Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
Mam dwadzieścia kilka lat. Byłem przez dwa lata bezdomny. Muszę o tym opowiedzieć.

Żeby spać, zwiedziłem klatki schodowe, zwiedziłem ławki pod chmurką, zwiedziłem nocną komunikację miejską, zwiedzałem od groma różnych znajomych, zwiedziłem przytułek kościelny, u zakonników, i inny przytułek, prowadzony przez miasto i jego ośrodek pomocy społecznej. Piszę bez nazw miast, bez ulic, bez nazwisk, bo bardzo łatwo jest po tym zidentyfikować konkretną osobę.

Najpierw nieco o przytułkach.

Zadziwiająco wiele osób tam jest względnie normalnych i, gdyby tylko miała dowolne mieszkanie, dalej by taka była. Historie są momentami bardzo trywialne, coś komuś nie wyszło, ktoś kogoś zrobił w konia, rodzina kogoś postanowiła się pozbyć na stare lata, komuś siadło zdrowie i stracił pracę, bez możliwości znalezienia nowej. Ciężko w takich przypadkach nawet stwierdzić, czy ten ktoś autentycznie trafił do przytułka z własnej winy, czy dostał #!$%@? od kogoś czy od losu. Widziałem wśród ludzi bardzo dużo serdeczności i współczucia, bo koniec końców trafiliśmy wszyscy w srogą dupę świata.

Tylko mała część z tych bezdomnych jest #!$%@?ęta. Widziałem u braciszków zdrowo #!$%@? i podstarzałego dewotę, który moralizował wszystkich wokoło, cytował katolickie księgi, chciał chyba awansować z mieszkańca przytułka na zakonnika, co nie przeszkadzało mu "znikać" z przytułka na chlanie trwające po kilka dni z rzędu. Widziałem w państwowym przytułku gościa, który miał pretensje do wszystkiego i wszystkich, mógł wykłócać się o wszystko i w jakiś zadziwiający sposób brał na to wszystko energię chyba znikąd, bo procesował się z przytułkiem, sądził się z ośrodkami pomocy społecznej, pisał skargi i zażalenia na sądy i prokuraturę, godzinami potrafił udowadniać wszystkim, dlaczego jego wizja świata jest jedyna i słuszna. Nikt go nie lubił, nikt nie chciał. Był całkiem zablokowany w tym, żeby kłócić się ze wszystkimi. Jakby dostał jakimś cudem mieszkanie, to zamiast się doń wprowadzić, to poszedłby do sądu, bo byłoby nie takie, za małe, w złym miejscu i niedostosowane do niego.

No i oczywiście sporo cwaniaków, którzy próbują permanentnie ugrać coś na następny dzień, tydzień, miesiąc. Ale tacy nie patrzą dalej. Podstawa to byle mieć za co teraz być cool i cacy i mieć na piwo i wino, a jutro się poprosi braciszka zakonnego rano o bułki. I tak miesiąc w miesiąc, rok w rok. Najgorsze są takie cwaniackie małżeństwa, które zawsze chodzą razem - jeśli jesteś sam, jak ich spotykasz, to od razu masz stosunek sił dwa do jednego, i ich manipulacje stają się tym bardziej uporczywe.

Są bandziory po zakładach karnych rzucający grypserą, są alkoholicy i ćpuny, którzy kombinują, jak tu się #!$%@?ć, żeby nikt nie widział. Bo w samych przytułkach panują ostre zasady i teoretycznie nie ma pijanych. Jeśli ktoś się #!$%@?ł wewnątrz, to ma wypad przynajmniej na kilka dni. Jeśli ktoś się #!$%@?ł na zewnątrz, to nie jest wpuszczany na noc. W ostateczności trafia na izbę wytrzeźwień, a jak nie, to po prostu idzie spać gdzieś na miasto.

-----------------------------

Może krótko o mnie. Rodzina jest ze wsi i prezentuje mentalny zaścianek rodem z XVIII wieku. Jest gotowa #!$%@?ć kogoś #!$%@?, jeśli a) porządnie zachoruje i nie będzie nadawać się do pracy, lub b) podetrze się ich ofertami kawalerów/panien z wielkimi majątkami i wybierze kogoś, kto tej osobie pasuje. Oczywiście przytrafiły mi się obie opcje i, po kilku przeprowadzkach w ciągu roku wraz z moimi betami, zostałem w dupie z kochającą dziewczyną, ciężką i nieleczoną nijak depresją, brakiem jakichkolwiek środków do życia i leczenia iraz wyżywającą się na mnie za wszystkie grzechy świata rodziną, która, zamiast wspierać jak powinna była, szkalowała i mnie, i moją dziewczynę niczym wykop papieża Polaka.

