Wpis z mikrobloga

Cura te ipsum, czyli opieka medyczna w USA

Część 4 (ostatnia). Tęsknota za NFZ?

Mam nadzieję, że po moim cyklu wiecie już niemal wszystko o funkcjonowaniu amerykańskiej służby zdrowia. Liczę również, że zauważyliście, iż starałem się opisywać, a nie komentować czy wyrażać opinie. W tym wpisie przedstawię krótko pewne refleksje, z którymi można się zgadzać lub nie. Są to moje subiektywne osądy, dlatego mogę się mylić. Albo mieć rację.

Czy mając doświadczenia z amerykańską opieką zdrowotną tęsknisz za NFZ?

To bardzo złożone pytanie, na które nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Muszę przede wszystkim zaznaczyć, że ogólne zasady systemu publicznej służby zdrowia w Polsce są zdecydowanie mniej bezwzględne, niż reguły opieki zdrowotnej w USA. Oczywiście, w NFZ jest wiele patologii, które należy bezlitośnie wytykać i tępić. Lekarze są przepracowani, szpitale – niedofinansowane, kolejki do specjalistów - bardzo długie. Co dostajemy w zamian? Gwarancję, że jeżeli opłacimy składkę, to pomoc medyczna będzie co do zasady bezpłatna w każdym momencie naszego życia. Jak widzieliście, w USA nie jest to takie oczywiste: po 65. roku życia zaczynają się duże schody, wtedy bowiem leczenie staje się de facto możliwe dla naprawdę zamożnych. Amerykańska służba zdrowia to system bezwzględny, który nie baczy na jakiekolwiek przesłanki humanitarne: jak płacisz, to masz. Dodatkowo jest on bardzo zawiły i zmusza do znajomości wielu zagadnień, które w przypadku polskiej służby zdrowia w ogóle nie istnieją. Ubezpieczenie, choć kojarzy nam się z bezpieczeństwem, nie ma z nim nic wspólnego: co-pay, deductible i leczenie poza siecią potrafią zrujnować. Brak ubezpieczenia zmusza do rozpaczliwych decyzji, jak na przykład rezygnacja z wizyty na izbie przyjęć, nawet w skrajnych przypadkach.
Odpowiadając zatem na to pytanie: tak, tęsknię za prostotą NFZ, za tym, że po opłaceniu składki, wiem, na co mogę liczyć. Ktoś powie: przecież NFZ to loteria, endokrynolog za półtora roku, a prywatnie za trzy dni. OK, odpowiem, ale w Stanach endokrynolog w ramach ubezpieczenia kosztuje mnie 40 dolarów, czyli tyle samo, co w Polsce prywatnie. Oczywiście, w grę wchodzi przelicznik, ale nie zmienia to faktu, że Amerykanin nie zna pojęcia bezpłatnej służby zdrowia.

Przesadzasz. Jestem wolnorynkowcem i dla mnie system USA, choć ma minusy, działa.

Ja nie jestem wolnorynkowcem, ale chyba rozumiem, skąd odmienność zdań pomiędzy zwolennikami i przeciwnikami systemu amerykańskiego. Ów system stworzony jest dla zdrowych i bogatych: jeżeli masz 30 lat i zarabiasz owe mityczne 15 000, to wtedy najpewniej powiesz „ja dałbym sobie w tym systemie radę, a miałbym z pewnością lepszą opiekę niż w ramach NFZ”. Tak, zgadzam się: jeżeli chodzi o poziom usług, to wiadomo, iż w USA jest on wyższy. Jednak pewnego dnia przychodzi starość; nagle okazuje się, że nie ma emerytury (trzeba żyć z oszczędności), a do tego pojawiają się choroby. Co robi wtedy Amerykanin? Idzie do pracy. Sam widziałem osoby po osiemdziesiątce pracujące jako kurierzy USPS, zapewne właśnie dla ubezpieczenia zdrowotnego. Jeżeli natomiast jesteś starym i schorowanym człowiekiem, który w systemie amerykańskim sprowadzony jest do roli niechcianego balastu, a wręcz śmiecia, to z pewnością będziesz krytykował tutejszą opiekę zdrowotną, zaś NFZ wyda Ci się rajem. Niestety, punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.
Można zatem podsumować: dla zwolenników darwinizmu społecznego system USA będzie wzorcowy lub do wzorca zdążający, natomiast dla krytyków takiego podejścia – będzie po prostu niehumanitarny. Jakie jest moje zdanie? Spotkałem zbyt wielu bardzo przyzwoitych, ale biednych Amerykanów, by nie widzieć, jakie szkody wyrządza ów darwinizm.

