Wpis z mikrobloga

Moje krótkie przemyślenia z eksploracji kadzidlaków. Może komuś ułatwią wybór, ale traktujcie je z przymrużeniem oka, bo chyba mam dziwny gust. Na razie będą tylko dwie części, wciąż wącham i analizuję nowe nabytki, które pojawią się w drugiej odsłonie.

część pierwsza.

Carner Botafumeiro
To w zasadzie od niego zaczęła się cała przygoda. Co prawda były wcześniej jakieś Loewe 7 Anonimo, AllSaints Incense City, Nou Oliban, ale jakoś nie wzbudziły we mnie emocji, ani nie obrzydziły, ani nie zaskoczyły pozytywnie, po prostu meh. Botafumeiro to też nie jest zapach stricte kadzidlany, stylistycznie jest bardziej przyprawowo-ambrowy. Przyprawowy charakter nadaje gałka muszkatołowa, wyrazista i trochę pylista. Główną rolę w tej sztuce moim zdaniem gra labdanum, bardzo ładnie podane, dymno-korzenne, odrobinę słodkawe, ale bez skojarzeń fizjologicznych. Towarzyszą mu styraks nadający charakterystyczny aromat, który osobiście odbieram jako mieszankę owocowych landrynek i spalenizny oraz tląca się cały czas delikatna kadzidlana smużka. Można w tym momencie pomyśleć, że uch, smrut i killer. Nie. Wręcz przeciwnie, zapach nie jest surowy, a przytulny i przystępny, trochę słodki, trochę dymny. Wzbudza zainteresowanie i złapał kilka komplementów. Niezwykle przyjemnie i komfortowo się go nosi, szczególnie jesienią i zimą, ale pięknie gra również w ciepły wrześniowy wieczór. Taki prawie mainstream. Bardziej niszową alternatywą może być bliźniaczo podobny Rouge Bunny Rouge Embers wyróżniający się dodatkowo nienachalnym akcentem goździkowym i balansem przesuniętym bardziej w kierunku żywicznym.

Miller et Bertaux Study # 23 | newsletter
Moją minirecenzję i wrażenia kolegi znajdziecie tutaj Moim zdaniem sztosik, choć wiem, że nie wszystkim uczestnikom rozbiórki się ten zapach spodobał. Nadal jest moim faworytem. Przestrzenny i noszalny kadzidlak na paczulowo-sandałowej bazie, który nie popada w typowo kościelne klimaty.
Muszę jednak uczciwie przyznać, że bardzo mi się podoba styl perfum sygnowanych przez panów Francisa Millera i Patricka Bertaux. One są jak wyluzowany jazz na żywo - przypadkowemu przechodniowi może wydawać się chaotyczny i improwizowany, ale te wszystkie pozornie przypadkowe nuty ładnie i z polotem zgrywają w harmonijną i przemyślaną całość. Na rynku zdominowanym przez bylejakość, tani produkt i szybki hajs, taka sztuka perfumeryjna jest czymś wyjątkowym.

Robert Piguet Casbah
Kadzidło ostre i zimne. Początkowo wyczuwam przede wszystkim dużo czarnego pieprzu, takiego aromatycznego prosto z młynka, a nie gryzącego pyłu. Do tego trochę bliżej nieokreślonych suszonych ziół, majeranek czy coś. Potem jak pieprz przygasa, to wyraźniej czuć drewniane wióry, suche, tartaczne, trochę pyliste (kto wąchał Bentley Absolute, ten wie jakie). W ogóle całość sprawia bardzo suche wrażenie. Po ok 4 godzinach faktycznie pojawia się jakaś mroczna zimna nuta, która w połączeniu z kadzidłem może przywodzić na myśl zimne kamienne ściany gotyckiej katedry. Dobry jakościowo zapach, znakomite parametry, ale czegoś mi w nim zabrakło.

#perfumy #zapachsutanny
s.....n - Moje krótkie przemyślenia z eksploracji kadzidlaków. Może komuś ułatwią wyb...

źródło: comment_1670501700HOcpMJntmbu5gkMuMebshi.jpg

Pobierz
  • 2