W jakiś sposób udało mi się jakkolwiek podnieść dzięki psychotropom i psychoterapii - grupowej, a później indywidualnej. Rodzina po miesiącach awantur w końcu poszła po jakiś rozum do głowy i utrzymujemy teraz bardzo chłodne relacje, ale w których już przynajmniej nic nie wybucha. Moja dziewczyna to anioł, weszła w bezdomność ze mną, przeszła ją ze mną, i dzięki niej w ogóle jeszcze żyję. Poniosła wielki koszt, pochorowała się w trakcie tego wszystkiego mocniej ode mnie i straciła od groma pieniędzy. Znalazłem pracę, pracuję w IT. Może kiedyś wrócę na przerwane z powodu #!$%@? życia studia.

Ale i tak jest #!$%@?. Usłyszałem od psychiatry po pierwszej diagnozie kilka lat temu, że moje zaburzenia---- wróć, #!$%@?, leczy się co najmniej dziesięcioma latami intensywnej psychoterapii. Do tego kompletnie nie spię w nocy bez leków. I już fizycznie nawet nie jestem w stanie wytrzymać bez jakiegokolwiek mówienia o tym, ale kompletnie nie mam komu o tym mówić, tak, żeby ktokolwiek miał choćby mgliste pojęcie tego, o czym mówię. W pracy o tym nie wiedzą. Na uczelni o tym nie wiedzą. Znajomi o tym nie wiedzą. Nie chcę w ogóle, żeby wiedzieli. Mam już serdecznie dość ludzi oceniających mnie przez jakieś #!$%@? własne pryzmaty, a w momencie, w którym zacznę o tym mówić, to od razu dostaję dwie łatki - żula/bezdomniaka/polaka biedaka, i #!$%@? na psychotropach. Już dość się przeżarłem przez sądy z rodziną i utratę wszystkich znajomych i całego systemu wsparcia, żeby ryzykować kolejny raz #!$%@? się z tymi etykietami. Choć jest #!$%@?, po prostu jak jasny #!$%@? ciężko, to wolę samotność i bezpieczeństwo niż kolejne ryzyko, że mój świat dookoła mnie #!$%@? mi na głowę.

#!$%@?, które nabyłem przez ten czas, każdego dnia mi się przypomina. Ciężko patrzeć na tych normalnych ludzi dookoła, którzy w życiu nie spali w jednym pokoju z grupą innych bezdomnych. Ciężko funkcjonować z ludźmi, którzy nie wiedzą, jak to jest spać na klatce schodowej czy ulicy. Ciężko próbować wytłumaczyć swoje #!$%@? zachowania osobie, która ma w miarę normalną rodzinę i ma #!$%@? mechanizm ufania innym ludziom.

Mam gdzie mieszkać, mam za co się myć, zarabiam powyżej średniej krajowej, mam umowę o pracę i płacę podatki. Ubieram się normalnie, pachnę przeciętnie, golę się. Jak na mnie spojrzysz, to w życiu nie stwierdzisz, że jestem w stanie ci wyrecytować dane o wszystkich darmowych jadłodajniach w mieście, w które dni, w które godziny są otwarte, czy dają zupy, czy warzywa, czy bułki, czy herbatę do termosu. Gdzie się umyć, gdzie i o której wziąć prysznic, gdzie dostać darmowe leki, gdzie usiąść przy komputerze i popatrzeć w jutube.

Tylko jest samotność. Samotność i świadomość tego, że mam na sobie piętno, którego nie wiem, jak uleczyć. Moja świadomość jest cały czas wygięta i się nie orientuję sam, że robię coś #!$%@?; dopiero inni ludzie mówią mi, że robię z jakiegoś wspólnego pomieszczenia syf i znoszę rzeczy, które dla mnie "mogą przydać się na potem", ale dla nich, i obiektywnie patrząc, to bezużyteczny złom i objawy zbieractwa. Dziwnie patrzą, kiedy ja, ze wspomnieniami wszystkich wizyt #!$%@? i awanturujących się starych nie chcę nikogo zapraszać do siebie, ba - mówić w ogóle o tym, gdzie mieszkam. Wiedzą i przeczuwają, że pod moją śmiejącą się i puszczającą na lewo i prawo trollujące dowcipy maską kryje się gościu, który nie zaufa nikomu pod żadnym pozorem, prędzej #!$%@? siebie i innych, i i tak koniec końców będzie robił swoje, bo to dla niego jedyny sposób na to, żeby zapewnić sobie, że nikt inny mu znowu nie #!$%@? tego, co sobie do tej pory wywalczył.

