Aktywne Wpisy
USER_303 +16
Wszystkie znaki na niebie wskazują że mój brat jest ćpunem i niszczy sobie życie ... Ja nawet nie wiem co robić, nie da się z nim porozmawiać nawet ... Rozwiązaniem które coś by zmieniło to zgłosić na policję, ale nie chcę mu tego robić, może jeszcze da się coś od niego dowiedzieć, pomóc mu. Jakieś propozycje jak z nim porozmawiać ?
#pytanie #narkotykizawszespoko
#pytanie #narkotykizawszespoko
jabol6000 +233
#zwiazki #logikaniebieskichpaskow #logikarozowychpaskow #rozowepaski #niebieskiepaski
Klasycznie, proszę o poradę, wsparcie albo chociaż zrozumienie.
W wieku 16 lat wszedłem w związek z dziewczyną (nazwijmy ją Karolina), który trwał osiem lat. Poznaliśmy się jako gówniarze w liceum, razem wyprowadziliśmy się na studia, od razu mieszkaliśmy razem. Dogadywaliśmy się, ale też były spore różnice między nami. Ogólnie mam wrażenie, że przez to, że ten związek zaczął się w wieku niedojrzałym, to właśnie taki był - niedojrzały. W ogóle nie mogliśmy ze sobą rozmawiać tak na poważnie, nie umieliśmy, ona w końcu nie chciała spędzać ze mną czasu, ja jej ciągle docinałem, w końcu zrozumiałem, że nie może tak dłużej być, że oboje zasługujemy na coś lepszego, no i zerwałem. Długo mieliśmy kontakt po tym rozstaniu, jakby nie było to wszystko wiedzieliśmy o sobie, swoich problemach, rodzicach, rodzeństwie itp., to też zawsze się wspieraliśmy i żyliśmy w takim zawieszeniu, aż w końcu na dobre zerwaliśmy kontakt, znowu - tak miało być dla nas lepiej.
Ja po tym zerwaniu kontaktu mocno skupiłem się na sobie, poznałem dużo nowych ludzi, odkryłem nowe zainteresowania. Jak widzieliśmy się gdzieś przypadkiem na ulicy, obie strony patrzyły w przeciwną stronę, nie rozmawialiśmy ani razu od tego czasu. Jak miała urodziny to nawet walczyłem ze sobą, żeby nie napisać życzeń czy coś takiego, jak typowy eks z memów. Wiele razy przechodziła mi przez głowę myśl, że jak mamy być razem to kiedyś i tak będziemy, nawet za 20 lat, ale zawsze szybko ją tłumiłem.
Napisałem wyżej, że poznawałem dużo nowych ludzi. W nowej grupie poznałem dziewczynę, nazwijmy ją Ewa. Zaczęliśmy razem wychodzić, spotykać się, poznawać. Spodobała mi się, czułem się w końcu po raz pierwszy przy kimś dobrze i swobodnie. Nie rozpisując się za wiele - jesteśmy razem. Ewa w przeciwieństwie do Karoliny uwielbia spędzać ze mną czas, sama wychodzi z inicjatywą, żeby się spotkać - nawet jeśli jest zmęczona, zapracowana, znajdzie choć godzinę, żeby coś obejrzeć, posiedzieć, pogadać. Jest bardzo skromna (Karolina miała dość wysokie mniemanie o sobie), czym mnie zdecydowanie ujęła. Problem leży w tym, że boję się, że nie pokocham jej tak jak kochałem Karolinę. Dobrze pamiętam jakie miałem uczucia w sobie poznając swoją pierwszą dziewczynę, jakiego p13rd0lc4 miałem na jej punkcie, dosłownie całe moje ciało krzyczało, że ją kocha. Tutaj owszem, dobrze się przy niej czuję, kiedy jest obok naprawdę czuję, że ją kocham, mówię jej to, daję jej bliskość i chce ją dawać. Ale wiem, że to nie jest ta skala, co kiedyś do mojej byłej ukochanej. Do tego czasami losowo ogarniają mnie jakieś wyrzuty sumienia, że dla Ewy nie jestem taki kąśliwy, gburowaty jaki bywałem dla Karoliny, co dobrze wiem, że ją raniło (a pewnie wynikało to z tego, że zaniedbywała moje potrzeby spędzania czasu razem, no ale mniejsza już z tym, nie ma co się przerzucać winą). Zastanawiam się po prostu czy jakbym spotkał Karolinę teraz, jako dojrzały mężczyzna to moglibyśmy mieć dojrzały związek. Próbuję z całych sił nie porównywać, nie doszukiwać się porównań, ale moja głupia głowa wychwytuje nawet zalety Ewy jako coś, do czego dopowie "Karolina tego nie robiła, ciekawe czemu". Wiem, że to okropne i czuję się z tym strasznie. Ewa jest we mnie zakochana do szaleństwa, sama powiedziała mi, że nigdy tak jeszcze nikogo nie kochała, a ja nie mogłem jej tego samego odpowiedzieć.
Chciałbym poprosić was o spojrzenie na to z boku. Z jednej strony pocieszam się, że może przez to że mój pierwszy związek był tak długi i rozpoczął się za dzieciaka, przez co i ja, i Karolina nawzajem się zbudowaliśmy, to inaczej niż inni będę wchodził w związek. Czuję się jak wdowiec trochę. Nie chce zrywać z Ewą, jest wspaniała, traktuje mnie z miłością i szacunkiem. Z drugiej jednak strony, mam poczucie jakbym robił coś złego, jestem też niestety romantykiem i wpadają mi myśli pokroju, że może kiedyś wrócimy do siebie nawet na starość. Z Ewą różnimy się pod względem zainteresowań (właściwie nic czym ja się interesuję nie interesuje jej i vice versa) i choć dobrze nam się rozmawia, nieco mi tego brakuje. Choć wiem, że pewnie wracamy do punktu wyjścia - zbudowałem się z moją eks nawzajem, więc logiczne, że dzieliliśmy swoje zainteresowania. Boję się, że to prawda, że miłość trafia się tylko raz, a ja moją miałem i sam ją porzuciłem.
Sorry, że tak długi post, ale musiałem to gdzieś napisać. Tylko prośba, bez ocen, bo serio ciężko mi w tej sytuacji i bez tego..
─────────────────────
· Akcje: Odpowiedz anonimowo · Więcej szczegółów
· Zaakceptował: RamtamtamSi
· Autor wpisu pozostał anonimowy dzięki Mirko Anonim
Uszanuj to co masz, bo kombinując stracisz wszystko.
@mirko_anonim: I tym się przejmujesz?
Musisz pogodzić się z tym, że w pewnym wieku już nie będzie "szaleństwa nastolatków" w związku.
Do takiego szaleństwa może fajnie się wraca myślami, ale to
Miałem trochę podobną sytuację. Związek od liceum, szaleństwo, burza uczuć itd. Były między nami duże różnice, ale wydawało mi się, że to normalne i do pokonania. Trwało to kilkanaście lat, które dziś nazywam iluzją szczęścia.
Minął czas, burzliwe rozstanie
@mirko_anonim: potraktuj to jako zalete
Tęsknisz za byłą to się do niej odezwij, może się okaże, że ona wcale nie ma podobnie i sprawę będziesz miał rozwiązaną, trzeba będzie się z tym pogodzić. A może ona nadal będzie