Czyli jesteś za nacjonalizacją!

Cóż, częściowo tak. Dlatego, choć nie jestem fanem ObamaCare, to uważam, że to był krok w dobrą stronę. O co chodziło z ObamaCare? Otóż była to interwencja państwa w poczynania zakładów ubezpieczeniowych, które potrafiły odmówić ubezpieczenia chorym, zaś starszym osobom (czyli po pięćdziesiątce) narzucały absurdalne ceny składek. W efekcie wykluczało to wielu pracujących ludzi z systemu opieki zdrowotnej. Prowadziło to do paradoksów, w których lepszą opiekę zdrowotną miały zwierzęta w schronisku, niż ciężko pracujący Amerykanie i ich rodziny. Moja landlady rozmawiała kiedyś ze mną na ten temat: była oburzona, że obozami bezdomnych nikt się nie zajmuje, choć tyle osób pomaga zwierzętom. Trudno jej było zrozumieć, że całe współczucie ukierunkowane jest na psy czy koty, zaś ludzie żyją nadal w liczących setki osób obozach, na przykład w okolicach autostrad międzystanowych, gdzie bez żadnej nadziei spędzają kolejne dni. Nawiasem: wierzcie mi albo nie, ale amerykański bezdomny to na ogół człowiek bardzo inteligentny, po liceum, który miał w życiu po prostu pecha – rodzice wyrzucili go z domu, albo cała rodzina straciła mieszkanie, najczęściej w 2008 roku.
Dlatego uważam ObamaCare za w zamyśle dobrą, ale źle zrealizowaną regulację. Tak naprawdę służbę zdrowia w USA powinno się zaorać i postawić od początku, na zdrowych fundamentach. Ale to się nigdy nie stanie.

Dlaczego?

Dlatego, że status quo nikomu nie przeszkadza na tyle, by domagać się rewolucji. Amerykanie wiedzą, że system nie spełnia ich oczekiwań, ale pogodzili się z tym. Właściwie od urodzenia znają zasady gry, więc przypominają żabę w podgrzewanej do stanu wrzenia wodzie. Mimo wszystko widać jest pewne ruchy agend federalnych, aby szczególnie skandaliczne regulacje prywatnych firm – jak na przykład sztuczne zawyżanie cen insuliny, o czym pisałem wczoraj – ograniczać. Być może to właśnie te drobne zmiany, zamiast rewolucji, przyczynią się do częściowego uzdrowienia rynku. Pytanie, jak zareagują Amerykanie. Obecnie służba zdrowia opiera się na pewnego rodzaju elitarności i wysokim stopniu finansowania, przez co może ona stać na bardzo wysokim poziomie. Jednak wraz z umasowieniem system zacznie się krztusić. Jak na to zareagują bogatsi Amerykanie? Kto to wie…

Ja jednak wierzę, że wolny rynek by się obronił.

A ja nie wierzę, Amerykańska służba zdrowia to system bardzo wielu naczyń połączonych, przez co zmiana jednego elementu nic nie da. Obecnie jest ona obciążona takimi ograniczeniami, że trudno nazwać ją wolnorynkową. Jak jednak miałoby wyglądać jej urynkowienie? Ponadto: gdyby było to tak proste i dochodowe, to czemu żaden ichniejszy Elon Musk nie założył jeszcze sieci szpitali albo własnej firmy ubezpieczeniowej? Ja sam nie znam pełnej odpowiedzi na to pytanie, ale wydaje mi się, że stanowi to najlepszy dowód trudności, z jakimi borykałyby się nowe projekty biznesowe w tym obszarze. W grę wchodzi tu nie tylko nieuczciwa konkurencja i regulacje, ale również system sądownictwa (ogromne odszkodowania przy pomyłkach medycznych), masakryczne niekiedy koszty edukacji, pobieranej na kredyt, koszty startowe takiej działalności, etc.
Otto Neurath mówił o naszej wiedzy, że jest ona jak łódź: nigdy nie zawijamy do portu, żeby ją całkowicie rozmontować i naprawić od podstaw. Jesteśmy raczej zmuszeni ulepszać ją w trakcie rejsu, kawałek po kawałku. Takie samo porównanie można odnieść do amerykańskiej służby zdrowia. Jeszcze przed nią długa droga…

Jakieś podsumowanie?

