Wpis z mikrobloga

Jego [najbardziej bodaj znanego przedstawiciela i propagatora teologii politycznej - Carla Schmitta] wywód prowadzi od ewangelicznego przesłania, zawierającego nakaz miłowania nawet nieprzyjaciół, do tezy o nieuchronności podziału ludzi na przyjaciół i wrogów jako podstawy ładu politycznego. Nakaz miłowania bliźniego ma według tej wykładni zastosowanie jedynie w relacjach osobistych, personalnych, ale nie w stosunkach politycznych. Odwoływanie się do Biblii czy Ewangelii dla uprawomocnienia takich czy innych form regulacji tych stosunków jest jednak zbędne, skoro przyjmuje się, że treść owych świętych ksiąg do nich akurat się nie stosuje. Podobnie zresztą wywodzili i wywodzą polscy nacjonaliści deklarujący się jako gorliwi katolicy — że uniwersalizm i altruizm ewangeliczny nie ma zastosowania do stosunków politycznych, rządzących się względami partykularnymi i egoistycznymi na wzór darwinowski.

Luc Ferry z niepokojem i troską zastanawia się, czy jest możliwe nadanie demokracji żywotności i dynamiki bez odwoływania się do jakiegoś wyższego porządku i systemu wartości. „Polityk republiki islamskiej może czerpać swą siłę z faktu, że jest wcieleniem Absolutu. Przywódca nacjonalistycznego państwa może ciągle w oczach swoich współziomków uchodzić za reprezentanta wyjątkowego geniuszu swego narodu, świętości wyższej niż wszyscy poszczególni jego członkowie […] Przywódca rewolucyjny zachowuje słabsze lub silniejsze poczucie, że dana mu jest święta misja. Bóg, Ojczyzna, Rewolucja uświęcają «wielkie plany». Natomiast polityk w kraju laickim i demokratycznym musi stać się jedynie drobnym urzędnikiem […] Czyżby nasze gnuśne demokracje były tak mało podniecające, że nie mogą wywołać w nas już żadnych uczuć?”. I sam sobie odpowiada: „Spójrzmy jednak na inne regiony świata: od Algierii do Iranu, od Serbii do Rwandy, od Sudanu do Indii czy Kambodży, poprzez Egipt, integryści wszelkiej maści z takim okrucieństwem przelewają krew swoich narodów, że mamy wszelkie powody, aby cieszyć się z naszej uprzywilejowanej sytuacji” [Ferry 1998, 154–155].

Zgadza się jednak z Taylorem, że żeby utrzymać i poprawić tę sytuację, nie można pozwolić na zastąpienie integryzmu czy fundamentalizmu teocentrycznego przez materialistyczny i redukcjonistyczny naturalizm, dlatego proponuje humanizm spirytualistyczny, zachowujący perspektywę transcendentną, ale wpisaną w immanencję ludzkiej świadomości. W ten sposób zostaje uratowana nie tylko duchowość, ale i duch wspólnoty, oparty jednak nie na przymusie tradycji lub przynależności, ale wspólnotowo (transcendentnie) zorientowanej świadomości indywidualnej (świadomym życiu we wspólnocie). „Jeśli dodamy, że to ludzie nadają wartość owym niedogmatycznie pojętym transcendencjom, to będziemy mogli włączyć je do kategorii świętości, czyli czegoś, co sprawia, że poświęcenie jest w ogóle możliwe” [tamże, 174]. To nie tylko postulat czy pobożne (nomen omen) życzenie, lecz faktycznie zachodzące procesy. Na przykład „jednym z ważnych przesunięć w światopoglądzie nowej duchowości było przeniesienie sacrum z transcendencji do immanencji […] W tych ujęciach nie tylko nowa duchowość, ale i różne «świeckie» formy duchowości, które odgrywają rolę sensotwórczą, zapewniają poczucie wspólnotowości i pozwalają na realizowanie wartości uznawanych za pozytywne” dla tych wspólnot [Pasek 2013, 101, 108].

Jak się okazuje, w rankingach standardów życia politycznego najwyższe miejsca zajmują regularnie państwa najbardziej zlaicyzowane, respektujące rozdział kwestii politycznych od religijnych. W pierwszej dziesiątce takich rankingów plasują się państwa skandynawskie, kraje Beneluksu oraz Szwajcaria, a z pozaeuropejskich Nowa Zelandia, Australia i Kanada. Na ogół to właśnie „człowiek, który odwraca swą uwagę od świata nadprzyrodzonego i skupia spojrzenie na świecie doczesnym i czasie obecnym (saeculum oznacza przecież również «obecna pora, doba») podejmuje wysiłek urzeczywistniania ideałów pluralizmu i tolerancji oraz stara się zapobiec narzucaniu partykularnych wizji świata środkami przypisywanej im [tym wizjom] władzy” [Zabala 2010, 27].

