Ostatnie zdjęcie małego Henia zrobione w piątek. W sobotę zrobiło mu się trochę gorzej, znowu biegunka i wymioty jak miesiąc temu. Pojechaliśmy do weterynarza, dostał kroplówkę i 5 zastrzyków na wzmocnienie, jakieś przeciwzapalne i na zatrzymanie odruchu wymiotnego. Myśleliśmy, że tak jak ostatnim razem troszkę się pomęczy i znowu wyzdrowieje (╥﹏╥) po powrocie zaczął się moczyć, nawet nie wiedział, że sika. Biedaczek. Na niedzielę Henio miał mieć wizytę na 10:30 pewnie kroplówka itp.
Wczoraj w niedzielę o 7 rano żona mnie budzi, żebym zobaczył co tam u niego. Idę do niego a on leży w transporterze na boku. Myślałem, że może w końcu sobie pospał w końcu. W końcu, bo cały poprzedni dzień bardzo go bolał brzuch i nie potrafił położyć się na boku tylko leżał na wprost skulony. Popatrzył na mnie takim ospałym wzrokiem jakby dopiero się obudził. Wziąłem go na dwór, żeby dać mu wody. A on leżał na boku, bo nie miał sił już inaczej (╥﹏╥) szybko oddychał i miał zawieszony w jeden punkt wzrok. Ale oddychał. Szybko telefon gdzie tutaj jest weterynaria możliwa czynna w niedzielę. Jest. 30 minut drogi stąd. Zapakowaliśmy się do samochodu. Moja obok z Heniutkiem na kolanach i płacze z bezsilności. Potem mówiła, że tylko dwa razy spojrzał na nią jak jechaliśmy, tak głęboko w oczy na kilka sekund. Jesteśmy na miejscu po 15 minutach. Szybko biorę go na ręce, ale zaczyna się wyrywać, aż mnie drapnął do krwi i chyba nawet raz delikatnie wydał z siebie głos. Dałem go szybko do transportera i pobiegłem do weterynarii. Drzwi zamknięte. Dzwonię do niej, gdzie jest. Mówi, że za 5 minut bedzie, bo jedzie z innego miasta. Otwieram transporter, żeby wziąć na ręce. Henio już zemdlał. Ciało zupełnie bezwładne. Takie malutkie. Miał nieco ponad 5 miesięcy. Stracił oddech. Siadłem na ziemi opierając się o drzwi weterynarii, podkuliłem nogi w kolanach. Położyłem go na sobie i starałem się go reanimować. Dzwonię do niej gdzie jest. Mówi, że 2 minuty i będzie. Nie pamiętam kiedy tak płakałem. Starałem się go ocucić. Prosiłem, żeby się obudził. Nie wierzyłem w to co się dzieje. Otwierałem pyszczek, żeby udrożnić mu drogi oddechowe, bo język miał już bezwładny. Robię mu masaż serca cały czas. Jakiś pan obok przechodzi z psem na spacer i zatrzymuje się niedaleko mnie pytając czy wszystko ok. Nawet nie wiem co mu z tej całej rozpaczy powiedziałem. Henio miał już tylko pusty wzrok, czerń źrenic zaczęła się robić taka dziwnie zielona, połyskująca. Nie ruszał się zupełnie. Za moment słyszę, że drzwi do weterynarii się otwierają. Daliśmy go szybko na stół. Zobaczyła go i powiedziała, że jest jej przykro. Nie ma leku, by mogła go przywrócić nam do życia. Jego malutkie ciało leżało na stole, a ja zastanawiałem się jak powiedzieć o tym żonie, która czekała paręset metrów na parkingu w samochodzie.
