Wpis z mikrobloga

Mirki, usiądźcie wygodnie w fotelach, opowiem Wam, jak kiedyś chciałem być uczciwy i się na tym konkretnie przejechałem, ale uczciwy pozostałem, chociaż trochę tego żałowałem.

Jako gówniak spędzałem wakacje u mojej babci na wsi. Cudowne czasy beztroski, młode koty topione przez wujka w rzece, robienie wianków ze stokrotek, zachody słońca z aromatycznym zapachem świeżutkiego obornika w tle i kwaśne wiśnie prosto z drzewa.

Szwędałem się często po okolicy, bo cóż innego może robić młody chłopiec, gdy zrobi już wszystko co robić może i gdy tak się szwędałem tuż obok kościoła parafialnego znalazłem na drodze coś pięknego. Sto nowych polskich złotych. Dyskretnie obejrzałem się dookoła, czy to nie prank proboszcza bądź eksperyment społeczny samego Jezusa i gdy byłem pewien, że nie, to szybciutko zachachmęciłem stóweczkę do kieszeni i pobiegłem do babci upajając się jakże adekwatnym do sytuacji powiedzeniem „znalezione nie kradzione”.

Byłem tak dumny ze swojego znaleziska, że niezwłocznie po przybyciu pochwaliłem się nim tacie, który ocierając wąsy ze świeżej maślanki powiedział, że stówka stówką, ale on mnie tak nie wychował i pieniądze powinienem zwrócić, bo na podkarpackiej wsi sto złotych to jak w mieście 110 złotych co najmniej i ktoś może ich potrzebować.

- Ależ gdzie mam oddać tatku? Na drodze położyć? Toż wiatr je zwieje za miedzę, lub jakiś pijaczyna zabierze i upije się do nieprzytomności pod stodołą! - protestowałem.

- Oddaj do kościoła. Jest sobota, poproś księdza, aby w niedzielę na każdej mszy świętej od samego rana w ogłoszeniach duszpasterskich wspominał o znalezionych pieniądzach, aż ktoś się po nie nie zgłosi! - odpowiedział rozsądnie mój mądry ojciec.

Tak właśnie zrobiłem. Pobiegłem do proboszcza, wytłumaczyłem sprawę i zapewniony obietnicą duchownego, że zrobi tak jak prosiłem, udałem się do domu. Byłem oczywiście bardzo ciekaw, jak sprawa potoczy się dalej, więc w niedzielę wstałem skoro świt i udałem się na poranną mszę świętą.

I wiecie co?

Ksiądz nie wspomniał o zagubionych pieniądzach ani słowem. Ani na porannej mszy, ani na żadnej innej tego dnia.

Wieczorem, gdy kładłem się spać, ze łzami w oczach wyrzuciłem ojcu cały swój chowany głęboko w sercu ból.

- Wiesz, ile małych zestawów Lego kupiłbym za 100 złotych? - spytałem.

- Nie wiem. Ale wiem, że za 100 złotych nie kupiłbyś czystego sumienia – odpowiedział i wrócił do kuchni, w której wujek rozlewał kolejną kolejkę bimbru, a babcia kroiła cudownie doprawioną kiełbasę z zabitego poprzedniego dnia świniaka.

#feels #truestory #coolstory #patologiazewsi #humor #heheszki nie #pasta
  • 14
@adgebworthy: Wiesz, na wsi świeżej kiełbasy w mojej młodości nie brakowało. Jak nie bezpośrednio u siebie, to u wujka, brata, sąsiadki, listonosza, kowala. Teraz z tym gorzej, za taką kiełbę dałbym się pokroić ( ͡° ͜ʖ ͡°)