Jestem świadomy tego, że już praktycznie na początku dorosłego życia jestem #!$%@? człowiekiem, być może nieodwracalnie, że po traumie mam flashbacki i #!$%@? i irracjonalne zachowania, które obecnie nie pomagają mi w żaden sposób i tylko rozwalają mi dni i #!$%@?ą innych wokół mnie. Na psychoterapii można zrobić tylko ileś rzeczy w trakcie jednej wizyty tygodniowo, progres jest powolny jak sam #!$%@?. Reszta to łykanie psychotropów, treningi w biciu się samemu ze sobą i próba samodzielnego ogarnięcia połamanego umysłu między potężnymi niczym gej wahaniami nastroju a nawracającą ochotą #!$%@? albo kogoś, albo siebie. Mam świadomość tego, że poprawa, jeśli nastąpi, to perspektywa wielu lat, przez które nie mam co liczyć, że zmieni się wiele, i nagle zacznę być w stanie ze sobą wytrzymywać, czy coś. Nie czuję się normalny, nie czuję się jak człowiek z kategorii tych, którzy chodzą dookoła.

Mówię o tym po raz pierwszy w tak publiczny sposób, jak post na anonimowym mirko. Kiedyś miałem ranking na wypoku. Byłem w pierwszych dwóch tysiącach userów. Przeszło mi. Nie chcę tym postem wchodzić w żadne gorące. Chcę po prostu sobie ulżyć. Wypowiedzieć to. Być świadomy, że to już nie siedzi tylko w środku, że ktoś to może przeczyta, spojrzy, spróbuje zrozumieć. Może odpowie, może skomentuje. Może stwierdzi, że #!$%@?ę głupoty, po czym zacznie sypać tekstami na poziomie władzy rządzącej w stylu "zmień pracę, weź kredyt" albo "ogarnij się debilu a nie #!$%@? farmazony". Tym ostatnim to #!$%@? w dupę, i zapraszam na piętrowe łóżko w ośmioosobowym pokoju. Niech sobie pośpią tam przez rok, może półtorej.

#!$%@?, jakie to wszystko powyżej bez ładu i składu.

#bezdomnosc #postbezdomnizm #psychiatria ##!$%@?

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: kwasnydeszcz
  • 153
Piekna historia, niech ci sie uklada I zycze duzo zaparcia I wytrwalosci, chociaz po tym co juz przeszedles to pewnie masz tych cech wiecej niz sobie mozna wyobrazic. Jeszcze spotkasz fajnych ludzi, ktorzy ci ubarwia zycie I moze kiedys sie bedziesz z duma dzielic tym bagazem, bo jest czym. 99% ludzi nigdy nie wyszloby z takich sytuacji. Powodzenia!
@AnonimoweMirkoWyznania: To, że miałeś siłę stanąć na nogi- wielki szacun. Jesteś w czarnej dupie psychicznie i zwyczajnie potrzeba Ci czasu. Nie poddawaj się, nie przerywaj terapii, bierz te psychotropy. Kiedyś na to spojrzysz inaczej, a fakt, że miałeś taką przeszłość a nie inną powoduje tylko, że jesteś "bogatszy" o doświadczenia, które umocnią Cię tak, że niewiele rzeczy Cię złamie. Bądź tylko cierpliwy i pracuj nad sobą- za te kilka lat będziesz
To jest przykład na to, ze #!$%@? czy ogólnie pojmowany przegryw nie jest zawsze w stu procentach spowodowany działaniami takiej osoby. Na to silny wpływ ma środowisko i wychowanie i np. Relacje w szkole czy gnębią czy tez nie. Nie umniejszam bron boże skali doświadczeń autora wpisu ale jednak nawet gdy człowiek stara się wyjść na prostą to widmo urazu psychicznego vel przegryw/#!$%@? bedzie sie za nim ciągnęło i będzie miał problemy
Podniosłeś się z tego gówna, jesteś zajebisty qmplu. Nigdy nie krzywdź swojego anioła, póki czuwa nad Tobą, bo mając kogoś takiego przy sobie nie potrzebujesz zaufania szarych normików w około. Pamiętaj, że większość ludzi to ameby, które przeżywają swoje życia nie zatrzymując się na chwile, by się uczyć czegoś więcej, by zrozumieć innych, by ogarnąć coś więcej niż swój nos. Już wygrałeś, nie patrz za ramię, ani w dół, idź z głową