Bardzo go kochaliśmy. Żona wzięła go z pracy, bo jakaś kotka się okociła i chciała się nim zaopiekować. Kiedyś u niej w domu nigdy nie uznawano kota i mówiono, że psy są lepsze. Ja stwierdziłem, że zrobię wszystko, by zmieniła zdanie i go pokochala. Wychowywałem go najlepiej jak mogłem. Spędzałem z nim kilka godzin dziennie, bawiąc się i dając mu miłość i ciepło. Uczyłem go jak się wspinać po drzewach, żeby nabierał kondycji i szybkości. Po jakimś czasie zrobiła się z niego taka przylepa, że tylko cały czas chodził za ludźmi. Nie wychodził za ogrodzenie. Bardzo lubił wskakiwać na kolana, albo pobujać się na hamaku w ciepłe dni. Chciał być bardzo z ludźmi. To niesamowite, bo inne kocurki w jego wieku ciężko tak oswoić. Był najlepszym zwierzakiem jakiego znałem. Szkoda, że nie zobaczył nigdy śniegu. Szkoda, że tak się męczył pod koniec. Przecież to jeszcze było tak naprawdę dziecko. Moja żona tak go pokochała, że teraz mam wyrzuty sumienia. Ale wiem, że to już tylko niepotrzebne rzeczy wchodzą do głowy. Bardzo za nim tęsknimy, mimo, że znaliśmy go tylko przez kilka miesięcy. Henio leży teraz na ogrodzie, pod taką ogromną magnolią, pod którą często spał chowając się przed słońcem. Śpij mały. Będziemy o Tobie pamiętać.
@Antol: Tylko bezduszne osoby, które nigdy nie miały zwierzaka-przyjaciela zrozumieją jaki to ból gdy ten przyjaciel odchodzi do krainy wiecznych łowów. Wpółczuję mireczku, trzymaj się!
@Antol: wiem, że teraz boli, ale nic bardziej nie pomaga, jak kolejny zwierzak. Zastanów się nad przygarnieciem jakiegoś malucha. Polecam, żeby zwierzak był całkowicie domowy z mniejsze niebezpieczeństwo, że coś może mu się stać. Trzymaj się! @SkosnookiChinczyk: czy bezdomny jest całkowicie zależny od innych ludzi? Czy bezdomny może sam poprosić o pomoc? Czy stan bezdomnego jest spowodowany jego własnymi działaniami? Odpowiedź sobie sam na to pytanie i postaw
@Antol może jakaś roślina w domu lub ogrodzie była trująca dla kota? Jakaś lampa solna (zwierzaki zaczynają lizać I kończy się niewydolnością nerek), albo zjadł jakąś otrutą mysz na dworze
ale to co tutaj przeczytałem to jest trochę aż chore. Trzeba umieć pogodzić się ze śmiercią i tyle.
@Kiciket: Może ja jestem p----------y ale nigdy (z tego co pamiętam) nie płakałem po zwierzakach. Smutek? Żal? Tak ale nic poza tym... Psa/kota/kanarka/szczura traktuje bardziej jak kumpla czy współlokatora niż rodzinę.
@Antol: morfologia to mało u kotów, dobrze też zrobić biochemię, żeby móc ocenić pracę nerek/wątroby. i jeśli przygarniecie w przyszłości kolejnego kotka, to go nie wypuszczajcie. chyba że woliera albo szelki. nie wiesz, co było Heniowi, ale to mogło być coś, co nie przyplątałoby się, gdyby kot nie wychodził. potrzeby kota można zaspokoić w domu, a jego bezpieczeństwo jest nieporównywalnie większe. trzymajcie się, ja też to przeżyłam w tym roku
@Antol: (╯︵╰,) Wiem że nie chcesz o tym słyszeć ale rozejrzyj się za pół roku, na wiosnę za kociakami do oddania. W gazetach, na fb, olx cały czas są takie ogłoszenia, te śliczne kocieta są w większości skazane na bezdomność i szybką śmierć. Mój kot ma 7 lat, jest w domu, nie wypuszczany, nie wiem co zrobie jak go zabraknie, nie chce nawet o tym myśleć.
@Antol: przykro mi bardzo, nie ma nic smutniejszego niż odejście przyjaciela. Rozpacz to normalna rzecz i nie słuchaj tych którzy będą mówić, że "to tylko kot".
Ja nadal tęsknię za moją kotką, ale pocieszę Cię, że w końcu da się opanować tą rozpacz i zastąpić ją dobrymi wspomnieniami.
Jakbyś potrzebował rad jak sobie radzić z żałobą to pisz na pw.
@Kiciket: Ha tfu ci na twarz, chore to ty masz pojecie na temat relacji ze zwierzetami. Pewnie jestes ten po mesku chowany, co pies tylko w budzie, a kot od lapania myszy. W---------j ze swoim “to jest chore”, idz pierdziec tym scierwem wpojonym ci przez starych pod bude z piwem pod swoim mieszkaniem.