Amerykańska służba zdrowia odwzorowuje całe Stany: pełna kontrastów, stworzona dla bogatych, pomijająca biednych, pogłębiająca społeczne nierówności. A zarazem skuteczna, wydajna i na wysokim poziomie. Jedno kosztem drugiego. Czy ten koszt jest do przyjęcia, zależy chyba od wrażliwości i poglądów każdego z osobna. Tyle ode mnie!

Bardzo dziękuję wszystkim tym, którzy śledzili ten krótki cykl. Pojawiały się propozycje, aby zrobić z niego wykop. Jeżeli rzeczywiście jest taka potrzeba, to proszę bardzo: każdy z Was może to zrobić. Nie pisałem moich postów po to, żeby dostać bordo czy nabić sobie obserwatorów – choć tym ostatnim bardzo dziękuję – ale po to, żeby uczciwie pokazać Wam amerykańską służbę zdrowia. Mam nadzieję, że mi się to udało. Dzięki za wszystkie plusy i komentarze. Trzymajcie się zdrowo, kwarantanningujcie się dalej i do następnego :)

Jacek

The End

#curateipsum #zdrowie #nfz #usa #wolnyrynek
  • 29
@JackTheDevil90: myślę że wiele osób by chętnie przeczytało więcej informacji o Stanach. Jak wygląda sprawa uczelni i ich finansowania, które i dlaczego są drogie i jak wyglądają stypendia i kto je dostaje. Jak to jest z tymi czekami, czemu dalej ich używają. Kto ma jakie auta, jak je się kupuje, leasing, gotówka czy jakieś raty. Tematów pewnie masz sporo. Ja chętnie jeszcze przeczytam jeśli coś napiszesz. Grupa ratowania poziomu :)
@JackTheDevil90: Prosta sprawa, służba zdrowia dofinansowana na wysokim poziomie bez kolejek, bo wielu na nią nie stać. W PL odwrotnie bo jest powszechna. Jak w USA zlikwidują opłaty to kolejki się szybko utworzą. Kiedyś któryś kraj zdecydował, chyba Szwajcaria, że służba zdrowia dostanie tyle kasy ile chce - szybko się z tego pomysłu wycofano, bo okazała się studnią bez dna. Trzeba znaleźć kompromis pomiędzy tymi biegunami bez elementu loteryjnosci przez który
@JackTheDevil90 niby fajnie, ale nie do końca. W PL podobnie jak nie masz kasy to niby masz prawie wszystko w ramach składki na NFZ, ale dostaniesz termin na za 2 lata. Widać, nie znasz prawdziwych realiów służby zdrowia w PL. Jedyne co jest lepsze w PL to proste zasady. Tylko co z tego skoro jakość tragiczna, no chyba że zapłacisz jak w USA ¯_(ツ)_/¯
@JackTheDevil90: Nie zawsze opieka PL będzie bezplatna bo dużo zabiegow i leków NFZ nie refunduje. Bezpłatna może być wizyta jak już na nią sie doczekasz. Terminy są na kilka lat więc jest opcja, że wcześniej umrzesz.
@JackTheDevil90: Jak chcesz jakieś tematy, to może napisz kiedyś o niesamodzielności Amerykanów? Bo mnie dobija jak wielu znajomych ze Stanów nie potrafi kompletnie nic ugotować, wyprasować czy nawet zrobić sobie kawy.
@JackTheDevil90: Polska służba zdrowia jest masakryczna, ale wolę taki system niż amerykański, tutaj możemy mieć także prywatnie pakiety medyczne, może się doczekamy dodatkowo prywatnych szpitali.