Wpis z mikrobloga

Przeglądam codziennie ogłoszenia o pracę i kisnę. Pomijam już te z wymyślnymi nazwami po angielsku, gdzie oferowaną pracą jest akwizycja lub wciskanie kołder przez telefon. Mistrzem świata są pracodawcy, którzy nie piszą na czym polega praca, nie podają nawet branży czy nazwy firmy, ale proszą o list motywacyjny. I co mam w nim niby napisać? Przyjmijcie mnie, proszę! Będę robić co mi każecie za półdarmo? I Janusze biznesu oferujący umowę o dzieło przy pracy dwuzmianowej w spożywczaku. To chyba ewidentny etat jednak, nie? A już całkiem rozbrajające są panie szukające opiekunki do dwójki/trójki dzieci, która jednocześnie ma ugotować, posprzątać, zrobić pranie, uprasować, wyjść z dziećmi na spacer i prowadzić lekcje angielskiego. Stawka? 6 zł za godzinę. Materiały oczywiście własne. Ech. #lolcontentbezrobotnego
  • 8