Wpis z mikrobloga

Mam taką rozkminę na zwale. Może też ktoś ma podobnie jak ja? Najbardziej wkurza mnie, że miewam okresy, gdzie wpadam w skrajności. Zawsze byłem osobą, która ogromnie dużo od siebie wymagała i wszystko czego nie udało się z jakiegoś powodu zrobić, uznawałem za osobistą porażkę. Tak jakby niezrealizowane plany, przykrości w życiu czy jakieś nawet drobne niepowodzenia nie dotyczyły innych ludzi.

Obrastam w piórka bardzo krótki czas, kiedy mi sporo wychodzi, bo z czasem i tak przestaję to doceniać. Najgorzej jak dostaję gonga od życia i czuję się po prostu #!$%@?. Najgorsze jest to, że często są też po prostu takie sytuacje, gdzie wyjdzie mi kilka rzeczy, którymi się trochę upajam, a potem jak powinie mi się w czymś noga, to biorę to bardzo do siebie.

W sumie w głębi duszy nigdy nie byłem z siebie zadowolony, nie potrafiłem doceniać małych rzeczy i miałem ciągłe parcie na bycie kimś lepszym niż jestem, jakkolwiek to brzmi. Jedyny pozytyw tego jest taki, że jestem nieustępliwy i się nigdy nie poddaję, ale co z tego, skoro jak mi coś wyjdzie, to podchodzę do tego jak do spełnienia obowiązku lub dorównania ogółowi, a jak spotka mnie jakaś negatywna sytuacja, to mam zwałę. Oczywiście nie płaczę jak #!$%@?, nie użalam się nad sobą, po prostu zamykam się w sobie i "ładuję manę" na to, żeby za kolejnym razem wyszło. Trochę jak pływak, który zrobiły słaby czas na basenie, poszedł zamknąć się w pokoju i tylko czekał na drugi dzień, żeby na pełnej kvrwicy wjechać na nowo. Jestem niecierpliwy, gorsze okresy traktuję często jako swoją winę i tylko zaciskam zęby, żeby drugi raz się coś nie powtórzyło, nawet jeśli wiąże się to nie z porażką sportową/zawodową/rozojową, a nawet odrzuceniem przez drugą osobę. Rośnie we mnie gniew ze smutkiem naraz. W stosunku i do siebie i do całego świata.

Nie umiem dłużej cieszyć się żadnym sukcesem. A już najbardziej małymi progresami. Jest 100 % albo nie ma. Jakiekolwiek zwycięstwo traktuje jako wykonanie zadania lub "takie nic". Tak jak w szkole - zrobiłeś dobrze, masz zaliczone i się ciesz, bo jest albo zaliczone albo niezaliczone. Mam wrażenie, że gdybym teraz był Aleksandrem Wielkim i podbił pół świata, to na koniec usiadłbym i powiedział, że w sumie to nie jest mój żaden sukces, a poza tym to trzeba uważać, żeby tego nie stracić. Choć zapału mi nigdy nie brakuje.

Kiedy ludzie mnie doceniali i mnie komplementowali, było mi miło i potrafiłem się tym cieszyć, ale tak naprawdę nigdy w to nie wierzyłem. Tak jak uznałbym to za kłamstwo lub to, że tak naprawdę mnie dobrze nie poznali. Bo tym najważniejszym gościem, który mnie powinien docenić, jestem ja sam. Mam też wrażenie, że życie innych ludzi to nieustanne szczęście, a problemy są błahe.

Od zawsze jestem swoim największym wrogiem, nigdy przyjacielem, choć jestem odbierany z tego co mam feedbacki jako pozytywna osoba, nawet bardzo pewna siebie, towarzyska i ambitna. Nie wiem skąd się to bierze. W domu absolutnie nigdy rodzice nie wywierali na mnie żadnej presji i byli bardzo wyrozumiali.

Nie umiem się nagradzać. Odbieram to często za wykroczenie od jakiegoś porządku. Kiedy sobie regularnie na coś zaczynam pozwalać, czuję się niekomfortowo. Choć jestem osobą mega ekstrawertyczną, nie dodaję dużo zdjęć, nie lubię być często widywany w klubach, nie lubię jak ludzie o mnie mówią nie zwracając się do mnie.

Najlepiej czułbym się chyba jako pracoholik, który robi bardzo dobrze swoją robotę i spędza czas tylko w gronie najbliższych kumpli i ostrożnie podchodzi do nowych rzeczy. Z jednej strony regularnie odnoszący małe i większe zwycięstwa, z drugiej trzymający się jak najwęższego skwarka świata.

#psychologia #zalesie #zycie #depresja #przemyslenia #przemysleniazdupy #gownowpis
  • 7
  • Odpowiedz
  • 0
@A_R_P: Znajomo w stosunku do czego/kogo?

Wiesz, raczej nie potrzebuję się diagnozować, bo nie urodziłem się z takim podejściem, tylko je nabyłem. Chyba, że pisząc "diagnoza" masz na myśli dotarcie do źródła problemu :)
  • Odpowiedz
@Kopyto96: Z jednej strony brzmi to jak jakiś border; coś przy czym najlepiej sprawdziłaby się terapia psychodynamiczna niwelująca skrajności. A drugiej strony brzmi to w większości jak normalna osoba, może troche bardziej niestabilna. Cięzko ocenić bo brak konkretnych sytuacji.
  • Odpowiedz
@Kopyto96 Ja mam podobnie - wydaje mi się, że za mały awans społeczny osiągnęłam w stosunku do swoich rodziców. Najważniejsza opinia o nas samych zależy od nas, nikt nie jest w stanie nas urazić, jeśli powie o nas coś w co sami nie wierzymy. Tylko bardzo trudno osiągnąć taki stan.
  • Odpowiedz