Wpis z mikrobloga

Kilka dni temu wstawiłem wpis o 4 letnim uzależnieniu od WOWa i tym, jak łatwo z normika stać się s----------ą (choć przyznam, że nijak mam się do prawdziwych przegrywów bo ten mój dołek był wtórny i przejściowy, wcześniej i teraz byłem normikiem/wygrywem zwał jak zwał)

Dzisiaj wpis o związku, który napatoczył się w samym środku uzależnienia :D Co ma na celu wpis? Pokazanie, że wchodzenie w związek będąc w tak opłakanym stanie to raczej średnio mądry pomysł.

Był to marzec 2013, zima za cholerę nie chciała sobie pójść. To był ten sezon, gdzie było śniegu po kolana na Wielkanoc. Moje życie wtedy wyglądało już na zasadzie: przed pracą WOW, potem praca 6h do 21:00 i po powrocie do domu znowu WOW.. do 3-4 rano. Wstawałem koło południa. Nigdzie nie wychodzilem, zero socjalizacji ze znajomymi.

W pracy napatoczyła się dziewczyna która mi wpadła w oko i chyba (potem się okazało że na pewno) ze wzajemnością. Od słowa do słowa, od uśmieszku do uśmieszku i chodziliśmy razem. Na cygareta, z pracy na busa, w końcu na pierwszą randkę do kina. Dziewczyna miała dużo inicjatywy, to ona pierwszy raz mnie pocałowała. I to przy wszystkich, jeszcze przed pierwszym spotkaniem we dwoje (!)

Na początku ten związek jeszcze jako tako funkcjonował. Byłem w stanie wypełznąć z mojej jaskini i po nią wyjść, zabrać ją gdzieś czy choćby iść na spacer. Nasza druga randka była 1 kwietnia 2013, właśnie w ten poniedziałek wielkanocny co było tyle śniegu. Pamiętam to do dzisiaj, bo krajobraz wyglądał jakby był 1 stycznia. Na ulicach ani jednego ludzia i pół metra śniegu. Pierwszy raz do mnie na kwadrat przyszła jakoś 10 kwietnia. Pierwszy s--s był chyba 25 kwietnia, nie jestem w stanie tego stwierdzić z dokładnością do 1 dnia. W każdym razie poniżej miesiąca związku.

Kiepsko było w sumie już wtedy, bo ten związek przybrał formę na zasadzie ona przyjeżdża co 2-3 dni i jesteśmy u mnie. Bawimy się sobą, gadamy i śpimy. Pracujemy na popołudnie więc prosto ode mnie do roboty. Związek spalał paliwo z pierwszego zauroczenia i było dobrze. No, powiedzmy że dobrze bo w łóżku było raczej słabo. Byłem tam równie bierny co w życiu i w związku. W skrócie z dziewczyny sobie zrobiłem serwis rozrywkowo-seksualny który przyjeżdżał do mnie 3 razy w tygodniu. Najbardziej bierno-wygodnicka forma jaka tylko istnieje.

Jakoś we wrześniu zaczęło wiać nudą i rychłym końcem związku. Widać było zmęczenie na jej twarzy, zmęczenie ciągłym dawaniem bez odwzajemnienia. Częstość spotkań zaczęła spadać: co 3 dni, co 4 dni, co 6 dni. Między dwoma ostatnimi spotkaniami było 16 dni przerwy. Ostatnia randka była na filimie Grawitacja z Sandrą Bullock. 27.10.2013 dziewczyna do mnie przyszła i powiedziała że to koniec. I nie było nawet pola do dyskusji, była zdeterminowana. Zresztą, i tak nie walczyłem, jak o nic innego. Krótko potem wyrósł obok niej nowy facet, szybko okazało się, że wyrwałem ją na wygląd bo ten jej nowy facet wyglądał bardzo BARDZO podobnie do mnie. Tyle że poza tym wyglądem nie było we mnie nic. Byłem jak stary dziad przykuty do szpitalnego łóżka. Tyle że tym łóżkiem było biurko z komputerem a na nim WoW.

Z perspektywy czasu i wyleczenia się z tego typu nałogów widzę jak patologiczny był to związek i dziwię się że to w ogóle dało radę wytrzymać 7 miesięcy xD Śmieszny obrazek bardzo related :D

#tinder #przegryw #tfwnogf #zwiazki #wow #uzaleznienie
E.....e - Kilka dni temu wstawiłem wpis o 4 letnim uzależnieniu od WOWa i tym, jak ła...

źródło: comment_PI2Ab7HsET74i1OQHCYszRfIxijX0kqa.jpg

Pobierz
  • 6
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

@Esubane: Pamietam ten czas. Pod koniec marca 2018 kupilem sobie za hajs z osiemnastki zasilacz i kartę graficzną i tago dnia co była dostawa to tyle śniegu n------o, ze kurier dojechał po 22 i odbierałem paczkę na środku zasypanej drogi, bo jakby zjechał na pobocze to by do wielkanocy nie wyjechał :D
  • Odpowiedz