@SkosnookiChinczyk: Mam nadzieje, ze pisales tego posta pochylajac sie wlasnie nad jakims bezdimnym, obmywajac jego zaropiale rany i karmiac reka delilatesami. Ha tfu, czlowiek to jednak tez zwierze, co?
@onuceSzatana Co ty piszesz kolorowy dzbanie? Sam miałem psa i nie trzymałem na łańcuchu ani w budzie. Po prostu tutaj op i jego żona według mnie przeżywa to za bardzo. Świat jest jaki jest i tyle, śmierć jest naturalna i trzeba być do niej przygotowanym. . Żegnamy psa lub kota i bierzemy następnego, najlepiej ze schroniska, a poprzedni zostaje w naszej pamięci.
@Kiciket: Kazde ze zwierzecych zyc jest warte tyle samo, co twoje i twoich ofajdanych bachorow, zapamietaj to sobie dobrze, zanim zaczniesz toczyc srake na temat tego, jak ktos przezyl smierc swojego pupila. Ha tfu ci na ryj i twoje prawackie chowanie, widac na kilometr, ze to wsiurskie poglady ludzi o prostackich pogladach. Tecza w dupe piecze? Slysze wycie, znakomicie! To taki moj osobisty detektor na ludzi ulepionych z tego, co
W sobotę zrobiło mu się trochę gorzej, znowu biegunka i wymioty jak miesiąc temu. Pojechaliśmy do weterynarza, dostał kroplówkę i 5 zastrzyków na wzmocnienie, jakieś przeciwzapalne i na zatrzymanie odruchu wymiotnego. Myśleliśmy, że tak jak ostatnim razem troszkę się pomęczy i znowu wyzdrowieje (╥﹏╥) po powrocie zaczął się moczyć, nawet nie wiedział, że sika. Biedaczek. Na niedzielę Henio miał mieć wizytę na 10:30 pewnie kroplówka itp.
Wczoraj w niedzielę o 7 rano żona mnie budzi, żebym zobaczył co tam u niego. Idę do niego a on leży w transporterze na boku. Myślałem, że może w końcu sobie pospał w końcu. W końcu, bo cały poprzedni dzień bardzo go bolał brzuch i nie potrafił położyć się na boku tylko leżał na wprost skulony. Popatrzył na mnie takim ospałym wzrokiem jakby dopiero się obudził. Wziąłem go na dwór, żeby dać mu wody. A on leżał na boku, bo nie miał sił już inaczej (╥﹏╥) szybko oddychał i miał zawieszony w jeden punkt wzrok. Ale oddychał.
Szybko telefon gdzie tutaj jest weterynaria możliwa czynna w niedzielę. Jest. 30 minut drogi stąd. Zapakowaliśmy się do samochodu. Moja obok z Heniutkiem na kolanach i płacze z bezsilności. Potem mówiła, że tylko dwa razy spojrzał na nią jak jechaliśmy, tak głęboko w oczy na kilka sekund. Jesteśmy na miejscu po 15 minutach. Szybko biorę go na ręce, ale zaczyna się wyrywać, aż mnie drapnął do krwi i chyba nawet raz delikatnie wydał z siebie głos. Dałem go szybko do transportera i pobiegłem do weterynarii. Drzwi zamknięte. Dzwonię do niej, gdzie jest. Mówi, że za 5 minut bedzie, bo jedzie z innego miasta. Otwieram transporter, żeby wziąć na ręce.
Henio już zemdlał. Ciało zupełnie bezwładne. Takie malutkie. Miał nieco ponad 5 miesięcy. Stracił oddech. Siadłem na ziemi opierając się o drzwi weterynarii, podkuliłem nogi w kolanach. Położyłem go na sobie i starałem się go reanimować. Dzwonię do niej gdzie jest. Mówi, że 2 minuty i będzie.
