Wpis z mikrobloga

Witam Mirki oraz Mirabelki! Dzięki @heheszka przypomniałem sobie o pewnej historii, która przydarzyła mi się w te wakacje. Jako, że jest to zdecydowanie jedna z tych tl;dr, to chciałbym ją podzielić na części. Jeżeli pierwsza część się przyjmie, to zrobię tag, będzie łatwiej :)

Jak już wspomniałem, akcja działa się w te wakacje. Dzięki znajomościom, a dokładniej dzięki mojej mamie, udało mi się pojechać na obóz młodzieżowy do Bułgarii jako wychowawca. Dlaczego dzięki znajomościom? Otóż jestem lvl 18, pojechałem praktycznie zaraz po skończeniu 18 lat, kurs zrobiłem błyskawicznie, a dzięki temu, że moja mama była na tym wyjeździe kierownikiem, to udało mi się pojechać. Mało tego, wziąłem sobie na drugiego wychowawcę @AeratorWertykulator. I tak o to pojechaliśmy zbierać naukę w opiece nad młodzieżą. Chciałbym też zaznaczyć, że nikt nie miał nic przeciwko takim niedoświadczonym i młodym opiekunom, kadra oprócz nas była bardzo doświadczona, idealnie żeby zbierać pierwsze szlify. A jak się później okazało, dla mnie te pierwsze szlify nadeszły bardzo szybko.

Podróż przebiegała bardzo dobrze, dzieci grzeczne, alkoholu w autokarze nie chlali, palili na postojach za tzw. winklem, nic do czego moglibyśmy się przyczepić. Polska przejechana, Słowacja przejechana, Węgry również, niestety na granicy węgiersko-rumuńskiej przyszedł czas sprawdzania dokumentów tożsamości. W sumie standard, ale od początku miałem jakieś złe przeczucie. Nie myliłem się. Przy sprawdzaniu przez celniczkę, okazało się, że PIĄTKA dzieci ma nieważne dowody tożsamości (tu też był nasz błąd, powinniśmy to sprawdzić, ale nie sądziliśmy, że ktoś okaże się na tyle nieodpowiedzialny i wyśle dzieci za granicę z nieważnymi dowodami). Co lepsze, były to dzieci z jednej rodziny. No i nas cofnęli, powiedzieli, że nie mogą nas przepuścić, koniec. No i zaczęło się rozmyślanie, co tu zrobić. Nie moglibyśmy się cofnąć z całym autokarem, nie po to reszta płaciła, żeby teraz tracić czas. Decyzja poszła następująca: moja mama jako kierownik, bierze te dzieci, jedzie jakimś sposobem do Budapesztu, wyrabia im tymczasowe paszporty i znowu jakimś sposobem wraca do Złotych Piask, czyli celu podróży.

Wszyscy osrani, ja osrany podwójnie, nie puszczę przecież mojej własnej rodzicielki, samej z piątką dzieci, o 12 w nocy (taka była pora, kiedy mieliśmy przekroczyć granicę) do nieznanego, ogromnego miasta. Tym bardziej, że moja mama jest starszej daty i jedynym językiem, poza polskim oczywiście, jakim się posługuje jest rosyjski. No i zacząłem kombinować co by tu zrobić. Wychowawców mężczyzn, a raczej guwniarzy, było dwóch: ja i wspomniany wcześniej @AeratorWertykulator. Może jestem chujem, ale nie aż takim, żeby wymagać od niego, żeby jechał z moją mamą i piątką dzieci (zapomniałem wspomnieć, levele: 8, 9, 11, 13 i 15) do p----------o Budapesztu. No i została jedyna opcja: jadę z nimi.

W międzyczasie dzwoniliśmy do Ambasady w Budapeszcie. Okazało się, że w sobotę nie pracuje (była to noc z piątku na sobotę), ale konsul zrobi wyjątek i przyjedzie. Umówiliśmy się na 11. Koszt paszportu to 60 euro, x5 to troszkę więcej, no ale cóż zrobić.

Ogarnęliśmy wszystko, zmieniłem koszulkę, wziąłem kołczan prawilności, bluzę, dzieci pod pachę i tak oto udaliśmy się z moją mamą w stronę odwrotną, niż powinniśmy, szukać jakiegoś połączenia do Budapesztu. Podchodzimy więc do celników, którzy stoją przy jakimś autokarze (wszystkie dialogi z obcokrajowcami prowadziłem po angielsku, ale nie będę ich pisał w tym języku, z wiadomych względów, ale chcę żebyście mieli to na uwadze :) )

Ja: Jak możemy dostać się do Budapesztu?

Celnik: Hmm, szofer!

I pokazuje na jakiegoś Gyulę albo innego Gabora, który podchodzi do nas. Celnicy coś tam z nim gadają, ja trochę tłumaczę, że jest nas co prawda siedmioro, ale to są małe dzieci. Celnicy mu coś tam tłumaczą i pytają się mnie:

Celnik: Ile jesteście w stanie zapłacić?

Ja: A ile on chce?

Gyula (chyba zrozumiał): 60 euros.

Patrzę na mamę, ona do mnie: Dawaj, jedziemy. No to hyc wyciągami hajsy i ładujemy się do autokaru. Zupełnie nie wiedzieliśmy do jakiego autokaru trafiliśmy, ale ważne, że mieliśmy transport. Ja siadłem koło, uwaga, WĘGIERSKIEGO SEBIXA XD Ziomeg miał dres adasia, czapkę w--------ę, a ze słuchawek leciał mu węgierski rap XD Kisłem tam srogo, ale tylko w duszy, bo nadal byłem obejsrany mocno.

Do Budapesztu było jakieś 220 kilometrów, więc ruszyliśmy w podróż.

CDN.

Jeżeli wam się podoba Mireczki i chcecie, żebym napisał co działo się dalej (a działo się dużo, uwierzcie na słowo) to mi napiszcie ( ͡° ͜ʖ ͡°)

#coolstory #truestory #podroze #autostop #wakacje
  • 76
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach