Wpis z mikrobloga

Sam nie wiem, czemu to piszę. Może chcę to z siebie wyrzucić, może podzielić bólem i żalem, przestrzec innych, a może po prostu liczę na wsparcie "mirkospołeczności", której losy śledzę w ciszy od wielu lat? Bez względu na powód, wiem że muszę spróbować wszystkiego, co da mi choć odrobinę ukojenia.

Nastał najgorszy okres w moim życiu, sytuacja, której nadal nie dowierzam i traktuję jak zły sen. Byliśmy parą przez 10 lat, "od zawsze i na zawsze", poznaliśmy się jeszcze w czasach szkolnych i choć przeszliśmy razem wiele, wiedziałem że czekało nas jeszcze więcej - do wczoraj...

Poświęciłem i dałem Jej wiele, może nawet wszystko. Była bliskość, zaufanie, troska, ciepło, poczucie bezpieczeństwa, wrażliwość, gotowość pomocy w każdej chwili, rozmowy o problemach, przyszłości i czas wolny, który spędzałem tylko z Nią. Choć wiele nas dzieliło, zawsze uważałem, że miłość stanowi spoiwo, które pozwoli przetrwać nawet najtrudniejsze chwile. Dlatego tak wielkim szokiem było usłyszeć wczoraj słowa, których nigdy, nawet w najgorszych koszmarach, nie spodziewałem się usłyszeć. Nie od Niej. "Jesteś wspaniałym człowiekiem, dostałam wszystko, ale nie mogę dać ci tego, czego oczekujesz i na co zasługujesz - miłości. Nie kocham cię, jesteś mi najbliższy, ale jako przyjaciel, a nie partner".

W jednej chwili zniknęło wszystko: wspólna codzienność, plan przeprowadzki do wynajmowanego mieszkania, wakacje, których termin ustalaliśmy jeszcze dzień wcześniej, przyszłość, którą wiązałem i chciałem wiązać tylko z Nią. Od kilku miesięcy działo się źle, bardzo oddaliliśmy się od siebie, wiedziałem o tym i starałem robić wszystko, by to naprawić. Do wczoraj ona również wyrażała taką chęć zapewniając, że jestem najważniejszy, że kocha. Sytuacja uległa zmianie, gdy znalazła (wreszcie) czas na "przemyślenie wszystkiego" - cokolwiek to znaczy.

Koniec końców zostałem z niczym - każda najdrobniejsza nawet czynność, codzienność, której najmniejszą część dzieliłem z Nią przypomina o Niej i sprawia ból, cierpienie, nad którym nie mam najmniejszej kontroli. Pieniądze zbierane na mieszkanie i wspólną przyszłość, dobra praca, plany rozwoju własnej działalności, chęć zmiany trybu życia na zdrowszy - wszystko straciło sens wraz z Jej odejściem. Popełniłem błąd: oddałem siebie bezgranicznie wierząc, że w zamian otrzymam to samo. Choć wiem, że dla Niej to także trudny czas, nie jestem w stanie pozbyć się ogromnego żalu do Niej, poczucia porażki, wrażenia odarcia z godności i marzeń przez najbliższą, zaufaną mi osobę. Nie mam przyjaciół, znajomych, postawiłem wszystko na jedną kartę i sromotnie przegrałem. Wszystko, co robiliśmy razem: banalne wyjście do sklepu po mleko, na zakupy do hipermarketu, do parku, kina, gotowanie obiadu, załatwianie spraw "na mieście" jest dla mnie jak wyprawa na Mount Everest tylko dlatego, że nie ma Jej przy mnie.

Nadal kocham i jak głupi wierzę, że za miesiąc lub dwa dojdzie do wniosku, że to błąd, że nie może beze mnie żyć. Łudzę się, że teraz czuje to samo co ja, choć rozsądek krzyczy, że nie ma na to szans. Wielokrotnie w kryzysowych sytuacjach w imię miłości i "nas" pozwalałem deptać swą godność, wczoraj nie było inaczej - na odchodne prosiłem, by przemyślała wszystko jeszcze raz. Tak wiele Jej dałem i tak wiele chciałem dać, ale dziś już wiem, że jestem bezradny i właśnie to poczucie niszczy mnie doszczętnie. Postanowiłem jednak, że mimo, iż czuję się jak wyciśnięta do cna brudna szmata rzucona w kąt, nie poniżę się całkowicie i nie zrobię pierwszego kroku - nie zadzwonię i nie zapytam, czy coś się zmieniło - ani za tydzień, ani za miesiąc, ani za pół roku (obym w tym trwał).

