Dlaczego tak wielu niechlujom życiowym wydaje się, że jedzenie vifonow, chipsow i parówek to synonim oszczędnosci, kiedy wokół jest tyle pomysłów na tanie i dobre jedzenie? Przygotowanie sobie na obiad spaghetti na przecierze, makaronu z pesto, naleśników na słodko/słono, domowych frytek (obok których te mrożone nawet nie stały), zupy krem, placków ziemniaczanych/z cukinii czy domowej pizzy to jest kwestia paru/parunastu złotych (wtedy składniki wystarczają na kilka razy). Nie, lepiej jebnąć żurki srurki
konto usunięte via Android


























Na lekcjach jak ktoś raz na rok puścił film z magnetowidu to było wow. Ze szkoły pamiętam te cholerne zielone tablice i niewygodne krzesełka.
10 lat temu na rynku pracy było ogólnie nieciekawie. Jakakolwiek praca to było coś. Pamiętam jak po maturze złożyłem CV do jakiego media marktu