Nie pamiętam kiedy tak płakałem. Starałem się go ocucić. Prosiłem, żeby się obudził. Nie wierzyłem w to co się dzieje. Otwierałem pyszczek, żeby udrożnić mu drogi oddechowe, bo język miał już bezwładny. Robię mu masaż serca cały czas. Jakiś pan obok przechodzi z psem na spacer i zatrzymuje się niedaleko mnie pytając czy wszystko ok. Nawet nie wiem co mu z tej całej rozpaczy powiedziałem. Henio miał już tylko pusty wzrok, czerń źrenic zaczęła się robić taka dziwnie zielona, połyskująca. Nie ruszał się zupełnie. Za moment słyszę, że drzwi do weterynarii się otwierają. Daliśmy go szybko na stół. Zobaczyła go i powiedziała, że jest jej przykro. Nie ma leku, by mogła go przywrócić nam do życia. Jego malutkie ciało leżało na stole, a ja zastanawiałem się jak powiedzieć o tym żonie, która czekała paręset metrów na parkingu w samochodzie.
Bardzo go kochaliśmy. Żona wzięła go z pracy, bo jakaś kotka się okociła i chciała się nim zaopiekować. Kiedyś u niej w domu nigdy nie uznawano kota i mówiono, że psy są lepsze. Ja stwierdziłem, że zrobię wszystko, by zmieniła zdanie i go pokochala. Wychowywałem go najlepiej jak mogłem. Spędzałem z nim kilka godzin dziennie, bawiąc się i dając mu miłość i ciepło. Uczyłem go jak się wspinać po drzewach, żeby nabierał kondycji i szybkości. Po jakimś czasie zrobiła się z niego taka przylepa, że tylko cały czas chodził za ludźmi. Nie wychodził za ogrodzenie. Bardzo lubił wskakiwać na kolana, albo pobujać się na hamaku w ciepłe dni. Chciał być bardzo z ludźmi. To niesamowite, bo inne kocurki w jego wieku ciężko tak oswoić. Był najlepszym zwierzakiem jakiego znałem. Szkoda, że nie zobaczył nigdy śniegu. Szkoda, że tak się męczył pod koniec. Przecież to jeszcze było tak naprawdę dziecko. Moja żona tak go pokochała, że teraz mam wyrzuty sumienia. Ale wiem, że to już tylko niepotrzebne rzeczy wchodzą do głowy. Bardzo za nim tęsknimy, mimo, że znaliśmy go tylko przez kilka miesięcy.
Henio leży teraz na ogrodzie, pod taką ogromną magnolią, pod którą często spał chowając się przed słońcem. Śpij mały. Będziemy o Tobie pamiętać.
#pokazkota #feels #zalesie
@SkosnookiChinczyk: czy bezdomny jest całkowicie zależny od innych ludzi? Czy bezdomny może sam poprosić o pomoc? Czy stan bezdomnego jest spowodowany jego własnymi działaniami? Odpowiedź sobie sam na to pytanie i postaw
@Kiciket: Może ja jestem p----------y ale nigdy (z tego co pamiętam) nie płakałem po zwierzakach. Smutek? Żal? Tak ale nic poza tym... Psa/kota/kanarka/szczura traktuje bardziej jak kumpla czy współlokatora niż rodzinę.
Jutro będzie lepszy dzień.
i jeśli przygarniecie w przyszłości kolejnego kotka, to go nie wypuszczajcie. chyba że woliera albo szelki. nie wiesz, co było Heniowi, ale to mogło być coś, co nie przyplątałoby się, gdyby kot nie wychodził. potrzeby kota można zaspokoić w domu, a jego bezpieczeństwo jest nieporównywalnie większe.
trzymajcie się, ja też to przeżyłam w tym roku
Wiem że nie chcesz o tym słyszeć ale rozejrzyj się za pół roku, na wiosnę za kociakami do oddania. W gazetach, na fb, olx cały czas są takie ogłoszenia, te śliczne kocieta są w większości skazane na bezdomność i szybką śmierć.
Mój kot ma 7 lat, jest w domu, nie wypuszczany, nie wiem co zrobie jak go zabraknie, nie chce nawet o tym myśleć.
Ja nadal tęsknię za moją kotką, ale pocieszę Cię, że w końcu da się opanować tą rozpacz i zastąpić ją dobrymi wspomnieniami.
Jakbyś potrzebował rad jak sobie radzić z żałobą to pisz na pw.
@Antol: no spoko zgłaszam do stacji sanitarno epidemiologicznej. Jak coś usunięcie wpisu nie pomoże bo zabezpieczyłem wszystkie dowody.
Pies czy kot to nie dziecko, a mam wrażenie,
Komentarz usunięty przez moderatora