Wpis z mikrobloga

#iiwojnaswiatowawkolorze

Ponieważ to zdjęcie pojawia się coraz częściej na różnego rodzaju stronach, poczytuję sobie za honor, że jest tak popularne, bo to ja je znalazłem i podsyłałem do różnych stron jako ciekawostkę. ( ͡° ͜ʖ ͡°) Skatowany niemiecki oficer w Pradze, 5 maja 1945 r. Kolorował dla mnie pan Michał Stawicki już ponad rok temu.

Powstanie w Pradze jest dla mnie numerem dwa w kategorii wydarzeń tragikomicznych w czasie II WŚ - wyprzedza je tylko zamach na Heydricha. O powstaniu będzie w swoim czasie osobny wpis, teraz tylko skrótowo. Kiedy Czesi 4 maja 1945 r. wyszli na ulice, uzbrojeni w schowaną broń, czy siekiery, esesmani po prostu do nich strzelali, zamiast grzecznie się poddać. Z wielkim trudem czescy policjanci zdobyli rozgłośnię radiową, która natychmiast stała się obiektem walk, i stamtąd nadawali komunikaty o pomoc. Niemcy zaś podeszli do sprawy profesjonalnie - co z tego, że Berlin upadł, upadała Rzesza. Do walki ruszyli esesmani z Kampfgruppe ''Wallenstein'', którzy metodycznie zaczęli wysadzać budynki i palić je miotaczami ognia. Hetzery rozbijały w puch ogniem na wprost mizerne barykady, a do ataku ruszyły nawet odrzutowe Me-262, niszcząc budynek rozgłośni radiowej. Czesi wpadli w panikę - nie mieli szans z realnymi żołnierzami. Zaczęli wzywać pomocy do każdego w pobliżu, nieliczni tylko stawili opór, duży udział w zatrzymaniu Niemców mieli własowcy z 1. Dywizji ROA, którzy podjęli walkę, udzielając rozhisteryzowanym ze strachu powstańcom pomocy. Własowcy czasowo ustabilizowali sytuację, ale Czesi nie chcieli dać im gwarancji ochrony przed zbliżającą się Armią Czerwoną, więc musieli się wycofać. Powstanie to miało dwa wzajemnie zwalczające się i nieuznające się ośrodki dowodzenia (zwolennicy rządu emigracyjnego z Londynu i komuniści, podlegli Moskwie), jego dumnym uczestnikiem jest rzekomo Vaclav Klaus, który jako trzylatek (!) budował barykady na ulicach. Za uczestnictwo uważano, kiedy ktoś wywiesił czechosłowacką flagę, zaśpiewał hymn czechosłowacki, albo odmówił Niemcom wydania towaru. 7 maja Niemcy podpisały jednak kapitulację. Uświadomiło to niemieckim żołnierzom, że są sami i muszą wycofać się na zachód. Podpisano rozejm z Czechami i rozpoczęto gorączkową ewakuację. 140 tysięcy Niemców zdołało się wycofać, a wkraczający Sowieci wdali się w potyczki z nielicznymi, pozostałymi w mieście oddziałami SS. Taki był koniec.

Ale wydarzenie to nie było tylko komiczne. Było tragikomiczne, bo tragedia też nastąpiła.

Kiedy odeszła niemiecka armia... w Czechach doszło do szaleństwa. Kilkaset tysięcy Niemców w Pradze zostało na łasce Czechów. Czescy cywile, całą wojnę potulnie pracujący w produkujących dla Wehrmachtu działa i ciężarówki zakładach Skody, czy zakładach optycznych Zeissa, wspierający lojalnie niemiecki wysiłek wojenny na rozmaite sposoby, zaczęli swoje polowanie i mordy. Zabijali nie tylko jeńców, ale też, a nawet przede wszystkim, cywilów.

Już przed powstaniem, bo 19 kwietnia, czescy partyzanci schwytali byłego dowódcę niemieckiej 16. DPanc., gen. Dietricha von Müllera i jego ludzi. Wszystkich wymordowano, zaś generała wydano Sowietom, który trafił do łagrów na dziesięć lat. Czytałem wspomnienia partyzanta, który rozstrzeliwał tych Niemców - twierdził, że to byli ''zbrodniarze z SS'' i że jest dumny z tego, że ich wystrzelał.

