Wpis z mikrobloga

Mirki, jestem kaskaderem z przypadku.
Jeździłem maluchem na dwóch kołach - byłem świeżo po zdaniu prawka i chciałem przyszpanować swojej ówczesnej dziewczynie.
No to mówię jej "Zdradliwasuko, patrz jak twój mężczyzna rozgrzewa opony Zielonej Strzały! Tak, maluch był zielony. Nie, strzałą to on zdecydowanie nie był.
Złapałem mocno kierownicę - nie dało się inaczej, niż mocno, bo w tym cudzie techniki motoryzacyjnej PRL-u wspomagania nie było. Stawiano wtedy na krzewienie kultury fizycznej, a nic tak nie rozbudowuje barków, niż skrecanie maluchem na mrozie, wierzcie mi lub nie.
Wracając do tematu.
Rozpędzam gablotę do niebezpiecznej predkości 35 km/h. Prędkość sprawia, ze karoseria zaczyna falować, silnik rozkręcony na maksa ryczy niczym ranny łoś. Gwałtownie skręcam kierownicą.
Nagle widzę coś dziwnego - jak by cały świat za przednią szybą nagle zgubił poziom.
W mojej głowie tysiąc myśli na sekundę: (rodzice mnie zabiją, mama mnie zabije, tata mnie zabije, wszyscy mnie zabiją, sam się tu zabiję, a Zdradliwąsukę przy okazji).
Bogu i świętemu Krzysztofowi dzięki, wbudowana kontrola trakcji, kontrola przyczepności i ogólnie kontrola wszystkiego zadziałała, jakaś nierówność na asfalcie sprawiła, że autko przechyliło się w dobrą stronę i wylądowało telemarkiem na czterech kołach.

Oczywiście nie przyznałem się, że nie wiedziałem co się dzieje, że mogliśmy zginąć w eksplozji rodem z filmu Michaela Baya. Spojrzałem Zdradliwejsuce w oczy, starając się ukryć drżenie dłoni i z szelmowskim uśmiechem zapytałem "i co Zdradzia, fajnie było?" Dziewczyna była zachwycona.

Potem zrobiła mi loda. xd

wcale nie #pasta ale #truestory, trochę #przegryw bo prawie sie zabiłem ale mocno #wygryw no bo lodzik xd
  • 8