Wpis z mikrobloga

Co się odje.... W #pracbaza - długie.

Otóż razem z kolegami z biur zostaliśmy przesunięci na inwentaryzację. Bez radości, na przymus ale w sumie nie ma jak się rzucać. Przyjęliśmy to z godnością.

Po odejściu od świątecznego stołu, przemierzając puste ulice stawiliśmy się na magazynie o 8.00 we Wtorek i przystąpiliśmy do liczenia.

Co liczymy? Od śrubek po drogie cylindry hydrauliczne - taki profil firmy. Atmosfera topowa, żarty typowe dla grupy chlopów.

I tu zaczyna się akcja:
- Środa. Wpada jakaś s00ka z Grant Thorton na audyt inwentaryzacji. Spotkałem ją w biurze, gdy poszedłem się napić nucąc a raczej drąc mordę za lecącym w radiu "Dziewczyno jak wino uderzasz do głowy, aniele tak wiele ." Jej mina była zabójcza. Ale obiektywnie ładna i bardzo młoda laska. Kolegom się spodobała. Okazala się szmaciurą.

Ta otóż filigranowa dziewuszka napisała na nas takiego paszkwila, że źle liczymy, że niedokładnie, że nierzetelnie. No i inwentaryzacja do powtórzenia, bo na 25 sprawdzonych indeksów 3 byly z błędem. Takie wiesci chodzily już w środę ok. 16 ale dziś od rana liczyliśmy dalej.

Ok. 11 przyszła na komunikator wiadomość od managera z Holandii, że jest źle, ze będą poważne konsekwencje i uwaga, że pewne osoby SPECJALNIE źle liczyły. To niedorzeczne, bo wszyscy chcielismy zdać magazyn bez poprawek by jutro bylo wolne! Zabolało ale nikt nie odpisał i liczyliśmy dalej. O 11.40 info - przerwać liczenie! Jedzie szefowa. Wow. 3 dnia zadała sobie trud by przyjechać do nas z biura (1 km).

Wpadła. Od razu z mordą, że "co wy odwalacie panowie?". My takie WTF? Wylożyła nam kawę na ławę, że "Niektóre osoby robią mi na złość i pod górkę specjalnie! Przed przejęciem!" (Zostajemy w marcu przejęci). 20 minut tyrady. Słowa klucze:

- "Ja mam odpowiedzialność finansową za WASZE błędy!" (Fajnie, że nie było jej ani razu by skontrolować).
- "Wam się nie chce!" (Nikt nie pytał czy chcemy, premii też nie ma mimo, że reszta firmy ma wolne).
- "Ona będzie chciała dokument szkolenia z inwentaryzacji i sprawdzi czy macie wykształcenie" (Szkolenia żadnego nie było).
- "Zignorowaliście ją za mlody wygląd a to certyfikowany audytor!"

I na koniec "Do zobaczenia" - nikt nie odpowiedział.

W sumie nikt nic nie mówił, kolega próbował się dowiedzieć KTO robił niewłaściwie i CO ale nie uzyskał odpowiedzi, więc olał.

Było nam w #!$%@? przykro, bo serio z dziwnym zapałem do tego podeszliśmy a tu takie oskarżenia. Do skanowania wróciliśmy na olewce. W kuwetach z drobnicą mamy karteczki z ilosciami, więc na chama przepisujemy i tylko na nowo policzone zostają wartościowe elementy. Zeszło powietrze. Przed końcem dnia kierownik zadzwonił, by trochę zwolnić bo w 3h wskoczyło 75% indeksów, które zajęły nam 20h. To poszliśmy do domu. Jutro w nagrodę zamiast urlopu #!$%@? dalej.

Totalnie nie wiem co sie dzieje. Ciężko to opisać jaki klimat panuje. Przejęcie firmy rozumiem - manager i dyrektorka mogą czuć się zagrożeni ale co mnie to? Jutro gdy ponownie wpada ta sama audytorka (odważna dziewucha - gardzę tym podczłowiekiem) ja robię sobie przerwę bo nie umiem widocznie rzetelnie liczyć a siedzieć na dupie umiem rzetelnie.

Żenada. To chyba już #januszebiznesu

Co myślicie? Jak to ugryźć. Szefowa ma nas focha babskiego a jestem jedynym facetem w jej biurze, reszta siedzi na piętrze. Boje sie wracać do biura.

Nie można było zaoferować 500 pln premii i poszukać prawdziwie chętnych? Żenada. Jak w sylwestra złośliwie każe przyjść, to mnie nie ma.

#oswiadczenie #gorzkiezale #boldupy #korposwiat #zalesie
  • 8
  • Odpowiedz