Jeszcze w trakcie powstania Czesi zaczęli ścigać cywilnych Niemców i zamykać ich na terenie Scharnhorstschule (Altbunzlau, 6 km od Pragi, dzisiaj Brandýs nad Labem-Stará Boleslav), gdzie urządzono obóz koncentracyjny.

Hildegard Hurtinger wspominała: ''15 maja 1945 r. tłum Czechów zabrał mnie z domu, okładając pałkami, kopiąc i ciągnąc za włosy, prowadząc do Scharnhorstschule, gdzie ukradziono mi wszystko, co miałam przy sobie. Zostawili mi tylko pończochy i sukienkę, które nosiłam. Zostałam przesłuchana przez czeskiego komisarza, który oskarżył mnie o wysłanie do obozu koncentracyjnego 16 Czechów w 1942 roku - podczas gdy ja wówczas nawet nie mieszkałam w Pradze. Za każdym razem, gdy zaprzeczałam, bito mnie. (...) W nocy więźniowie byli wywoływani na dziedziniec szkoły i grupy po 10 osób - w tym kobiety i dzieci, wśród nich dwaj moi bracia i ich rodziny - byli rozstrzeliwani na oczach innych więźniów. Najmłodsze dziecko mojego brata miało pięć miesięcy. Pozostali więźniowie musieli kopać groby, rozbierać ciała i chować zabitych. Zdarzało się, że strażnicy strzelali bez powodu w tłum więźniów. (...) W jednym wypadku kula trafiła mnie w kark. Leżałam pod zwałami ciał przez cały dzień i noc, bo bałam się wyjść. Strażnicy weszli między ciała i na oślep zaczęli dźgać bagnetami tych, którzy dawali oznaki życia. W ten sposób przebili mi rękę. Nie dostawaliśmy nic do jedzenia. Dzieci dostawały spluwaczki jako ''jedzenie''. Te, które ich odmawiały, były bite. Uzbrojone Czeszki wyłuskiwały z tłumu ciężarne kobiety i wyciągały na dziedziniec, gdzie zdzierały z nich ubrania i biły je, aż pękały im brzuchy. (...) Co najmniej dziesięć kobiet zostało w ten sposób zamordowanych.''

Anna Seidel: ''Zostałyśmy wyprowadzone na przedmieścia Radlitz, do zabudowań fabryki, gdzie ograbiono nas ze wszystkiego: pieniędzy, dokumentów, biżuterii itd. Byłyśmy poszturchiwane, kopane, bite tak strasznie, że przez kilka tygodni byłyśmy całe sine. Zgolono nam brutalnie włosy, a potem oni [czescy partyzanci] namalowali nam swastyki na czołach i wylali na nas lodowatą wodę z wiader. Zabrali nas potem na ciężarówkę, gdzie musiałyśmy klęczeć. Ciężarówka jechała bardzo wolno przez ulice, a tłum nas bił i poniżał. Przez cały czas musiałyśmy krzyczeć, że jesteśmy ''hitlerowskimi #!$%@?''. I jeśli nie robiłyśmy tego wystarczająco głośno, bito nas jeszcze bardziej - nas, starsze kobiety [Anna Seidel miała wówczas 67 lat, od 40 mieszkała w Pradze].''

