Wpis z mikrobloga

@Szewa: Nie jest taki zły. Ja chodziłem z kumplem na siłownię, robiliśmy po dwie serie na ławeczce i hejtowaliśmy lewactwo przez resztę czasu. Inni przynosili laptopy i programowali.
O panie, miałam 4 semestry wuefu i to była taka straszna głupota... niby kilka rodzajów do wyboru (a jeden #!$%@? od drugiego, jedyne co można tam było uznać za nieuwłaczające to basen) ,ale po uwzględnieniu innych przedmiotów zwykle lista malała do 1-2 pozycji. Człowiek siedział zdenerwowany w dniu zapisów i odświeżał stronę, żeby się wepchać na te jedyne zajęcia. Raz trafił mi się taki prowadzący, który nie tolerował ani pół minuty spóźnienia
@Szewa: a mnie tam się podobało. No ale na mojej uczelni trenerzy byli co najmniej w stopniu podporucznika, więc byli w stanie wszystko wykonać lepiej od nas. WF był taki, że jak zajęcia były w czwartek, to w środę schodziły zakwasy. A jak świetnie to integrowało grupę gdy nawet najbardziej sprawni umierali na koniec, a zajęcia były prowadzone tak, aby grupa współpracowała. Bardziej się opłacało 'miśka' przenieść przez tor przeszkód niż
@Szewa: Zgadzam się. Mimo że ja miałem możliwość wyboru basenu a bardzo lubię pływać, to obowiązkowy WF był z dupy. Tak jak napisałeś - w tym czasie sam sobie organizowałem aktywność fizyczną.
Szczerze mówiąc nawet się nie spodziewałem, że będzie coś tak debilnego jak WF.
@Szewa: No widzisz to jest ogólnie post komunistyczna tradycja która jest ściśle związana z edukacją w naszym kraju. Z racji tego, że post komuna idąc w ślady USA postanowiła promować aktywny tryb życia oraz edukacji. Dodatkowo istnieje pierdyliard naukowych dowodów na to, że wysiłek fizyczny ma niesamowity wpływ na samopoczucie, rozwój zdolności poznawczych - powiedzenie sport to zdrowie jest adekwatne tak długo, jak sobie czegoś nie rozwalisz ;). Niestety większość osób