Wpis z mikrobloga

Zasadniczo wszystkie kraje świata możemy podzielić na trzy grupy.
Pierwsza, najlepsza, stanowi na szczęście zdecydowaną większość. Jako turysta w tych państwach, jeżeli opanowałeś choćby podstawy miejscowego języka i używasz go w kontaktach z miejscowymi, jesteś automatycznie lubiany przez kelnera/sprzedawcę/starszą panią na przystanku. Możesz mówić na poziomie „Cing ciang ciong ryś bez psia i czaj” – cała restauracja cię pokocha i wyjdziesz z zapasem kaczki po pekińsku na trzy dni. Powiesz łamanym niemieckim „Ich grossrosen lederhosen, bitte” – Helmut zrozumie i się ucieszy, że sąsiad uczy się jego języka. Nawet w tym kraju, jak gość z zagranicy powie chociażby „Szejś, jag sje maż”, to od razu jest milej widziany (zakładając, że nie mówi do narodowca).
Druga kategoria to przede wszystkim kraje anglojęzyczne: mieszkańcy zakładają, że ogarniasz podstawy ich języka, więc jakoś specjalnie nie ułatwiają ci życia. Na szczęście rozumieją też, że większości świata do szczęścia wystarczy umiejętność kupienia sobie ryby z frytkami i znalezienia kibla, więc nie zamordują cię, jak pomylisz akcenty w oryginale Makbeta, źle wypowiesz ‘Worcestershire’ albo dasz o jedno would za dużo w czwartym okresie warunkowym. Zakładając, że nie jesteś w Teksasie i odruchowo po tym nie palniesz „Ayyy carramba”.
No i jest, #!$%@?, Francja.
Pieprzonym żabojadom paręset lat temu odbiło na punkcie zajebistości swojej kultury: uznali się za kustoszów świata, mieszkańców Miasta Świateł, największych artystów, Chrystusa naro... A nie, czekaj. W każdym razie Francuzi są na drugim biegunie, jeżeli chodzi o turystów mówiących ich językiem. Wypowiesz o jedną głoskę za dużo, czyli cztery w siedemnastoliterowym słowie? #!$%@?. Powiesz po ludzku „99”, a nie „cztery dwadzieścia dziesięć dziewięć”? Kolejny #!$%@?, przepraszam, wkuhw. Zamówisz bagietkę w Marsylii z paryskim akcentem? W najlepszym razie cię zignorują. Spytasz się błędnie, gdzie jest toaleta? I ty, i Francuz się zesra. Przejdziesz odruchowo w rozmowie na angielski? #!$%@? Czas Apokalipsy. Sam się ostatnio spytałem miejscowych w Neuf-Brisach przy granicy ze Szwajcarią, jak dojść na plac de Gaulle’a, to się na mnie wydarli, żebym się, inszallah, francuskiego nauczył.
Reasumując: Alzację oddać Niemcom, wieżę Eiffla sprzedać na złom, Notre Dame spalić, bagietki i ommelette du fromage zdelegalizować, a państwo podporządkować Anglikom – może wtedy Francuzi się czegoś nauczą i zaczną szanować umiejętności językowe turystów. A Napoleon ruchał dzieci.

#francja #pasta #heheszki
  • 38