Wpis z mikrobloga

336 582 + 515 + 445 = 337 542

Wypad po pracy nad morze.
Wyjechałem w środę po robocie i wzięciu dwóch dni UW, wróciłem w niedzielne południe.
Przyjechałem łącznie 960 kilometrów.
Zaliczyłem:
jedną ławkę w parku.
dwa przystanki autobusowe.
Koszt wyjazdu około 350 pln.
Wyjechałem w środę po robocie, zabierając jedzenia dużo, własny izotonik zrobiony pięć litrów, sprzęt do higieny, kuchenkę, kalimatkę i śpiworek, ubranka na przebranie itp. Trasę ustawiłem na mapy.cz wgrałem i odjazd.
Środa (dzień pierwszy)
Jechałem, jak nawigacja pokazywała, bez planu gdzie i czy spać w ogóle, wjechałem do Łodzi. Jadąc ścieżką rowerową, znalazłem się w Parku Miejskim Sielanka, była noc, rozłożyłem się na ławce. Co prawda ktoś mnie obudził i zapytał się czy dobrze u mnie, ale tak noc minęła bez problemów.
Czwartek (dzień drugi)
Po obudzeniu o wschodzie słońca jechałem dalej na północ. Mijałem mosty na Wiśle, piłem dużo bo skwar niesamowity, cały czas kontrolując ilość oddawanego moczu. Nigdy nie przypuszczałem że będę na to zwracał uwagę. Wylewam też wodę na siebie cały czas. Pod wieczór, płukając się przy studni na wiosce, zaprosiła mnie pani na kawkę. Skorzystałem, po rozmawiałem i sprzęt elektroniczny podładowałem. Chciałem się znaleźć nad morzem, ale zabrakło jakoś chęci. Więc rozbiłem się na przystanku w miejscowości Małe Słońca, spałem bez problemów.
Piątek (dzień trzeci)
Obudził mnie śpiew ptaszków, ale grały że ho ho, wyruszyłem nad morze w miejsce gdzie polecili mi rowerzyści z Grupy Rower Trójmiejski. Co prawda zgubiłem się w lesie, ale wyszedłem na betonowym molo, przy ujściu Wisły do rzeki. Spaliło mnie słońce i po kilku godzinach ucieczka, zaczęły się chmury zbierać. Idąc lasem, dużo irytacji miałem, bo nie mogłem jechać. Następuje powrót, chociaż miałem się rozbić hamakiem, ale burze zapowiadane zmieniły moje nastawienie. Wyjechałem więc trasą na dom, po drodze zaczęło trochę wiać, grzmoty. Znalazłem przystanek i obok gospodarza, poprosiłem o pomoc by naładował powerbanka i schowałem się na dwie godzinki pod wiatą. Po burzy od razu lepiej, zmiana powietrza wyruszam dziękując za prąd. Szukałem stacji z prysznicem, nie mogłem znaleźć, mijam Malbork. Nagle patrzę strażacy, podjeżdżam, niszczę im system i pytam się o możliwość kąpieli. Na remizie robi się zaskoczenie, korzystam, opowiadam o sobie, podziwiają i chyba sami jeździć będą. Jadę na południe, zapada zmrok, znajduję ładny murowany przystanek, instynkt mój każe iść spać na nim. Zasypiam szybko i śpię długo.
Sobota (dzień czwarty)
Wyruszam szybko, jadę dalej wjeżdżam w Warmińsko Mazurskie, zadowolony, jeszcze tam rowerem nie kręciłem. Podróż mija na spokojnie, jadę powoli zdzwiony że noegi nie zakwaszone. Jadę i jadę, Zaczynają padać baterię, od czujnika tętna i kadencji. Wjeżdżam do Płocka, tam miałem w planach wrazie wu PKP i powrót. Ale mimo że tempo tempem, to jechać mi się chce. Zdobywam most na Wiśle, chwila odpoczynku, lubię przystanąć popatrzeć na rzekę. Po chwili wyjazd, jakiś kryzys dopada, do sklepu czekolada itp, zmieniam muzykę. Przejeżdżam przez wioskę, stoją ludzie przy grillu, mówię ładnie pachnie, zapraszają, Skorzystałem, posiedziałem z dwie godzinki, mówiąc o sobie. W głowie by o nocleg się zapytać, ale zaraz mnie irytować, nie którzy zaczynają, a-----l swoje robi dla kogoś kto trzeźwy jest. Uciekam dostać na podróż jedzonka, zadowolony. W głowie się rodzi plan by jechać, bez snu.
Niedziela (ostatni dzień)
Dojeżdżam na przystanek, zamiast wyciągać kalimatę, śpiwór i misia. Wyciągam kuchenkę, parzę kawulca, już wiem co będzie. Noc fajnie się jedzie, nad ranem też może być. Myślę że będę do 10tej maks, nawigacja prowadzi. Nagle każe w las, wjeżdżamy to był błąd. Tracę przyjemność, wewnętrzny spokój. Myślałem że wyjdę z siebie lub rzucę moim czarnym mustaczkiem. Głębokie wdechy wydechy, prowadzę rower w piachu dobre 4 kilometry, w **** dużo czasu tracę. Po wyjechaniu, uspokajam się, zaczyna doskwierać zmęczenie brak snu. Kolorowo też nie jest, bo ledwo co kręcę jest wiatr wprost we mnie. Oj ty wietrze, wzmacniasz mnie, zdmuchujesz pot z mojego ciała. Irytacja, ale jakoś spokojnie kręcę bez spiny mała zębatka z przodu. Dojeżdżam koło południa schodzę w mojego mustaczka, dziękując mu i mówiąc teraz odpoczynek od Ciebie...!!
Wnioski:
- kręć dalej, pisz i wystawiaj relację,
- śpij sobie tam gdzie Ci instynkt podpowiada,
- kontroluj siebie lepiej wolniej, dłużej niż z jęzorem na wierzchu,
- czasem warto poprosić o pomoc miejscowych rowerzystów,
- ładuj sprzęt w każdym możliwym miejscu.
Pozdrawiam uśmiechnięty rowerzysta.

#rowerowyrownik

Skrypt | Statystyki
  • 3
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

własny izotonik zrobiony pięć litrów


@romekpmc: z ciekawości, to nie lepiej uzupełniać na bieżąco? tzn np co 2 litry zrobić sobie postój pod jakąś żabką, kupić mineralną, i rozmieszać z proszkiem?
  • Odpowiedz