Wpis z mikrobloga

#falszywyrozowypasek lvl 21 here. W skrócie przybliżę swoją historię i to co teraz #!$%@? mi się w życiu. Założę też chyba swój tag i będę opisywał co u mnie.

TLDR:


Wstęp:

Dobra. Pochodzę raczej z dobrego domu co wiąże się z tym, że moi rodzice pracują - w powiedzmy "szanowanym" zawodzie. Od dzieciaka raczej niczego mi nie brakowało, w domu było spoko, nikt nie pił, nie palił i nie awanturował się. Mój starszy brat zawsze był dumą rodziców i zawsze był we wszystkim najlepszy, ja też starałem się jak mogłem i to z całkiem dobrym skutkiem jednak i tak zawsze brat był na 1wszym miejscu. (przynajmniej takie odnosiłem wrażenie) I tutaj zaczęły się moje jazdy albo zrodziło się we mnie "to coś". Od podstawówki zaczęło mnie strasznie ciągnąć do złego nie będę pisał co #!$%@?łem bo szkoda na to czasu. W 6 klasie zacząłem palić fajki, w gimnazjum robiłem to już codziennie a do tego w weekendy zaczynało się chalnie alko. (tak wiem, #patologiazewsi). Idąć do technikum alkohol zamieniłem na jaranko #narkotykizawszespoko. I w sumie tak zleciały mi 2-3 lata technikum. Jarałem po szkole, później zacząłem jarać też w szkole bo skumałem się z dwoma kumplami. Nie przeszkadzało mi to zbytnio w nauce bo zawsze jakoś samo wszystko mi wchodziło do głowy i bez problemu przechodziłem sobie z klasy do klasy bez żadnej nauki i przykładania się do czegokolwiek.

Treść właściwa:

Mój właściwy problem zaczął się gdy skończyłem 18 lat a jaranie mi się po prostu znudziło. Nie czułem się po tym ani dobrze ani faza mi nie odpowiadała. Wróciłem do picia alkoholu, na początku niewinnie piwko na wieczór po graniu w piłkę, piwko pod film, piwko nad wodą itd. Byłem już starszy i zmieniło mi się towarzystwo, moi rówieśnicy, z którymi chodziłem do klasy w podstawówce czy tam technikum poszli w swoją stronę i mieli inne, ciekawe zajęcia a ja wolałem imprezować (to dosyć łagodne określenie) Zacząłem bujać się z ludźmi którzy też byli moimi znajomymi wcześniej ale teraz nasze kontakty były dosyć bardziej zażyłe, wspólne imprezy itd. Nawet nie wiem kiedy i kto mnie tego nauczył ale po każdej imprezie w sobotę wychodziliśmy i jak to się mówi "klinowaliśmy" bo kace były przeogromne a związane to było z "formą do picia" jaką sobie wyrobiłem. Klinowanie jednym czy dwoma piwami przerodziło się z czasem w zwykłe upijanie się w niedziele i wtedy kac dopadał nas w poniedziałek. Przejdźmy dalej

Do tego imprezowania w końcu dołączyło największe zło - prochy. Na początku się bałem i zawsze odmawiałem, tylko do czasu aż wziąłem pierwszy raz. Zrozumiałem wtedy czemu ludzie ćpają (bo jest po nich zajebiście), prochy dołączyły do mojego zestawu imprezowego. Jednak to był największy błąd bo ktokolwiek miał z tym do czynienia wie jak to działa. Imprezowanie w barach, pubach, domówkach czy klubach po czasie zaczęły przechodzić w tzw. "błędne koło".

Mimo, że było po imprezie i była np 4-5 nad ranem. To razem z kilkoma takimi jak ja potrafiliśmy jeszcze iść na stację, czy kupować alkohol w sklepach. Chlać wódę tylko po to by się dobić i móc zasnąć po prochach a zaraz po tym walić następne kreski żeby znowu czuć się dobrze. Takie błędne koło to największa głupota jaką można robić. Zdarzało się, że potrafiłem #!$%@?ć się kilka razy w ciągu nocy. Później był sen i budziłem się w niedzielę po południu. Zjazd po prochach w połączeniu z kacem powodowało tak fatalne samopoczucie, że nie dało się nie pić. Po prochach człowiek chciał się wieszać a po alko myślał, że pęknie mu łeb, a wątrobę wysra razem z kac kupą. Wtedy znowu się klinowało i po jednej imprezie trzeba było dochodzić do siebie przez 3 dni.

Po 3 dniach gdy w poniedziałek/wtorek czułem się już spoko i wstręt przechodził to zaczynałem sobie popijać piwka w środku tygodnia. Na początku jeszcze miałem z kim ale później albo ludzie znaleźli sobie dziewczyny, albo się wyprowadzili i w sumie z takich piwkujących zostałem sam. Wtedy piłem sam przy kompie, na początku kilka piw, później doszły jakieś setki wódki itd. Miałem okres kiedy potrafiłem wypić tyle wódki, że urywał mi się film przy komputerze i nie pamiętałem co się stało ale takie chlanie miało miejsce, z miesiąc. Zawsze jakoś bardziej wolałem piwa.

