Wpis z mikrobloga

Oddział Leczenia Nerwic – Day 6
Wstałem rano i w całym pokoju śmierdziało. Mój współlokator chyba miał wzdęcia, musiałem szybko wywietrzyć bo bym się udusił. Jego nie było, dopiero w łazience po śniadaniu go dojrzałem jak rzyga przy kiblu. Nażarł się jakiegoś gówna, więc pewnie go zwolnią z zajęć dzisiaj.

Z takich ciekawostek to dzisiaj udało mi się z-----ć pierwszy raz w życiu wsad do kosza – zajebiście satysfakcjonujące uczucie. Przy okazji pogadałem trochę z Normikiem, którego szara mysza zlała na ostatniej imprezie. Spoko ziomek, ale trochę taki odpychający dla mnie z kilku względów. Między innymi vapuje i posługuje się nieśmiesznymi gagami z memów 2010, typu „Ale urwał” (no to już wiemy dlaczego dostał kosza). Taki żartowniś, jakbym siebie widział w podstawówce. Trafił na oddział bo w gimnazjum nie mógł się dostosować i zasymilować z nową klasą, szkolne gity wyłudzały od niego kasę, manipulowaly nim żeby np. Kradł czy robił odpały na lekcjach. Nieomal trafił do poprawczaka, ale jakoś ukończył szkołę, okupując to stresem i nerwami. Poszedł później do technikum, ale miał duże problemy z nauką, nie mógł zaufać ludziom i się zakumplować z kimś bo się bał że go znowu wykorzystają. Smutne. Historie ludzi z tego szpitala potwierdzają, jaki kolosalny wpływ wywiera prześladowanie w szkole na późniejsze zdrowie psychiczne.

Po gimnastyce się umyłem, odpocząłem i niedługo potem poszedłem na te warsztaty plastyczne. Jakaś młoda babka je prowadziła, kazała nam z użyciem farb, pasteli, bibuły, kleju, papieru kolorowego, nożyczek i innych bibelotów zobrazować nasze marzenia (w 2 godziny), a później przedstawić je grupie i o nich opowiedzieć na spotkaniu społeczności w poniedziałek. „Oo, to będzie w c--j ciekawe” – pomyślałem. Ci co poszli na przepustkę mają to zadane do domu, więc mają lekką przewagę, gdyż jak później nam babka wytłumaczyła, trzy najlepsze prezentacje dostaną jakieś gównonagrody.

Moje marzenia przez depresję i brak chęci do życia mocno się zatarły, był nawet moment gdy nie marzyłem o niczym tylko o świętym spokoju. Ale przyjście na oddział wiele zmieniło. Po tylu latach znowu poczułem się jak w podstawówce – nawiązywałem kontakty z ludźmi, przy tym doskonale się bawiąc i ucząc normalnie funkcjonować. Kontynuując – moim największym marzeniem jest praca w jakiejś gazecie sportowej (głównie interesuje mnie piłka nożna, ale też trochę ręczna), robienie wywiadów, programów, reportaży, felietonów i podsumowań. Praca w komentatorce też wchodzi w grę, ale nie wiem czy po tylu przejściach mógłbym nauczyć się odpowiednio przekazać emocje w głosie. A głos i dykcję akurat mam, bo w podstawówce brałem udział w konkursach recytatorskich i pięknego czytania, zajmując miejsca na podium.

Innym moim marzeniem jest usamodzielnienie się. Mam już dość mieszkania z matką, która odkąd pamiętam była dla mnie nadopiekuńcza. Ojciec odszedł od nas jak miałem 5 lat, miał na mnie wywalone i ma do teraz, nawet alimentów przez dłuższy czas nie płacił a my się tułaliśmy z mieszkania do mieszkania, ledwie wiążąc koniec z końcem. Brak męskiego wzorca i chuchanie na mnie ze strony matki doprowadziło do tego, że jestem wrażliwą, płaczliwą pacyfistyczną p---ą. Nawet teraz mi matka zakazała dotykać oddziałowej pralki, bo jeszcze coś popsuje i ona mi w domu wypierze... ahh k---a, szkoda strzępić ryja.

Kolejnym marzeniem jest też oczywiście normalne funkcjonowanie społeczne, czyli posiadanie różowej i kumpli. Mam już dość siedzenia w czterech ścianach podczas weekendów. Ogólnie to trochę trudne rzeczy do przedstawienia w formie obrazu ale coś tam skleciłem. Manualnie to ja zaawansowany nie jestem, ale powinno być OK.