Mnóstwo ludzi znając choć w części naszą sytuację powtarzało mi, że tak się to skończy. Jasno dawali do zrozumienia, że powinienem to przerwać, ale ja pozostawałem naiwny i zakochany - nadal jestem. Na codzień człowiek, który kieruje się rozsądkiem, zimnym rachunkiem zysków i strat, teraz porusza się jak dziecko porzucone we mgle. Powoli dobijam do trzydziestki, a czuję się jak szczeniak, który wszystkiego musi uczyć się na nowo i walczyć o to, co dla reszty jest rutyną - samotne zakupy, załatwianie własnych spraw, dbanie o zdrowie, planowanie życia w pojedynkę. Choć wiem, że z naszej dwójki to ja byłem bardziej zaradny i przewidujący, to jednak Ona dawała mi siłę by przenosić góry, teraz nie potrafię nawet zwlec się z łóżka i żyć. Czuję się pusty, niepewny siebie, pozbawiony woli życia, sparaliżowany i przerażony przyszłością, której nie potrafię widzieć w różowych barwach, już nie...

TL;DR: Po 10 latach związku, licznych planach i budowie fundamentów pod wspólną przyszłość zostałem zepchnięty do #friendzone, na szczęście nie z powodu "bolca na boku". :)

#wyznania #zwiazki #tfwnogf #zale #feels #smutnazaba
  • 60
Najlepiej taką, która męczy fizycznie i nie nie daje już siły na rozkminianie (tzw. zmęczony i szczęśliwy).


@mysteq Oj tak, bardzo mi tego brakuje, bo w pracy tylko biurko i monitor, a mocno się przez ostatnie lata zaniedbałem. :P

związek mocno "przechodzony"


@mysteq @chromatografia Zastanawiam się tylko, na ile miałem na to wpływ. Czy to od początku było skazane na porażkę (zbyt wczesne nawiązanie relacji) czy raczej byłem zbyt mało stanowczy w
@mysteq A czy zmieni coś to, że powiem, iż oboje się zaniedbaliśmy i tylko ja chciałem to zmienić (niekoniecznie wspólnie, bo podjąłem kroki we własnym zakresie)? :D
@werbus:

Czy to od początku było skazane na porażkę (zbyt wczesne nawiązanie relacji) czy raczej byłem zbyt mało stanowczy w kwestii rozwoju związku (wspólne mieszkanie)


Ciężko powiedziec. Na pewno to, że zaczęliście jako smarkacze, nie działało na Waszą korzyść. Między 17 a 27latkiem jest kolosalna przepaść, wieksza niż miedzy 27 a 107latkiem.
O ile wiek 13-16 lat to okres dojrzewania fizycznego, tak najsilniejsze dojrzewanie emocjonalne to okres 18-22 lat (moim zdaniem).
Dlatego tak wielkim szokiem było usłyszeć wczoraj słowa, których nigdy, nawet w najgorszych koszmarach, nie spodziewałem się usłyszeć. Nie od Niej. "Jesteś wspaniałym człowiekiem, dostałam wszystko, ale nie mogę dać ci tego, czego oczekujesz i na co zasługujesz - miłości. Nie kocham cię, jesteś mi najbliższy, ale jako przyjaciel, a nie partner".


@werbus: Przechodziłem przez to, ogólnie jesteś mną sprzed paru miesięcy. Wypunktuję teraz to czego się nauczyłem przez ten czas:
czas na "przemyślenie wszystkiego" - cokolwiek

jak głupi wierzę, że za miesiąc lub dwa dojdzie do wniosku, że to błąd, że nie może beze mnie żyć

Wielokrotnie w kryzysowych sytuacjach w imię miłości i "nas" pozwalałem deptać swą godność, wczoraj nie było inaczej - na odchodne prosiłem, by przemyślała wszystko jeszcze raz.

na szczęście nie z powodu "bolca na boku". :)


@werbus: Aha, no ok xdddd

Za 2 tygodnie będzie już
Moim zdaniem trzeba wypełnić sobie pustkę czymś. Siłownią, lekcjami tańca, spotkaniami ze znajomymi, jakąś aktywnością.


@mysteq: No jasne, zasklepianie się w smutku i poczuciu bezsensu nic nie da, z drugiej strony, żałobę po prostu trzeba przepracować, zamiast spychać gdzieś na bok, bo co jakiś czas wróci czkawką.
Będzie kłótnia - trudno.


