Wpis z mikrobloga

Mireczki, pijcie ze mną kompot, #chwalesie bo:
1) Rzuciłam dzisiaj robotę, bo w ciągu 2 dni znalazłam bardziej rozwojową i o 2500 brutto lepiej płatną, niż obecna, zaczynam od 1 marca (),
2) Oficjalnie schudłam od października 12 kilo i powoli zaczynam wyglądać bardziej jak kobieta, a mniej jak śmieszny duży dzik - pic. rel. ʕʔ

To była część dla tych, którzy tl;dr. A gdyby ktoś miał ochotę na szczegóły, to:

Ad 1 - od kilku miesięcy moja praca strasznie męczyła mnie psychicznie. Nowe obowiązki, które były raczej regresem, niż jakimkolwiek rozwojem, mnóstwo papierkowej roboty, wyścigu z czasem, obietnice bez pokrycia, utarczki z szefostwem... No generalnie byłam już w takim stanie, że byłam gotowa odejść bez znalezienia innej roboty. Kilka dni temu napisałam nawet na mirko post, czy powinnam się zwolnić już teraz, czy poszukać czegoś w międzyczasie. Raczej większość mówiła, by zostać i szukać. No to poszukałam, wczoraj byłam na rozmowie, zaśpiewałam korzystne warunki, bo zajmuję się dość wąską działką IT i jednocześnie jestem otrzaskana w tej szerokiej, a dzisiaj rano zadzwonili że jestem przyjęta i zaczynam 1 marca. Z urlopem wychodzi mi, że będę w pracy już tylko jutro i w poniedziałek. Akurat żeby zakończyć kilka starych spraw i przekazać te niedokończone.
Jako że jestem człowiekiem, który bardzo się przywiązuje i bardzo źle znosi zmiany i rozstania, popłakałam się jak bóbr i cała się trzęsę ze strachu i z tęsknoty, ale wiem że zrobiłam dobrze. No i mam teraz naprawdę ładną pensję jak na młody różowypasek bez ciała modelki. A propos,

Ad 2 - jestem (i od zawsze byłam) z tych, którzy tyją od samego wzięcia głębszego oddechu w sklepie ze słodyczami. Moja mama zawsze była szczuplutka, fit, mnie też karmiła fit i zachęcała do aktywności fizycznej. I co? I byłam małym pączuszkiem mniej-więcej od okresu dojrzewania do teraz. Nie jestem w stanie sobie zarzucić tego, że za dużo albo wyjątkowo niezdrowo jadłam - obliczając historycznie, raczej w codziennej diecie bez odchudzania zjadałam 1800 kalorii, w tym sporo tych "zdrowszych", słodyczy też nigdy nie lubiłam. Jakim cudem utrzymywałam nadwagę - nie wiem, lekarz też nie wie. Pewnie trzeba zapytać endokrynologa, ale kolejka długa, więc wzięłam sprawy w swoje ręce.
Tak więc od października mocno liczę kalorie, mocno ćwiczę, pewnie nie zawsze do końca zdrowo i pewnie byłabym zjechana za deficyt kaloryczny, no ale jakoś działa. Z 68 październikowych kilo zeszłam do 56 (wzrost 155, więc nadal trochę za dużo, ale staram się) i powiem Wam, że planuję jeszcze z 8-10, ale już teraz czuję się całkiem nieźle i trochę pewniejsza siebie. Niestety nie mam zdjęcia pokazującego apogeum #!$%@? mojego wyglądu, ale w sumie komu by się chciało oglądać ##!$%@? ¯\_(ツ)_/¯. No to podrzucam fotkę w spódniczce, która zawsze była na mnie za mała, a teraz ze mnie spada.

Tak więc macie mnie dzisiaj trochę szczęśliwą, trochę przerażoną, trochę pełną nadziei, a trochę żałującą, że pewnie stracę ludzi, których lubiłam i projekty, którym się oddałam.
No ale zaczynam nowy rozdział :)

#chudnijzwykopem #pracbaza #atencyjnyrozowypasek
Pobierz
źródło: comment_8bjcJuiTfqBZrZi5qO7IfNY8TPCu17D2.jpg
  • 85
@caslin: nie masz w nowej lepszej korpo pracy prywatnej opieki medycznej, żeby się wybrać do endokrynologa od ręki? Ewentualnie wykupić wizytę z nowej wyższej pensji? A ogólnie to gratuluje sukcesów!