Natomiast w społecznościach ludzi skoncentrowanych na świecie nadprzyrodzonym i z niego czerpiących dyrektywy postępowania, w tym również polityczne — czego przykładem liczne kraje muzułmańskie — na ogół dochodzi do narzucania owych partykularnych wizji świata środkami autorytarnymi. Dzieje się tak, ponieważ — jak stwierdza Cupitt — lokalne tożsamości oparte na religijnej przynależności nie są już w stanie zyskać akceptacji dzięki swej atrakcyjności. Tracą ją, więc usiłują podtrzymać swe istnienie i wpływy siłą [Cupitt 1998, 145].


(za: Janusz A. Majcherek, Bóg bez znaczenia, Warszawa 2015)

PS: O książce już kiedyś pisałem. Pomijając jej główny problem (zbyt trudna dla kompletnych laików, ale nie naukowa) mogę ją z czystym sercem polecić. Majcherek bardzo dużo cytuje, to trochę tak, jakby czytać 20 książek naraz, co pozwala odkrywać różne idee i autorów. Ot, przegapiony polski głos w debacie o "nowym ateizmie" z pozycji pluralistycznych, liberalnych.

PPS: Czymże mógłby być ten humanizm spirytualistyczny? Ja mam parę typów: odkurzenie dziedzictwa greckiego (np. Platon, epikureizm, stoicyzm, itd.), kwakryzm (how cute and adorable!) czy wreszcie "duchowość ateistyczna" Luca Ferry'ego, Comte-Sponevilla i Jonathana Haidta. Zresztą, katolicyzm otwarty też się tu odnajduje, mamy nawet tego typu kandydata w wyborach (inna sprawa, że to słaby ruch).

#anatomiapopulizmu #ksiazki #czytajzwykopem #4konserwy #neuropa #dobrazmiana #religia #ateizm
  • 7
Zresztą, katolicyzm otwarty też się tu odnajduje, mamy nawet tego typu kandydata w wyborach (inna sprawa, że to słaby ruch).


@eoneon: No pewnie że słaby, ruch intelektualistów któremu, jak mam wrażenie, brak odwagi. Nie sposób mi się uwolnić od myśli że typowy otwarty katolik sam nie wierzy w to co mówi. Brakuje im zwyczajnie intelktualnego wigoru, życia, zresztą nie są w stanie przekazać swoich poglądów właściwie nikomu, nawet swoim dzieciom. Kwestią
@eoneon: No pewnie że słaby, ruch intelektualistów któremu, jak mam wrażenie, brak odwagi.

@Neptune: Co do większości rzeczy zgoda... Jednak zgoda. Bo stricte początek Twojego komentarza wydaje mi się nieporozumieniem. Chyba, że piszesz tylko o polityce – bo w kontekście otwartego katolicyzmu jako takiego, uważam, że jednym z filarów siłą rzeczy musi być brak narzucania swoich przekonań... Więc być może wygląda to jak brak odwagi czy wiary w to co
@wszyscy: Kiedy myślę o silnych tendencjach intelektualnych w historii, niech to będzie chrześcijaństwo w swoich początkach czy później, oświecenie to jakoś ich wyznawcy nie wykazywali tego wielkiego szacunku dla odrębności przekonań innych osób. Te idee były w stanie na tyle wstrząsnąć jednostkami, że ich przeciwnicy byli według nich w najlepszym razie w głębokim błędzie. Nie chcę tu mówić że akurat łamanie kołem miałoby świadczyć o sile średniowiecznego chrześcijaństwa, natomiast zbyt chętne
[...] których nazwałbym właśnie odważnymi jak Benedykt XVI wiedzą, że powoli trzeba zwijać się do katakumb [...]

@Neptune: Ludzie odważni to ci, którzy zwijają się do katakumb. Aha. EOT ode mnie.
No pewnie że słaby, ruch intelektualistów któremu, jak mam wrażenie, brak odwagi. Nie sposób mi się uwolnić od myśli że typowy otwarty katolik sam nie wierzy w to co mówi. Brakuje im zwyczajnie intelktualnego wigoru, życia, zresztą nie są w stanie przekazać swoich poglądów właściwie nikomu, nawet swoim dzieciom. Kwestią czasu jest jak to towarzystwo roztopi się w ogniu współczesnych tendecji do sekularyzacji.


@Neptune: Łap tekst.

Inna sprawa, że akurat