Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
Pracownik korpo here, lvl 37. Uczucie braku sensu w mojej pracy zawodowej doskwiera mi z roku na rok coraz bardziej. Na początku byłem motywowany podwyżkami, awansami, wizją zarabiania większej kasy. Nawet kilka lat temu dałem się nabrać na slogany "masz wpływ na świat, pracuj z pasją" i inne bzdety wymyślone przez HR. Nawet w miarę lubiłem to co robiłem i udało mi się dojść do pozycji managera.

Niestety od jakiegoś czasu, czuję, że połknąłem czerwoną pigułkę z matrixa i zacząłem widzieć jak naprawdę to wygląda i nie potrafię wykrzesać z siebie optymizmu, motywacji, zaangażowania, które miałem kiedyś.

Zżera mnie jak toksyna myśl o tym, że moja praca nie ma większego wpływu na świat. Umówmy się, w korporacjach jest dużo stanowisk w których ciężko znaleźć większy sens. Napisano nawet o tym książkę "Bullshit Jobs".
Że coś tam klikasz, nie wiesz co do końca, ale klikasz, bo za to płacą.
Że na początku nawet próbowano ten wszechogarniający burdel układać i sprzątać, ale z czasem każdy się do tego przyzwyczaił i nawet nie próbuje z tym walczyć. Ja niestety mam silną potrzebę, żeby wszystko mieć względnie poukładane i w chaosie się nie odnajduję.
Że gdyby to była Twoja firma, to zupełnie inaczej byś to poukładał, ale że ktoś na górze ma inny pomysł to co się będziesz spalał energię, żeby zmienić ich zdanie.
Że panuje wszechobecny burdel, który każdego dnia trzeba ogarniać i AI jeszcze długo nie zastąpi ludzi, bo AI potrzebuje poukładanych danych wejściowych, żeby działać - w burdelu się nie odnajdzie.
Że próbują Ci brać beret hasłami "jesteśmy jak rodzina, pracuj z pasją, praca to nie praca - to pasja, że ludzie są najważniejsi" a tak naprawdę w firmie potrafią nie działać najprostsze rzeczy i rzygać się chce jak się tego słucha.
Że 8godzinny tryb pracy z 26dniami na urlop + weekendy to jakieś srogie nieporozumienie. Zbyt długa smycz, żeby nie zejść na zawał w wieku 40 lat, ale za krótka żeby żyć pełnią życia.
Że po całym dniu pracy jesteś wydrenowany z energii i nic Ci się nie chce, bo to jest kolejny dzień w których nie wydarzyło się nic ważnego.

I tak chodzę do pracy mając takie myśli, może nie codziennie, ale kilka razy w miesiącu się zdarza. Wizja pracy do 60 lat to jakieś srogie nieporozumienie dla mnie, bo czuję, że już teraz mi się nie chce. No ale żyć za coś trzeba.

Problemem jest to, że praca to aż 8 godzin dziennie i ciężko czuć szczęście w życiu jeśli prawie pół dnia oddajesz na coś, co w głębi serca jawi Ci się jako bezsensu.

Czy to specyfika mojej pracy, czy wszędzie tak jest? Czy ktoś ma podobnie? Jak sobie z tym radzicie?

Próbuję się motywować na różne sposoby, ale kończą mi się pomysły, a do emerytury daleko xD

8:45.. za chwilę zaczynamy kolejny dzień w korpo klatce xD Miłego dnia mirki

#praca #januszex #korposwiat #pracbaza #korpo

---
Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
ID: #63a2b8e8ac54d1c27d3b8f5e
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: Eugeniusz_Zua
Przekaż darowiznę
  • 7
#!$%@? ja nie pamietam kiedy po 8h mi dane było #!$%@?ć, teraz minimum po 10h i tak sobie myśle ile mógłbym ogarnąć mając te 2/3/4 godziny ekstra dla siebie… Zmień trochę też mindset, ja kiedy mam już serdecznie dość tego bezsensownego #!$%@? za bezcen, myślę sobie, że niby #!$%@? mam, ale przynajmniej mam dach nad głową, pełny brzuch i możliwość zmiany swojego losu. Niby nic, ale mnóstwo ludzi nie ma nawet tego…