Wpis z mikrobloga

Miejsce akcji: Dom naszych rodziców do których zjechaliśmy się wszyscy na majówkę.

Siostry gówniaki nie chciały zjeść wczoraj obiadu, bo jak to stwierdzili: nie są głodni. No ok. Siora biegała za nimi, krzyki, płacze awantury. Obiad był na prawdę smaczny, ale dwóch chłopców w wieku przedszkolnym zwyczajnie zaprotestowało i ot tak i powiedzieli, że jeść nie będą. No spoko. Przynajmniej nie darli się jakby ich ze skóry obdzierano, tylko łkali pod nosem. Jedzenia nie tknęli.
Skończyłem jeść, wstałem, zaniosłem puste talerze do zmywarki, ich talerze też zabrałem im sprzed nosa, przykryłem każdy folią i schowałem do lodówki. Powiedziałem, że nie będzie za chwilę: mama zrób kanapki, tylko następny posiłek to kolacja i do niej zero żarcia. I teraz najlepsze: Wymyśliłem plan żeby dziś upiec pizze zamiast obiadu a dzieciakom dać odgrzewany obiad który schowałem do lodówki - tak w ramach nauczki.

Zgadnijcie kto dziś #!$%@?ł wczorajszy, odgrzewany obiad, a kto jadł pizze upieczoną specjalnie żeby dzieciakom skoczył gul? ( ͡° ͜ʖ ͡°)


#logikarozowychpaskow #madki trochę: #zonabijealewolnobiega
  • 221
@tylkoocosspytam a tam pitu pitu. Byłem niejadkiem i z tego co pamiętam ja naprawdę nie byłem głodny. Dopiero jak w wieku 8-9 lat rodzice wysłali mnie na obóz nad morze, pod namioty (warunki harcerskie) to nauczyłem się jeść. Ale nie do końca bo do czasów liceum miałem mały apetyt. Wyglądałem jak pajęczak ale wciąż nie miałem apetytu. Mimo to czułem się dobrze, uprawiałem sporty biegowe, piłkę nożną i skoki w dal z
@tylkoocosspytam: Jak sięgam pamięcią to nigdy nie miałem problemów z jedzeniem w dzieciństwie. Nikt we mnie nic na siłę nie wciskał, bo nie miałem oporów by coś zjeść. Jak już to zostawiałem najczęściej tak z 1/3 talerza i tyle.
Pamiętam w przedszkolu nie lubiłem szynki, ale wtedy prosiłem przedszkolankę by wymieniła mi kanapki na inne.