Wpis z mikrobloga

352676,47 - 18,14 = 352658,33

Jezusicku, ależ mi się dzisiaj nie chciało… I wynik trochę odzwierciedla moją niechcicę.

Znowu późno wróciliśmy na kwaterę, znowu padłem, znowu zaspałem. Wiele z poranka nie straciłem, bo niebo było zasnute chmurami i nie było co liczyć na ładny wschód Słońca.

Ruszyłem kwadrans przed szóstą, jakiś taki zmęczony i obolały – normalnie bym pewnie machnął ręką i położył się spać, ale to przecież przedostatni dzień nad morzem… Nie mogłem odpuścić!

Słońce było mało, temperatura nawet przyzwoita (jakieś 16°C), wiatr niemalże pomijalny. Chwilami coś tam kropiło, ale nie na tyle by warto było się w ogóle przejąć – dopiero gdy skończyłem bieg, porządnie się rozlało.

Tradycyjnie, spory odcinek był plaża – i tradycyjnie tam właśnie miałem najlepszy czas najlepsze czasy. W pewnym momencie zaczęło mnie dosyć konkretnie boleć łydki – na szczęście było to pod koniec biegu i nie musiałem przedwcześnie roy rezygnować. Ostatecznie wynik słabiutki – 5:59 min/km – ale bieganie nad morzem i tak zawsze na propsie (ʘʘ)

Liczyłem jeszcze na jakieś drobne bieganie po południu na plaży, ale niestety pogoda średnio dopisała a do tego byłem też po posiłku i żywcem nie miałem siły ruszyć czterech liter.

Miłego wieczoru!

Pobierz
źródło: comment_16jdkVmWRPxPnbCXgw97XxQedqw6U8uR.jpg
  • 3