Niemieccy jeńcy w Pradze, ci, którym nie udało się wydostać, byli bici i maltretowani. Musieli nosić na plecach wielkie swastyki, czasem wypalano im je na dłoniach, lub plecach. Jeszcze gorszy los czekał własowców, którzy pozostali w mieście - 9 maja, od razu po wkroczeniu Armii Czerwonej, wymordowano w samej Pradze 200 z nich, chociaż jeszcze parę dni wcześniej walczyli ramię w ramię z Czechami przeciw Niemcom. Tego samego dnia doszło do mordów na niemieckiej ludności cywilnej. Czesi rozstrzeliwali ich setkami, bili na śmierć, rozjeżdżali ciężarówkami (jest z tego nawet nagranie) przy braku jakiejkolwiek reakcji sowieckich ''wyzwolicieli''. Tego dnia zamordowano od 600 do 1000 niemieckich cywilów w samej Pradze. Na stadionie Strahov urządzono obóz dla 10 tysięcy więźniów. Pozostawiono bez wody, jedzenia i opieki medycznej. Komunistyczni bojówkarze dla zabawy strzelali do nich z pistoletów maszynowych. Gdy znajdowali jakiegoś niemieckiego żołnierza, wyciągali go z tłumu i tłukli na śmierć. Starcy i dzieci marli setkami na dyzenterię i tyfus.

Franz Rösch: ''W Vokovicach [dzisiaj dzielnica Pragi] widziałem tysiące Niemców - żołnierzy i cywilów, kobiet i dzieci, nawet 10-letnich chłopców, brutalnie mordowanych przez Czechów. Większość z nich została zatłuczona na śmierć przez komunistów, nieliczni zostali zastrzeleni. Większość była postrzelona tylko w celu znęcania się i wtedy bita na śmierć. Często ciężko pobitych oblewano kwasem solnym, by powiększyć ich cierpienia''.

Marianne Klaus: ''9 maja 1945 roku mój mąż, Gotthard, 66-letni, został zatłuczony na śmierć na komendzie policji w Pradze. Widziałam go ostatni raz 10 maja o 4 nad ranem. Na twarzy miał guzy wielkości pięści, jego nos i usta były jedną krwawą masą, a ręce miał opuchnięte. Widziałam też, jak dwóch esesmanów było bitych za pomocą nahajki, aż nie upadli, okryci krwią. Wtedy byli kopani, aż nie pękły im brzuchy, a następnie zepchnięto ich ze schodów. Widziałam dziewczynę ze służb pomocniczych Wehrmachtu, którą ukamienowano, a następnie powieszono na dachu sklepu. Widziałam też esesmana, powieszonego za nogę na latarni i podpalonego żywcem.''

Tak, podpalanie żywcem także miało miejsce. Istnieje zdjęcie spalonej żywcem dziewczyny i chłopaka z HJ, których powieszono za nogi na placu Wacława, oblano benzyną i podpalono. Czesi w ten sposób ''uczcili'' przybycie prezydenta Eduarda Benesa 20 maja 1945 r. Wspomniana Hildegard Hurtinger: ''20 maja przyprowadzono nas na plac Wacława, gdzie niemieccy chłopcy i dziewczynki, a także żołnierze, byli wieszani żywcem za nogi na drzewach i latarniach i, na naszych oczach, oblewano ich benzyną i podpalano''.

Helene Bugner: ''Kiedy wyszłyśmy z domu, profesor Zelenka [szef grupy] oddał nas tłumowi Czechów ze słowami ''Oto niemieckie #!$%@? dla was''. Wyzywając nas od ''niemieckich #!$%@?'' tłum kazał nam klęczeć i wtedy obcięto nasze włosy bagnetami. Zabrano nam buty i pończochy, więc szłyśmy boso. Z każdym krokiem i w każdej chwili byłyśmy nieludzko bite kijami, gumowymi pałkami itd. Kiedy jakaś kobieta upadała, była kopana, tarzana w błocie i kamienowana. Zemdlałam z bólu kilka razy, wtedy cucono mnie wodą. (...) Każdej nocy Czesi przyprowadzali do naszych baraków sowieckich żołnierzy, którzy nas gwałcili. Trwało to 4 miesiące''.

Nie wliczam tutaj kwestii wysiedleń Niemców sudeckich z lata 1945 roku, bo zrobiłaby się z tego książka, dość powiedzieć, że w trakcie wysiedleń dochodziło na potęgę do opisanych zbrodni. Jürgen Thorwald w książce ''Wielka ucieczka'' podawał, że zamordowano co najmniej 30 tysięcy Niemców. W samym marszu śmierci z Brna i masakrze w Postoloprtach zamordowano co najmniej 5 tysięcy Niemców. Liczbę zamordowanych szacuje się nawet na 80-100 tysięcy.