Na początku tego roku wszystko się nasiliło za sprawą tego, że zacząłem pracować. (pominąłem moje "studiowanie". Przez miesiąc jeździłem na uczelnie i się uczyłem, a następne dwa spędzałem w barach lub na melinie u kumpla). Praca równa się kasa, a że nie zarabiałem najgorzej to miałem za co szaleć. Upijanie się przed kompem + imprezowanie i walenie prochów to była normalka, walenie prochów w środku tygodnia też normalka. Waliłem prochy w pracy gdy chodziłem na nockę. Waliłem w pracy gdy chodziłem na rano dlatego bo nie mogłem zasnąć całą noc bo ćpałem od wczoraj. Ogólnie odpłynąłem totalnie. Od czasu do czasu wracałem na ziemię bo udało mi się złapać kontakt z rzeczywistością i zadać sobie pytanie "co ja #!$%@??". Mijały dwa dni i od niewinnego piwka z kumplem po pracy zaczynał się cug. Następne dwa piłem jeszcze z nim, później 3 w domu. Dzowniłem po kierowcę, jechałem po wódkę i prochy i tak znowu odpływałem na tydzień. Błędne koło.

Jesteśmy już w miarę blisko końca.

Zaniedbałem się totalnie, straciłem kontakt z najbliższymi mi ludźmi. Tych których powinienem mieć przy sobie bo chcieli mi pomóc albo traktowałem jak wrogów albo olewałem. Po prostu upadłem, matka nie mogąc już na to patrzeć postawiła mi ultimatum. Odwyk lub #!$%@? z domu. Mój bystry pijany mózg na początku zdecydował się na #!$%@? tylko po czasie do mnie dotarło, że nie mam dokąd. Nawet nie mam znajomego kumpla który by mnie przygarnął na parę nocy. Na wynajem mieszkania jeszcze mnie nie stać bo prawie całą wypłatę już przepiłem, przećpałem/oddałem długi za prochy.
Odwyk też nie, po prostu sam z siebie postanowiłem się ogarnąć. Bo nie czuję, że mam tak duży problem. (specjalnie postawiłem sobie w szafce 0.5l które dostałem od kumpla za to, że wziąłem jego zmianę w pracy żeby mnie "kusiło" i żebym mógł odmówić sobie powiedzieć nie) Po prostu ja uwielbiałem melanżować, tak mi się wydaje.

Nie piję alkoholu od 2 dni.
Nie ćpałem od 4 dni.

Oprócz tego nie opisałem jeszcze wielu historii, które #!$%@?łem gdzieś po drodze. Może jak założę tag to będę coś wrzucał i do tego opisywał co u mnie.

#alkoholizm #pijzwykopem #niebieskiepaski #oswiadczenie #oswiadczeniezdupy #alkohol #narkotykizawszespoko #pijzwykopem #patologiazewsi #zwiazki
  • 14
@smieszekpozakontrolo: a tak na poważnie to nie jest z tobą tak źle jak ci się wydaje.
Może o tym się nie mówi, ale spora liczba osób nadużywa alkoholu czy prochów i nie jest to nic nowego.

Ja osobiście nie widze nic złego w spiciu się czy 'naćpaniu'. Ale wydaje mi się że trzeba do tego dorosnąć - żeby wiedzieć kiedy, ile i na co można sobie pozwolić. To ma być raczej
@smieszekpozakontrolo: jestes slaby albo po prostu glupi. Tez potrafilem ciagnac 3-dniowe melanze, ale zawsze jak przychodzil czas na prace to sie ogarnialem. Nigdy nie poszedlem do pracy po nieprzespanej nocy (wiesz o co chodzi). Po prostu trzeba trzeba sobie szanowac wazne sprawy. Inna sprawa, ze u mnie zawsze alko bylo na ostatnim miejscu z tych fajnych rzeczy :) Nie wyobrazam sobie, zeby byc niewolnikiem chlania albo prochow. Zastanow sie nad tym
@jutrosieogarne: no moje trzydniowe melanże przerodziły się w tygodniowe a nawet miesięczne loty. Jedynie w tygodniu w miarę "ogarniałem się" żeby nie narobić sobie przypału. Chociaż już nawet moi znajomi się śmiali, że czy ja wypije 2 piwa czy 8 piw to nic po mnie nie widać. Więc z czasem nawet środek tygodnia mi przestał przeszkadzać.

@3odowiec: Zobaczymy dziś 3 dzień. ( ͡° ʖ̯ ͡°)