@Czytelnik30 Kłótni było aż nadto, problem polegał na tym, że tylko ja dążyłem do rozejmu czy kompromisu. Ona po prostu czekała aż skończę gadać i wszystko wróci do normy. Byłem bardzo niekonsekwentny i mimo że dostrzegałem ułomności tej relacji i drugiej osoby, nie potrafiłem tego przerwać.

W związku jest się razem a nie tylko jedna strona.


@Czytelnik30 To chyba główny powód, od wielu lat byłem w to zaangażowany
Mam tylko nadzieję, że kiedy wrócę tu za parę miesięcy będę ponad tym i spojrzę na to obiektywnie, bez emocji i żalu. :)


@werbus: Bez emocji pewnie nigdy, bo nie jesteśmy robotami. Ale z czysty spojrzeniem, wiarą w siebie i innych - na pewno:)
Mam tylko nadzieję, że kiedy wrócę tu za parę miesięcy będę ponad tym i spojrzę na to obiektywnie, bez emocji i żalu. :)

drogi Mirku, nie licz na to. Na wieloletni związek trzeba lat by tak było. Jak minie ten czas gdy każda pobudka nie będzie myślą o niej.. rozejzyj się za jakąś kobietą która da Ci przynajmniej satysfakcję. To pomaga. ona też pokaże Ci ze była, wcale nie była taka cudowna
@werbus: Współczuję tej pustki, w której teraz przebywasz. Moje serce uspokoiło się dopiero kilka lat po podobnej akcji. Może to banalne powiedzenie, ale często prawdziwe - "czas leczy rany", czego i Tobie życzę. Ale blizny zostają, np. nie zdecydowałem się na spotkanie z tą kobietą mimo jej kilku zaproszeń. Nie i już.

No jasne, zasklepianie się w smutku i poczuciu bezsensu nic nie da, z drugiej strony, żałobę po prostu trzeba
@werbus: U sound like me.
Spora część historii pokrywa się w mojej i wiem, jak to jest, kiedy ten dzień jest dla ciebie niczym innym, jak końcem świata.

Ogólnie mocno do mnie trafiają do mnie słowa naszej mądrej @rdza i w tych komentarzach też odnajduję siebie. Mirabelko, siła! ()

Coż Ci można Mirku powiedzieć, cokolwiek nie usłyszysz od nas, czy od "żywych" ludzi, wszystko
@werbus: No kolega @Czytelnik30: ujął to wszystko w zwięźle i w punktach.
Kilka uwag:
1. Nie popadnij w alko za mocno, bo to łatwe w takiej chwili.
2. Nie dzwoń, nie pisz, nie wysyłaj do niej gołębi pocztowych. Nic dobrego z tego nie będzie. Nawet jak się zejdziecie kiedyś i będzie fajnie, to nie będziesz miał tego zaufania i ciągle będzie zadra w sercu. Chcesz się pożalić, to pomarudź jakiemuś
@aloszkaniechbedzie:

myślę, że na swój sposób będziesz kochać zawsze


Tez myślałam, ze tak będzie, kiedy jeszcze nie wyleczylam sie na dobre.
Bzdura.
Z czasem zostaje tylko miłe wspomnienie, jakiś sentyment może. Nic więcej, na cale szczęście, bo byloby to bardzo nie fair wobec nowego partnera ;)
Nie nastawiaj się na to, że już nigdy nie pozbędziesz się eksa z serca, bo to nieprawda, chyba, ze sama się o to postarasz. Ale
Nic więcej, na cale szczęście, bo byloby to bardzo nie fair wobec nowego partnera ;)


@chromatografia:
z tym się zgodzę, celowo napisałam "kochać na swój sposób"
imo nie jest możliwe kochanie 2 osób w kontekście damsko-męskim jednocześnie

bardzo nie fair! gdzieś niedawno na mirko pisałam, że dopóki jest się jedną noga w byłym związku, nie wolno stawiać drugiej w nowym

jeden odczuje to wspomnienie o wiele mocniej, inny mniej
dla Ciebie
@Username @TaoMachine Dzięki za ciepłe słowa! ;)

Coż Ci można Mirku powiedzieć, cokolwiek nie usłyszysz od nas, czy od "żywych" ludzi, wszystko odepchniesz z przekonaniem, że tego jednego przypadku i uczucia, jakie Ciebie niszczy, nie jest w stanie zrozumieć nikt.


@aloszkaniechbedzie Nie wiem, czy to chwilowe, ale wiele się zmieniło od kiedy wstałem rano i napisałem ten wpis. Czytając Wasze komentarze zaczynam łapać do tego dystans, przestaję traktować to zdarzenie jako definitywny