Wpis z mikrobloga

No dobrze, dziś złożyło się, że wena przyszła jakoś wcześniej, więc kontynuujmy.
Wspomniałem, że zadzwonił do mnie Filozof. Jest to gość, któremu można by poświęcić osobne opowiadanie. Gość z pogranicza mocy i śmieszności. Jeden z moich najlepszych kumpli. Wcześniej był to kolega PP, ale po rozstaniu uznał, że jej zachowanie było "niegodne" i przykleił się do mnie. Tak hartowała się stal i staliśmy się sobie przyjaciółmi.
Ktoś, kto poznałby Filozofa tylko powierzchownie, mógłby go zakwalifikować jako #przegryw lub nie daj Boże gdzieś w okolicy #stulejacontent . Gość ma konta wszędzie: #tinder #badoo #sympatia i jakieś zagraniczne do wyszukiwania Ukrainek. Filozof #rozowepaski obraca notorycznie, ale zawsze kończy się to spektakularną klapą. Każda poznana koleżanka (nieważne czy jest to Karyna, czy fajna dziewczyna z sąsiedztwa), to jest " TA JEDYNA". Wysyła je do ginekologa, żeby sprawdzić czy da mu potomka i zawsze przychodzi rozstanie, które jest głośne i bolesne. Wynika to z tego, że mój druh zawsze zbyt mocno analizuje swoją dziewczynę i szuka niedoścignionego ideału. Każdy sms, każde zdjęcie na fb, jest przez niego dokładnie sprawdzane i on doszukuje się drugiego dna. Jak baba. Na początku mnie to nawet bawiło (bo wszelkie przemyślenia on w formie rozprawki wysyła mi na fb), ale teraz uważam, że on sam ma kompleksy i coś z nim nie tak. Ale przez te jego filozofowanie i czytanie mądrych książek rozstania jakoś go mocno nie bolą, bo on sobie zawsze wytłumaczy, że on jest super, tylko ona nie zasługiwała na taki skarb...W tym swoim wyimaginowanym świecie, trzeba mu oddać, że jest twardy.
Filozof mieszka 150 km ode mnie, na "prowincji", gdzie prowadzi swój biznes. No i czasem zapragnie wpaść do dużego miasta na balet. Wtedy dzwoni do mnie. Żebym go przenocował, a co ważniejsze szedł z nim, bo on ma słabą głowę i film się mu urywa nader często (potwierdzam, to fakt).
Chodzenie z nim po klubach jest marną rozrywką, bo jak on "poczuje krew" to o Tobie zapomina i już tylko jest zainteresowany nową ofiarą. Także Ty sobie stoisz przy barze, popijasz % i obserwujesz co wyrabia naje*any Filozof. W okresie, o którym teraz wspominam, ja już klubami byłem znudzony i sam do nich nie wpadałem. Miałem swoją "rozsądną" PNP i jakoś tam sklejałem kolejne dni. Bez szału, ale jednak. Proponowałem nawet mojemu przyjacielowi, żebyśmy zostali w chacie. Popijemy, pogadamy...po co marznąć w centrum? ;) Nie, nie...idziemy (choć liczba mnoga to duża przesada) się zabawić. Popolujemy...
Poszliśmy. Wpadamy do znajomego lokalu już popici, z tym że ja, jako bardziej zaawansowany w #alkoholizm wyglądałem paradoksalnie lepiej, niż mój zaje*any kolega. I tradycyjnie: on parkiet, ja bar. Podział ról mamy jasno ustalony. Ja zajęty piciem, więc szybciej się nudzę w klubie niż mój zaprzyjaźniony łowca. Czas leci leniwie, a ja przez ramię spoglądam czy Filozofa nikt przypadkiem nie trepuje na podłodze (bo i tak bywało czasem - po wódzie jest strasznie narwany). Wszystko ok. Mijała druga godzina naszej "wspólnej" zabawy, ja stoję oparty o bar....i nagle....jak zza mgły....wyrasta przede mną postać....
*****************************************************************************************************************************
Małe wtrącenie od autora: wszystko co poniżej napiszę, będzie może trąciło tanim patosem, jakimś pseudopoetyckim uniesieniem itp. Wszystkich co wrażliwszych, z góry ajmsory, ale innymi słowami tego co zaszło, tego co poczułem, pewnie wyrazić nie umiem. A cholernie chcę ;)
*****************************************************************************************************************************
Na przeciw mnie, w ciemności klubu stanęła kobieta podparta pod boki. Brunetka, o klasycznej urodzie. Nawet nie przypuszczałem wcześniej, że ten typ urody mi się może podobać. Spodobała się.
Stoi i patrzy się na mnie. Ja lekko zakłopotany rozglądam się wokół, czy może ona patrzy na kogoś innego. Nie. Stoję sam.
I ja, zimny głaz, doświadczony już przez kilkuletni syf i mozolnie, na siłę odbudowujący swoją stabilność co robię???