Czesi, którzy przez całą wojnę doświadczyli najlżejszej okupacji ze wszystkich (największą stratą była pacyfikacja Lidic w 1942 r.), chętnie i często współpracowali z Niemcami, a ich ruch oporu był rachityczną parodią tego, co istniało w Europie Zachodniej (o Polsce, Jugosławii, czy Grecji nie wspominając), najwyraźniej próbowali odsunąć od siebie ewentualne oskarżenia o kolaborację. Okrutnym bestialstwem w krótkim czasie w 1945 roku rekompensowali sobie lata bierności. Winnych nigdy nie ukarano i rozciągnięto nad nimi parasol ochronny w 1946 r. ustanawiając de facto amnestię z działaniem wstecznym dla każdego potencjalnego mordercy i zbrodniarza.

Dwa z opisywanych wydarzeń - mordy w Scharnhorstschule i podpalanie żywcem - uwiecznił artysta Herbert Smagon w swoim cyklu poświęconym zbrodniom roku 1945. Wklejam w komentarzach.

Autor postu: II wojna światowa w kolorze

#iiwojnaswiatowa #gruparatowaniapoziomu #qualitycontent #historiajednejfotografii #zdjeciazwojny
Mleko_O - #iiwojnaswiatowawkolorze

Ponieważ to zdjęcie pojawia się coraz częściej ...

źródło: comment_VT7rnNcYMZ6wkBKvgy7lRRka9ujVNPJo.jpg

Pobierz
  • 31
@Mleko_O: Oglądam twórczość pana Herberta Smagona. Trauma wojenna potężna. Nie które obrazy są przerażające, np gwałt radzieckich żołnierzy na kobiecie. Zastanawia mnie jedno, czy jego inne obrazy też nie miały zabarwienia mocno "nazi" ... bardzo dokładnie wymalowane umundurowanie z emblematami ówczesnej władzy. obrazy późniejsze takie jak "Modern Familly" nie rozumiem, czy to jest afirmacja wielokulturowości i ironia.
Z trzeciej strony maluje Gen. Rydza Śmigłego w Berlinie.
Czy jest jakaś mądra głowa,
1z10 - @Mleko_O: Oglądam twórczość pana Herberta Smagona. Trauma wojenna potężna. Nie...

źródło: comment_The8UQPmTFZAgIsKmS2JPnmwu3OkbM9K.jpg

Pobierz
@Mleko_O:dziwić się, że czeska miłość do Niemców jest nieodwzajemniona. Ale narody dzieliły się na dzielnie stawiające opór (choćby bierny) jak Polacy i na tchórzliwe wszy, jak Czesi, Holendrzy, Francuzi, którzy mścili się na ludności cywilnej za swoje tchórzostwo.
Oczywiście Polakom (jednostkom) zdarzało się Jedwabne, czy masakrowanie litewskich wiosek przez Przeklętych, ale to były przypadki sporadyczne
@RwandyjskiFront: w tych wpisach jest zawsze to samo. Owszem, podejmowane tematy i ciekawostki są interesujące i mało znane - to jest fajne. Ale wydźwięk jest generalnie taki, że niemieccy żołnierze/cywile są albo niezwykle bohaterscy i heroiczni albo są przedstawiani jako ofiary, zupełnie pomijając fakt, że późniejsze cierpienia (nigdy nie powiem, że nazistom pod Stalingradem się należało) sami na siebie ściągnęli wcześniejszymi poczynaniami.
700 osób gineło dziennie w Warszawie.


@nigdy_nie_zylem: 700 osób? Rzeź na warszawskiej Woli w pierwszych dniach powstania to ponad 50 000 ofiar. 50 000 cywilów zgładzonych przez Niemców. I to nie były tylko "humanitarne" rozstrzelania dorosłych mężczyzn pod ścianą, ale podpalanie szpitali, granaty w piwnicach, mordy na dzieciach i cała reszta szerokiego wachlarza nazistowskiej myśli eksterminacyjnej.

Na każdym kroku w Warszawie na Woli czy Śródmieściu można natknąć się na tablice upamiętniające