[AMA] Czynny alkoholik
Mireczki, chcecie? Ale nie taki menel spod sklepu, jak to sobie w pierwszej chwili wyobrażacie. Poważny, odpowiedzialny, dorosły facet (40+), przedsiębiorca, ojciec dziecom, iq grubo powyżej średniej. Próbowałem rzucać już dobrych kilka razy, nawet na jakiś czas zwykle skutecznie, ...
z- 1013
- #
- #
- #
- #
nie. jak wpadam w ciąg, to wstaję rano z kacem jak s-------n, wtedy idę po następną i się zaczyna. wystarczy 100g żeby do końca dnia pochłonąć 500g. jak mam okresy, kiedy nie piję, problemu nie ma. potrafię nie pić tygodniami, a potem znowu jebudu!
gdybym miał w barku, a był w ciągu, wypiłbym natychmiast. z wódą jest taki problem, że jest dostępna w każdym sklepie osiedlowym i wystarczy mieć w kieszeni 6 nowych złotych polskich, żeby zafundować sobie kolejną dawkę. nie magazynuję alkoholu, ale dostępność jest niestety powszechna.
miesięcznie ciężko ocenić, bo branżę mam taką, co nie płaci raz na miesiąc. czasem projekt trwa kwartał, czasem tydzień. rocznie zarabiam pomiędzy 100 a 200 k netto. odejmij od tego dochodówkę i podziel przez 12.
to jest dość złożone pytanie, bo jak nie piję, to leczyć chcę się bardzo, a jak piję, to mam to w dupie. próbowałem rozmaitych środków (AA, odwyki, nawet oddział zamknięty) i nic nie pomaga. rzucałem skutecznie na miesiąc, góra dwa. moim zdaniem nie ma na to skutecznego środka, najważniejsza jest chęć, a tej brakuje, jak się zaczyna.
w zasadzie to alko było obecne zawsze, od kiedy pamiętam. a to piwko z kolegami po pracy, a to wino do kolacji, a to pół litra w piątek wieczorem, bo przecież tydzień był taki k---a ciężki i resetu potrzeba, nie? no i to wieczne "no jak to się z nami napijesz?" - każdy to zna. przegapiłem ten moment, kiedy zrobił się z tego problem.
dodam jeszcze, że ten moment, kiedy robi się problem, jest k------o ciężko przegapić - jak się orientujesz, to jest już dużo za późno.
otóż nie. taki jest powszechny pogląd. że jak nie jesteś tym zachlanym menelem spod sklepu, to to nie jest alkoholizm. otóż jest, i przybiera bardzo różne formy. o tym akurat usłyszałem bardzo dużo historii na spotkaniach AA.
ja mam dokładnie odwrotnie. jak wstaję rano, i mnie n--------a, to MUSZĘ iść do sklepu po następną.
"nie napijesz" miało oczywiście być.
to jest akurat ciekawe, bo ja się ukrywałem z tym bardzo skutecznie do pewnego momentu. zorientowali się jakiś czas temu i zrobili rzecz najgłupszą z możliwych - udawali, że problemu nie ma. jak z pierdnięciem w towarzystwie. a należało wziąć za łeb i zatargać do lekarza wtedy.
nie ma takiego momentu, który można pokazać palcem. natomiast prawidłowa odpowiedź brzmi: o wiele za późno.
tak się właśnie zorientowałem, że mam problem. "rano g---o zrobię" przestało być batem. zacząłem zawalać robotę lub życie rodzinne właśnie przez to, że jak rano wstawałem, to byłem nieprzytomny, i najgorsze jest to, że miałem to w dupie.
jeżeli potrafisz przeciągnąć weekend o kilka dni, to już nie jest dobrze. u mnie się właśnie tak zaczęło. najpierw wóda bo piąteczek, potem wóda bo sobota, potem klin w niedzielę, bo kac męczy, a w poniedziałek rano szukanie wymówek, żeby nie pojechać do roboty. mówię poważnie.
nie uważam, że to jest spoko. mam natomiast mnóstwo znajomych, którzy walą 2-3 dni pod rząd i uważają, że to jest normalne i spoko. są na najlepszej drodze, żeby wylądować tam, gdzie ja,
1. mój charakter pracy jest taki, że jak na dzień czy dwa zniknę z planety ziemia, to dramatu nie będzie, o ile oczywiście potem to odrobię. m.in. to właśnie pozwala mi wpadać w cug.
