku" że rozwodzimy się. Że tak być nie moze, ze na tej terapii poruszymy to tylko jak zgodnie się rozejść. Napisała na grupie rodzinnej, że kończymy to. Ja się z nią tam pokłóćiłem troche i koniec.

Mirki... co o tym myślicie? Ja i tak to w telegraficznym skrócie przedstawiam i mógłbym popisać co ona wypisywała do mnie. Ale nie o to chodzi.
Czy ja jestem walnięty, czy ona? Czy o co tu chodzi? Jakaś gierka?
Ja dobrze zarabiam, prowadzę firmę i jakoś starałem się do wspólnego garna wszystko
Ona wiecznie uciemiężona była i generalnie ja narcyz, potwór itd... Wiec po co ten ślub wzięła?
Teraz w sumie zostanie z niczym, bo nic nie mamy i dostanie trochę gotówki i tyle.
Ja lvl 31 ona 29

Jestem załamany, pije whisky mimo że biore te psychotropy. Odrazu po tym info miałem nerwobóle, bolą mnie kości, spinają się mięśnie samoistnie.
Jeśli ktos coś doradzi, pomoże. Bardzo chętnie poczytam

#programista15k #nieruchomosci #gielda #rozowepaski #ekonomia #krakow #warszawa
  • 26
  • Odpowiedz
@DziekanNieruchomosci lo typie, przeczytałem pół i wydaje mi się że to kiepski bait albo nie dojrzałeś do związku. Terapeuta małżeński nie może ocenić krytycznie żadnej ze stron, tu #!$%@? i wyszło że to bait. Pozatym wyjście na piwo z koleżankami jak macie w #!$%@? słaby czas z żoną? No proszę Cię. Jeszcze Twój terapeuta powiedział że będąc w związku masz skupić się na sobie i nie spędzać z nią czasu?? Kolejna
  • Odpowiedz
jak ją kochasz i chcesz mieć ciekawe życie to walcz a jeśli chcesz inaczej to po prostu #!$%@?


@petedendo: #!$%@?ło? Przecież to jakaś psychopatka pierwszego sortu. tu należy #!$%@?ć jak najszybciej i zadać sobie pytanie jak w ogóle doszło do tego małżeństwa a nie walczyć. I tak naprawdę cieszyć się że Bóg dał drugą szansę i przerwał tą ciążę. Ale patologia
  • Odpowiedz