Wpis z mikrobloga

Mam wrażenie, że to ogromne parcie na mieszkanie w TOP 5-6 miast wojewódzkich w Polsce. A co za tym idzie kosmiczne ceny w kilku największych aglomeracjach wynikają z tego, że wielu ludzi za wszelką cenę chcą tam mieszkać, żeby "zdobyć prestiż" i chwalić się przed rodziną oraz znajomymi, że mieszkają w stolicy albo centrum Krakowa.

Przecież w takich Katowicach liczących 300-tysięcy mieszkańców, gdzie nie ma złej sytuacji na rynku pracy cena mieszkania za metr nadal oscyluje w okolicach 7300-7400 zł za metr kwadratowy. Tymczasem w Krakowie cena wynosi już ponad 14 tys. zł. Co takiego, z punktu widzenia przeciętnego Mirka czy Mirabelki ma Kraków czego nie mają Katowice albo inne miasta oscylujące w granicach 200-300 tysięcy mieszkańców? Ktoś mający dobry zawód i wykształcenie nie znajdzie sobie sobie pracy w Katowicach, Rzeszowie albo Lublinie? Nie ma tam kin, restauracji, teatrów, klubów nocnych, kawiarnii, zbiorkomu, Boltów, Uberów, McDonaldów i galerii handlowych? Ile osób mieszkających w Warszawie czy Wrocławiu korzysta z tych najbardziej ekskluzywnych miejsc, które są akurat dostępne tylko i wyłącznie w jednym mieście?

Po prostu daliście sobie wmówić, że poza Warszawą, Krakowem, Wrocławiem, Gdańskiem i Poznaniem nic nie ma i cywilizacja kończy się w promieniu 15-20 KM od nich. Tak więc płacicie za to gigantyczną kasę. W dobie Internetu, pracy zdalnej oraz rozwiniętej sieci dróg autostrad i ekspresówek można spokojnie siedzieć w jakimś większym Powiatowym albo mniejszym Wojewódzkim, pracować zdalnie lub hybrydowo i zarabiać dobre pieniądze. Ja mieszkając w Kielcach, które już podobno w ogóle nie nadają się do życia, zarabiam więcej niż większość tych co to od razu po studiach wyemigrowała do Krakowa i buja się od firmy do firmy. Nie stanowi dla mnie żadnego problemu raz czy dwa w tygodniu dojechać do KRK albo Lublina w sprawach służbowych jeśli takowe mam. Na dodatek płacę tu znacznie mniejsze pieniądze niż oni w KRK zarabiając mniej.

To nie jest tak, że jak pojedziesz do Warszawy albo Krakowa z automatu rzucą Ci czerwone dywany i będziesz zarabiał 10-15 k netto na starcie. Rozumiem wąskie grono specjalistów, którzy wyjeżdżają do Warszawy i rzeczywiście otwiera im to ogromną szansę na mega zarobki. No ale jak ktoś jedzie do stolicy, żeby sprzedawać abonamenty na słuchawce jakby nie mógł tego robić u siebie w Kielcach albo Rzeszowie i jeszcze się dziwi, że nie ma kasy na własne lokum to szczerze aż ciężko zrozumieć jaką logiką się kieruje w życiu. Chyba tą z Instagramowych rolek raperów albo youtuberów, że w Warszawie jeździ się po nocach nowym AMG, pija szampana za kilka kafli i pieniądze same się mnożą ( ͡° ͜ʖ ͡°)( ͡° ͜ʖ ͡°)

#nieruchomosci #gownowpis
  • 30
@Lambo994: zawodowo pewnie doszłabym do ściany w pewnym momencie gdybym została w mieście w którym się wychowywałam (wojewódzkie, spoza top5). Po prostu fizycznie nie byłoby dość klientów którzy byliby skłonni zapłacić za to, co umiem tyle, ile mi trzeba żeby żyć wygodnie. Bywam też w różnych wojewódzkich miastach z różnych powodów i w weekendy/wieczorami dzieje się tam dużo mniej, niż w Warszawie. Np co z tego, że jest kino - jak
@Yuri_Yslin: dokładnie tak Mireczku. W pełni się zgadzam z Twoim postem.

Ja bym się chętnie przeprowadził do powiatowego ale tak a) tylko jedno powiatowe wchodzi w grę (rodzinna miejscowość) - ale tam nie ma pracy ani żadnych rozrywek (np. Dobre kino, dobra silownia, jakies zajecia taneczne) b) ewentualne inne małe miejscowości ktore przylegają do wojewodzkiego ze wzgledu na prace - dojazd, korki, stracony ogrom czasu. Zycie opieralo by się głównie na
@Yuri_Yslin to mówią ludzie, którzy nie mają pojęcia o perspektywie jaką daje życie i praca w stolicy, gdzie można ciężko pracując osiągnąć zawodowo bardzo dużo, jakość usług tj lekarze nauczanie bije na głowę tzw miasta powiatowe, ścieżki rowerowe super komunikacja - mówię tu tylko o Warszawie