2. mi jeszcze nigdy. zawsze jeśli mam wątpliwość, to biegam na bagiety dmuchnąć w puzon, zanim do tego auta wsiądę, szczególnie, że wożę dzieci. ale moi znajomi z AA mówią, że to jest kwestia czasu,
1a. zdarzyło mi się już natomiast kilka razy z-----ć obowiązki związane z opieką nad synem i córką (jestem po rozwodzie, dzielimy się opieką nad dziećmi). nie byłem w stanie ich zabrać do siebie, chociaż powinienem. i wtedy wspinałem się na kaskady kreatywności, żeby to uzasadnić przed byłą żoną.
to też dość powszechny, ale zupełnie nieprawdziwy pogląd. statystcznie znasz co najmniej kilku alkoholików, tylko o nich nie wiesz.
to jest tak, że ja mogę nie zaczynać pić tygodniami. ale jak już zacznę, to nie umiem przestać. i wtedy żadna siła mnie powstrzyma przed pójściem do wodopoju.
nie, to akurat nie. ale mogę Ci w tajemnicy zdradzić (tylko nikomu nie mów), że po paru miesiącach zaczynają się problemy ze wzwodem.
alkoholik to nie jest ktoś, kto wali dzień w dzień. alkoholik to jest ten, który ma taki problem z jednym piwem, że po jednym chce mu się drugiego. a potem trzeciego. a potem ósmego.
no właśnie myślę, jak ew. można by to zweryfikować. nie mam pomysłu. z AA nie mogę, bo z definicji ta organizacja jest zamknięta i nie możemy udostępniać żadnych dokumentów publicznie. ze szpitala też nie bardzo mam co, bo niby co udowodni wypis z oddziału? jeśli wpadniesz na jakiś lepszy pomysł, to ja się chetnie zweryfikuję, tylko nie wiem jak.
dzieci są dla mnie motywacją do okresów niepicia. z żoną rozwiodłem się z kompletnie innych powodów akurat, wtedy jeszcze nie piłem.
1. z grubsza polega to na tym, że wstajesz i MUSISZ iść po następną. niezależnie od tego, czy jeszcze jesteś pijany, czy już masz kaca, czy po prostu masz ochotę się napić. klapki na oczach i cel monopolowy. i to może trwać kilka dni. p--------e.
2. nie, ja akurat nie. ale znam przypadki takich, co muszą pić aż do porzygu, wcześniej przestać nie potrafię. ja tankuję do momentu, aż
nie wiem, co to ma do rzeczy, ale górne pół procenta populacji. mensy to mi z ręki jedzą. chciałbym mieć mniej,
jak przestałeś?
dodam, że rozwiedliśmy się w zupełnej zgodzie, bez awantur.
na tym właśnie polega cały problem, że nie mam bladego pojęcia. po prostu nagle idę po wódkę. cholernie chciałbym wiedzieć, dlaczego to się zaczyna.
nie, od tego mam spotkania AA. oczywiście w okresach, kiedy nie piję.
no niestety marne, i jednej i drugiej. nadal nie powstrzymuje mnie to przed piciem.
ja akurat jak piję, to jestem do rany przyłóż. raczej nie łączyłbym przemocy z alkoholizem. w sensie takim, że jeśli jesteś np. zdolny do tego, żeby p-----------ć swojej żonie albo dziecku, to na trzeźwo też byś to zrobił i wóda nie ma nic do tego. natomiast w wychodzeniu z choroby cholernie ważne jest wspracie kogoś bliskiego, samemu nie dasz rady.
nadal nie zmienia to faktu, że jak zaczynam pić, to w dupie mam konsekwencje.
nie, i nie mam ochoty. piłem od czwartku do niedzieli, już mnie powinno puścić.
tak, moja obecna dziewczyna. wie, że jestem alkoholikiem, nie zostawiła mnie z tego powodu, i wspiera mnie w okresach niepicia.
bardzo mi się spodobało to porównanie :D
jak piję, to wyczynem jest do kibla trafić.
tak, to jest masakra dla trzustki i wątroby. już lepiej się n-----ć raz w tygodniu, niż walić po jednym piwku co wieczór.
zacznij od AA. tam usłyszysz takie historie, że z miejsca Ci się odechce. są tam tacy, co mają jeszcze gorzej.
jak pierwszy raz poszedłem, to nie piłem ze 2 miesiące, tak mną trzepnęło.
ja sobie ze wszystkich tych konsekwencji zdaję sprawę. i niczego to nie zmienia.
byłem tam. nie pomogło.
