Wpis z mikrobloga

472 497 + 112 + 3 + 8 + 9 + 9 + 3 = 472 641

Krótka i zupełnie niefascynująca opowiastka o tym, jak wespół ze @ZgnilaZielonka pojechaliśmy w prawo.



W prawo, bowiem Wolne Miasto Gdańsk leży właśnie po prawej stronie mapy.



A musieliśmy tam pojechać żeby ogarnąć dla Pani bikefitting.



Nasza epicka przygoda zaczęła się w ruinach Koszalińskiego dworca PKP i niemal nie zakończyła niecałe dwa kilometry dalej. Na torach bowiem, krzyżem leżąc a szynę traktując jako poduszkę, znalazł się jegomość nieznany, chyba ubrany w worek lniany i szal wełniany. Dalszego rozwoju wypadków można się z łatwością domyślić. Otóż, maszynista widząc ów jegomościa, wziął pociąg na plecy i przeniósł ponad tym bogobojnym nieszczęśnikiem.

Tak naprawdę to nie.

Ów bogobojny nieszczęśnik (wszak leżał krzyżem), można by rzec, stracił dla kolei głowę. Niechaj Haron ulituje się nad bezgłowym, bogobojnym miłośnikiem szyn kolejowych i łodzią (dla bezpieczeństwa) przeprawi go przez Styks.

Jak łatwo można się domyślić, wraz ze Zgniłą Zielonką utknęliśmy na rozdrożu rzeczywistości, ze dwa kilometry od domu. Gdyby nie to, że musieliśmy być nazajutrz w tej niemieckiej guberni, wrócilibyśmy do domu. Musieliśmy jednak czekać tak na Harona (który łódź swą musiał przez gęste zarośla przenieść) jak i na prokuratora (szczęśliwie nie generalnego bowiem było powyżej Zera stopni) którzy to czynności swoje i powinność wykonać musieli. Zeszło bez mała trzy godziny.

Nie nudziliśmy się jednak oczekując sił wyższych (najmniej o głowę) bowiem współopóźnionych pasażerów mieliśmy ciekawych. Obok bowiem siedziała matrona wiekowa, cokolwiek różowa, Stefania Decybelia głośno komentująca wydarzenia bieżące i starająca się przewidywać przyszłe. Zdesperowana ów matrona była na tyle, że umyśliła sobie zamówić Ubera, który by ją do samiuśkiego Słupska zawiózł. Nie zmiarkowała jednak, że Uber raczej nie zmieści się między pociągiem a pobocznymi krzaczorami… Moje oraz Zgniłej Zielonki sugestie, aby śmigłowiec zamówić bądź awionetkę, której sprawny pilot bez problemu wylądowałby na dachu pociągu pominięte zostały milczeniem (a to dlatego że nie zostały usłyszane przez Stefanię Symfonię)
Drugą z naszych współpasażerek była Śpiąca Wiesława w okularach nieco zdekompletowanych (ciekawe czy należały wcześniej do bogobojnego miłośnika kolei?), jak sam przydomek wskazuje, śpiąca na fotelach. Kiedy spała jej głównym zajęciem (poza spaniem rzecz jasna) było chrapanie. Kiedy zaś nie spała, włączał jej się tryb albo Armii Zbawienia, albo bufetowej ze szkolnej stołówki. Wiesława chciała bowiem wykarmić współpasażerów wiktuałami wyciągniętymi z przepastnej torby. Na początek chciała nas uraczyć plasterkami sera żółtego ale zgodnie z Zielonką odmówiliśmy. Widząc to, Stefania Decybelia odparła że jak to tak, bez chlebka. Bez chlebka się nie najemy! Po chwili znalazły się do tego sera bułki i masło, znalazł się też serek biały (chyba homo ale nie wiem) oraz pomidory. Nadal jakoś nie byliśmy głodni więc Stefania Decybelia wspadła na pomysł żeby nakarmić trzech lub czterech młodzieńców siedzących opodal… Chyba też nie byli głodni bowiem odmówili grzecznie.

Gdy Pan Prokurator oraz Haron zezwolili już na wyjazd pociągu nieco odetchnęliśmy. Może i dojedziemy późno, ale za to się nie wyśpimy przed sobotą.

Aby dziwnych pasażerów limit wyczerpać, w Słupsku wsiadł ostatni z nich. Obywatel Tczewa, który to jechał do gdańska ze Świnoujścia by drogą powietrzną dostać się do Szwecji. Obywatel który, po bliskim spotkaniu pociągu i miłośnika kolei, który dla tejże kolei stracił głowę, wysiadł w Koszalinie uznając słusznie że pociąg i tak nie ruszy zaś on sam będzie miał chwilkę na łyk wódeczki i ogóra kolegi. Plan był wyśmienity ale wykonanie raczej… Mało precyzyjne. Pociąg ni z tego ni z owego postanowił się cichcem oddalić z Koszalina bez wspomnianego mieszkańca Tczewa, jadącego ze Świnoujścia do Gdańska by polecieć do Szwecji. Część historii może się Państwu teraz nie spinać, no bo jak to, obywatel postury Janusza spod budki z piwem (rzekomo był żołnierzem) który wysiadł w Koszalinie wsiada w Słupsku? Rozwiązanie tej historii jest niezwykle proste. Otóż Janusz z Tczewa herbu Wiśniowa Pryta uciekający pociąg dogonił… Taksówką. Uber chyba dojeżdżał w okolice wylogowania się miłośnika kolei.

Tą oto historią należałoby podsumować wyjazd do niemieckiej enklawy zwanej Gdańskiem. Bikefitting udał się całkiem niezgorzej. Od razu po nim pojechaliśmy na pociąg powrotny, zahaczając uprzednio o maczka by posilić żołądki, uradować serca i ogórki. A że piszący te wysrywy zamawiał jedzonko, trafił na ostatnie indywiduum tego dnia… Mianowicie trafił w maczku na Janusza (ale innego!) który to zmierzył był mnie od stóp (obydwu) do głów (do jednej by być precyzyjnym) i w drugą stronę. Wzrok zatrzymał na moich pięknych, tęczowych skarpetach w rowery, pokręcił z niesmakiem głową, wywrócił oczyma (obydwojgiem oczu) i nadal w zadumie czekał na to, na co czekał.

A w niedzielę pojechaliśmy sobie wieczorkiem seteczkę z plusikiem, zbierając w drodze i w ogólnie rzecz biorąc przyzwoicie ładnych okolicznościach przyrody dwie gminki dla Pani:)

#rowerowyrownik #mordimernaszosie #100km

Skrypt | Statystyki
MordimerMadderdin - 472 497 + 112 + 3 + 8 + 9 + 9 + 3 = 472 641

Krótka i zupełnie ni...

źródło: sumapodstawyrownasiekwadratowioburamion

Pobierz
  • 4
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach