Wpis z mikrobloga

Wiecie, mam pewien dysonans poznawczy obserwując imigrantów pracujących w polskich sklepach.
Z jednej strony fajnie, że są zagraniczni ludzie których można wykorzystać do takiej pracy, bo inaczej byłyby braki personalne.
Ale z drugiej strony jeśli już pracuje się w sklepie to należałoby znać asortyment który takiego pracownika otacza.

I o ile z moich doświadczeń wynika, że Ukraińcy przynajmniej się starają, to pozostałe narody wolą tkwić w nieświadomości.
Nieopodal mnie znajduje się taki dość spory sklep - taki supermarket. Czasami tam chodzę, jeśli mam po drodze.

Niestety ktoś o całkowitym braku wyobraźni uznał, że dobrym rozwiązaniem będzie obsadzenie stanowiska mięsnego przez dwie Wietnamki (chyba), nieposługujące się językiem polskim.

Początkowo próba wywalczenia przywileju zakupu mięsa w tym sklepie wyglądała tak:
- Poproszę 2 udka z kurczaka

I nagle wpatrywałeś się w całkowicie nic nierozumiące oczy dziewczyny, która nie ma bladego pojęcia o czym mówisz. No więc powtarzasz akcentując każdą literę:
- 2 U-D-K-A. Z K-U-R-C-Z-A-K-A.
Nadal nic, ale pracowniczka sklepu proponuje wyjście z tej sytuacji:
- Paciem!

Teraz z kolei Ty nie masz pojęcia o co chodzi.
No i patrzycie na siebie nawzajem zupełnie tępym wzrokiem.
Nie trwa to długo, bo dziewczyna jest w pracy, wpatrywanie się trwa, a czas to pieniądz.

-Paciem! Paciem! - domaga się energicznie prostując palec wskazujący, który obecnie wskazuje sufit.

Nagle spływa na Ciebie ogrom zrozumienia:
- Aaaa, palcem!

No i pokazujesz palcem te fragmenty martwego zwierzaka, które upatrzyłeś sobie na kolację.
Ale ponieważ w lodówce znajduje się mnóstwo różnych fragmentów, metoda eliminacji pomiędzy wątróbkami, skrzydełkami, serduszkami, piersiami i kawałkami indyka trwa, bo wskazywanie "paciem" jest niezbyt precyzyjne.

Dobrze, że przynajmniej ilość tych kawałków łatwo pokazać na palcach, bo każdy poza Rzymianami rozumie gest wyprostowanego palca wskazującego i środkowego.

Tak w sumie, miałeś kupić jeszcze boczek, ale chrzanić to...
Pokonałeś barierę językową i teraz ten kurczak będzie smakował 3 razy bardziej.

No i tak było rok temu.
Dziś wszedłem do sklepu cały na czarno, pełen nadziei że coś się zmieniło.

Wietnamka (chyba) wbiła we mnie zaciekawione spojrzenie.
W lodówce panował bałagan, jedne kawałki mięsa leżały na innych, więc całej różnorodności asortymentu nie było widać.
No więc pytam „czy jest pręga?” ostrząc sobie w myślach apetyt na gulasz.
Tym razem Wietnamka (chyba) zaczęła lustrować własne otoczenie. Na koniec stwierdziła:
- Nie ma. To cio widać!
- A cio...TFU! A co to jest? - spytałem wskazując „paciem” na hermetycznie zapakowany w folię kawałek wołowiny.

Dziewczyna wzięła do ręki opakowanie i przyjrzała się etykiecie.
„O kurczę, nauczyła się czytać po polsku!” stwierdziłem z uznaniem.
Niestety moje uznanie dla jej talentów edukacyjnych zostało pogrzebane do jej odpowiedzi.
- To to nie. To GOLEŃ! - stwierdziła ze smutkiem dziewczyna, która od ponad roku pracuje na pierwszej linii kontaktu z klientem na stoisku mięsnym.

#gotujzwykopem #imigranci trochę #pasta i trochę #ukraina

A niegotującym wyjaśniam, że goleń to pręga.
  • 15
@maegalcarwen: Ten sklep to w ogóle jakiś inny wymiar. Pół roku temu niechcący rozmawiałem z kierowniczką.
Musiałem wykłócać się z kasjerką, że policzyła mi za mało za zakupy. Słowo honoru!
Za cały wózek zakupów wyszło jej jakieś 20 - 30 złotych.
Nawet jej do głowy nie przyszło, że taka ilość towarów powinna kosztować więcej.
No więc powiedziałem jej "chyba Pani żartuje, sama herbata którą kupiłem kosztuje więcej".

I tym wjechałem na
@paramyksowiroza: Alem się uśmiała ( ͡° ͜ʖ ͡°) Wesoło macie w tej Warszawie, no nic, kierownik sklepu popełnił błąd ale chyba był bez wyjścia jeśli tak już się stało.
Zainstaluj może tłumacz mowy, weź telefon, ustaw na głośnik i przetłumaczy z polskiego na cing-ciang-ciong, wszyscy będą zadowoleni.

Przypomniałeś mi akcję w sklepie z chińskim badziewiem sprzed lat. Kupiłam ładny, tandetny zegarek, stoję przy kasie, zapłaciłam i nie
@arinkao: XD
W sumie to ciekawe, że taki optymizm i radość w nieradzeniu sobie z każdą sytuacją w naszym społeczeństwie przejawiają głównie politycy.
Czy to z jednej strony czy z drugiej, zrobią coś źle, a potem odtrąbią sukces i stwierdzą, że "napławione!".

Wybacz, że wrzucam tu komentarz o polityce, ale tak jakoś mi się skojarzyło, że u tych Azjatów to wszyscy są z siebie zadowoleni. U nas zadowolona jest tylko ta
@arinkao: A wiesz, zwróciłaś mi uwagę na ciekawą rzecz.
Przewertowałem sobie w myślach wszystkie azjatyckie przepisy które znam i faktycznie w żadnych z nich nie ma ani odrobiny sera.
No, niby są te japońskie serniki, ale tam też idą jakieś zagraniczne produkty więc nie wiem czy to nie są jakieś nowoczesne wynalazki.
Ciekawa sprawa, trzeba zgłebić temat...
@paramyksowiroza: Oni wszyscy tak mają, od chińczyków, przez Koreę, Japonię, Bali itp. Ser można kupić, zagraniczny i bardzo drogi. Z jogurtami podobna sprawa. Zamiast sera jedzą ryż. Szynek i kiełbas takich jak my znamy też nie uświadczysz, raczej serdelka i mortadelę.
@arinkao: Heh, pamiętam jak Tata wrócił z Japonii i naprzywoził nam japońskich słodyczy. Niemal wszystko smakowało jak fasola z cukrem :)
To nie było złe, ale osobno czuło się tę mączność jak z fasoli i osobno słodycz :)
O ile uwielbiam azjatycką kuchnię, to w paru obszarach się nie popisali :)
@paramyksowiroza: To sa fascynujace doswiadczenia.... Serio. Dziwnie mi sie o tym teraz czyta.

Pierwszy raz w USA bylem w 2005 roku - a wiec 17 lat temu.

Nasz kraj wygladal wtedy inaczej. I sporo rzeczy wywolywalo u mnie niesamowite zdziwienie.

Jedna z tych rzeczy bylo to, ze bylo tam sporo ludzi, ktorzy nie mowili po angielsku. Wedlug roznych szacunkow podobno do nawet 1/3 Californi nie mowila po angielsku. Jako imigrant na