Robi mi się jakoś dziwnie ciepło (może od wódy) i kuźwa idę do niej ciągniony jakimś niewytłumaczalnym magnetyzmem. I nie mówię żadnych "cześć", "jestem X" "zatańczymy", tylko bez słowa łapię ją dość mocno, przyciągam do siebie (pamiętasz o micie ruska? ;) i tańczymy wpatrzeni sobie w oczy, oboje zdziwieni co tu się odpie*dala właśnie. I taniec też był inny. Taki jakiś...kurde..."zaangażowany". Taki żeby jak najwięcej się podczas niego "nachapać". Taki, żeby broń Boże się nie kończył. Żeby czuć ją. Nie wiem czy łapiesz o co mi chodzi....No coś mi ewidentnie odje*ało (może to wóda;).
Nuta przestała grać, więc co...napijesz się wódki? Jasne. I zaczynamy gadać. I znowu nie jakieś tam teksty standard "skąd jesteś, jaki jest Twój ulubiony kolor?" , tylko jakieś rozkminy z grubej rury. Ona miała dość niezły tekst "na podryw". Mówi do mnie że ma męża, ale nie układa się od dawna i zaraz się rozwodzą (taaaaa....wszystkie tak mówią), ma dziecko, jest ode mnie starsza i kilka lat temu przeszła raka co skutkowało amputacją piersi. Mocne 15 minut pierwszej rozmowy, co? Mój dziurawy mózg natomiast od razu wszczął alarm i sugerował zakończenie rozmowy i ucieczkę. A wiesz czemu? Bo nie spodobało mu się dziecko i trzy lata różnicy...Chore nie? Jakieś naleciałości z filtra badoo chyba. O mężu np. nic się nie zająknął. Cycek to była dla mnie taka abstrakcja (przepraszam, wiem jak chu*owo to brzmi i mogę kogoś obrazić, ale mówię jak było), że nawet nie zakodowałem chyba.
Oczywiście chciałem jakoś nie być gorszy w dyskusji, więc też pojechałem super autoreklamą: wiesz, jestem już chyba alkoholikiem, leczę się po koszmarnym rozstaniu, mam dziewczynę co nie mówi po polsku i coś tam próbuję z nią kombinować...
Aha, spoko.
No i gadka szmatka dalej. Ale jakoś tak za blisko. Jakoś tak te dłonie się stykają same....jakoś tak ku*wa chemicznie się robi. Ona bawiła się w wolny zawód, ja w robocie poniekąd miałem z jej profesją styczność...no nawet płaszczyzna wspólna.
Pijemy, tańczymy, pijemy i nagle...pewnie to wóda....coś co mi się nigdy nie zdarzyło. Bezceremonialny i bez wcześniejszego ostrzeżenia pocałunek. Jakoś tak patrzyłem jej w oczy i nie mogłem sobie odmówić. I nie tam muśnięcie warg, czy klubowy zakrapiany gorzałą ślimak. Kurde nie! Pocałunek jak w filmie. Jak Breżniew z Honeckerem. Namiętność, aż kipiała. No i tak trwała nasza bez słów rozmowa. Podsunąłem jej telefon swój, żeby mi wbiła kontakt do siebie. OK. I nagle podchodzi bramkarz i mówi grzecznie zamykamy. Jak to? Ano tak to, jest 6 rano. Nawet nie wiem jak ten czas zleciał. Nie czułem go.
Gdzieś znalazłem zawalonego Filozofa, wyprowadziłem go na zewnątrz. Poczekałem chwilkę na moją koleżankę, Drugą Polkę. Pożegnałem się przy wyjściu, si ju.
Wracamy z kumplem na chatę. Do mnie próbuje dojść co zaszło. Sam sobie kategorycznie przypominam, że mam dziewczynę, że to z dzisiaj to taka klubowa przygoda pijacka. Ok, spoko. Wszystko pod kontrolą. Tylko, że jakoś niespokojny jestem. Jakoś rozemocjonowany. Przed oczami mam DP, a w nozdrzach staram się przypomnieć jej zapach. W pewnym momencie przystanąłem. Zorientowałem się, że mimowolnie zlizuje ze swoich warg jej pozostałości szminki, czy tam innego błyszczyka...o kur*a! chore! dość! Coś tu się przesadnie robi. W odruchu uniesienia, sięgnąłem po telefon i momentalnie usunąłem numer DP. Jestem twardy! Tak jest! Nie dajmy się zwariować!
Te usunięcie numeru, było ostatnią racjonalną i odpowiedzialną rzeczą, którą zrobiłem w ostatnich trzech latach. Wszystko co było potem, spowodowało że taplam się w szambie po uszy i wypisuje Tobie te historyjki....
@Canova #depresja #niebieskiepaski #zwiazki #rozstanie #zalesie @jednostronnyelementspajajacy @ciasteczkowy_monster @Consigliere_96
  • 1