Po ubabraniu się w bibelotach i kleju, poszedłem się ogarnąć i odpocząć. Po obiedzie mieliśmy wyjście na kręgielnie (konkretnie to do okolicznego salonu z grami takimi jak billard czy dart), więc się nawet cieszyłem bo nigdy nie byłem w takim miejscu. Spierdon poznaje świat część 2115.

No co, ogólnie wypad uważam za całkiem udany. Poszliśmy wraz z jednym z lekarzy psychiatrów do tej kręgielni. Szliśmy parami. Trochę mnie stres wziął więc do rudej nie podbiłem, ale ona sama do mnie zagadała już na obiedzie, więc na ten krótki spacerek przez Warszawę mogłem iść w jej towarzystwie. Sama się nawet zapytała, co taki zamyślony jestem. Od kilku lat nie słyszałem żadnego szczerego pytania o mój stan z ust innej osoby niż moja matka. Coś, co dla wielu jest normalnością, dla mnie jest na razie zetknięciem z czymś nieznanym.

Co do wypadu – oczywiście nie wiedziałem jak się dobrze rzuca kulą od kręgli, więc pierwsze pchnięcie skończyło się na mojej stopie, gdyż kula wyślizgnęła się z moich rąk. Wszyscy mieli bekę, łącznie ze mną. Dopiero facet z obsługi mnie poinstruował. No i dobra, ja dystans do siebie zawsze miałem, także ból d--y zerowy. Bawiłem się dobrze, choć strąciłem może z 4 kręgle.

Lepiej mi się rzucało do tarczy. Swego czasu miałem w pokoju lotki i tandetną tarczę, więc pamięć mięśniowa jeszcze jest i całkiem nieźle rzucałem. Ruda nie miała siły i ledwo dorzucała do tarczy, więc zdecydowałem się ją poinstruować, pokazałem jak się układa rękę itd. Tak blisko dziewczyny jeszcze nigdy nie byłem. Jej włosy takie pachnące i mięciutkie... Mój mózg chyba usiłuje mi przekazać że się zakochałem, bo nigdy takiego pociągu do dziewczyny nie czułem. Oby jednak nie, bo to się wszystko dzieje za szybko. To trzeba na spokojnie.

Później jeszcze pograliśmy (a raczej staraliśmy się grać) w bilarda, ale z kiepskimi rezultatami. Zagrałem też rundę w piłkarzyki z jednym ulańcem w długich włosach z którym dotąd nie zamieniłem słowa. Coś tam próbował do mnie zagajać o jakimś świadomym śnieniu, astralnej części ludzkiego bytu i innych pierdołach ala Dr. Strange. No i mnie r------ł w te piłkarzyki, także wiszę lujowi piwko.

Drogi pamiętniczku mirkowy, to by było na tyle z gorączki kręglowej soboty. Po wypadzie jeszcze pograłem chwilę na Switchu u lisicy i zamieniłem kilka zdań z ordynatorem, który się wygadał że mnie obserwuje i jest pod wrażeniem moich postępów. Mówił, że przy przyjęciu byłem „zamulonym zombie” (pisownia oryginalna, gość jest w c--j szczery zawsze), a teraz widzi że rozwinąłem skrzydła i że potrzebuję ludzi wokół siebie by normalnie funkcjonować. No i tyle. Dobranoc miraski. Jutro nudny dzień bez zajęć bo niedziela (tylko prezentacja o zawodzie w formie pogadanki to do) więc może Q&A jakieś zrobimy jutro.

#naoddzialenerwic #depresja #zdrowie #psychika #fobiaspoleczna #nerwicalekowa #wychodzimyzprzegrywu
  • 37
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

@mirekzwirek8: Fajnie się czyta Twoje historie. Bliska osoba z mojej rodziny też była tam na terapii i naprawdę wyszła odmieniona. Pamiętaj, że po terapii nadal będziesz musiał pracować nad sobą, ale będzie o wiele lepiej. Powodzenia! :)
  • Odpowiedz
via Wykop Mobilny (Android)
  • 0
@mirekzwirek8: bardzo dobrze czyta się twoje wpisy, używasz bardzo lekkiego języka i piszesz poprawnie, bez błędów językowych... No, może oprócz "także" zamiast "tak, że" ( ͡~ ͜ʖ ͡°)
  • Odpowiedz