Wpis z mikrobloga

@sinusik: Intuicyjnie jestem przeciwnikiem tego typu dydaktyki jak liczenie na motylkach, czy podobne. Niby to ma ułatwiać naukę, ale potem tej osobie tak zostaje, bo nie czuje potrzeby zmiany metody. Metoda jest może praktyczna, bo pracuje się na jakichś skojarzeniach. Natomiast oddala to od pełnego zrozumienia co się dzieje, abstrakcyjnego, matematycznego liczenia, myślenia.

Głównym atutem matematyki w szkole jest i powinna być nauka abstrakcyjnego myślenia na liczbach, rozumienia, a nie obchodzenie
Przy tej metodzie motylkowej uczeń zamiast skupić się na tym dlaczego wykonujemy określone działania, skupi się na jej poprawnym odtworzeniu.

@1984: Ta metoda to jest właśnie sprowadzenie do wspólnego mianownika. To jest dokładnie to co robi zdrowy na umyśle człowiek wykonując takie działanie.
@sinusik zmarnowałem 5 minut usiłując zrozumieć czym to się różni od wprowadzania do wspólnego mianownika, poddałem się, sprawdziłem komentarze no i okazuje się że niczym.
To jest najwyżej metoda do wkucia na pamięć bez zrozumienia jak już ktoś wyżej wspomniał. W sam raz do polskiej szkoły. Zakuć, zdać, zapomnieć. Wincyj matematycznych analfabetów z egzaminami zdanymi na piąteczki!
@sinusik: Widzę, że jesteś dumny ze swoich motylków. Ale może wyjaśnisz z czego? Z tego, że metody motylkowej użyłeś w dodawaniu ułamków? Przerost formy nad treścią. Ale przed kolegami będziesz szpanował jak to ty (specjalnie z małej litery) dodajesz ułamki byś lepiej wykorzystał metody motylkowej?"