dobra, obiecałem, że odpowiem na wszystko, to odpowiem. nigdy i pod żadnym pozorem nie pij w domu, jeśli nie mieszkasz sam. regularnie się przeziębiaj, bo to pomaga wytłumaczyć większość objawów uchlania. rób tzw. trasy techniczne, czyli po każdą kolejną setkę biegaj do innego sklepu, po co ekspedientki mają wiedzieć, ile dziennie kupujesz. na odór z pyska dość skuteczne są ziarna kawy albo aromat do ciasta ze sklepu (tylko nie
nie, nie piję do stanu nieważkości, raczej utrzymuję stan wielogodzinnego rauszu, ot tak żeby nie wytrzeźwieć. w sensie, jestem w stanie odebrać telefon, porozmawiać bez bełkotu, obiad ugotować. nie piję do nieprzytomności.
ale w budowlance to dopiero piją wszyscy, nie?
zamykasz w jednym pomieszczeniu grupę ludzi, z których każdy ma ten sam problem, mianowicie chla. ale wszyscy o sobie wiecie nawzajem, że chlacie. i możecie o tym ot tak po prostu porozmawiać, bez wstydu, bez żenady. polecam, spróbuj. na pewno masz jakąś w okolicy, grup AA w Polsce jest kilkaset,
oraz jeśli sam o sobie potrafisz powiedzieć "jestem alkoholikiem" to już jest bardzo dobrze.
to już jest ostatni dzwonek.
to akurat nie ma związku, za podatność na uzależnienia (nie tylko od wódy) odpowiada konkretny gen i możesz go mieć, lub nie mieć. dlatego to jest choroba.
1. nie sądzę, żeby to cokolwiek rozwiązało. uwierz mi, że jak potrzebujesz się napić, to a-----l wykopiesz spod ziemi. 3km na najbliższą stację benzynową? to zakładasz buty i z----------z, bo Cię ciśnie, a prowadzić przecież nie możesz. i w dupie masz, że na zewnątrz zamieć i minus 20. utrudnianie dostępu do alkoholu utrudni tylko tym, którzy piją rozsądnie.
2. zaskoczyłeś mnie, nie mam bladego pojęcia. pewnie powinienem teraz napisać
zwykle wódkę, najczęściej kolorową. ja generalnie zawsze (nawet, jak nie piłem ciągami) lubiłem mocne alkohole, p--o czy wino mi średnio wchodzi. oczywiście aktualnie znaczenie ma przelicznik procentów na cenę, bo przy hurcie robi to już różnicę, ale jak piłem jeszcze dla smaku, to też wybierałem 40%+.
z doświadczenia mogę Ci powiedzieć, że mniejsze kace są po kolorowych niż po czystej.
jeżeli Ty już wiesz, że facet ma problem, to on ma już problem bardzo. alkoholicy potrafią się ukrywać latami.
nie no, tak nisko to jeszcze nie byłem.
ja się nie TŁUMACZĘ genami. że ja sobie robię krzywdę to ja wiem. natomiast to jest tak, że jedni mają podatność na uzależnienia a inni nie i to jest akurat udwodniony fakt.
do tego to mam akurat doskok fantastyczny, bo mam bliższą lub dalszą rodzinę w kilku niewielkich wsiach, a wieś jak wiadomo bimbrem stoi.
dziś nie piję.
trochę tak, pomaga mi nie myśleć o tym, co za progiem.
regularnie cisnę siłkę. ale to jakieś inne endorfiny muszą być, bo tych z wódy nie potrafią zastąpić.
naltrekson dawał radę. ale też tylko do pewnego momentu.
preferuję sto gram w samotności.
jak pierwszy raz poszedłem na AA to się spodziewałem tam bandy meneli spod sklepu, a poznałem wiele fajnych osób, i to przede wszystkim takich, że w życiu byś nie pomyślał, że mogą być nałogowcami, a już szczególnie alkoholikami.
klonazepam nie działa. relanium nie próbowałem.
co do dzieciństwa/dorastania - nie mam pojęcia. jak to się teraz mówi, pochodzę z tzw. dobrego domu, w sensie nie było żadnej patoli, jak sobie wyobrazisz przeciętnego alkoholika.
nie zmieniam się jakoś skrajnie po alkoholu, a przynajmniej tak mi się wydaje. w sensie, że nie jestem ani jakimś wulkanem entuzjazmu, ani też agresji. ot, po prostu życie staje się na parę godzin trochę bardziej do zniesienia.
ta filozofia 12 kroków akurat do mnie jakoś nie trafia. czytałem o tym sporo, ale to chyba nie dla mnie.
wybacz, ale o tym nie napiszę publicznie. im mniej szczegółów pozwalających na identyfikację, tym lepiej.
akurat jeżeli łycha, to tylko single. no chyba że burbon, wtedy najczęściej daniels. ale to z czasów, jak nie przeliczałem złotówek na procenty, teraz na drogie alkohole szkoda mi kasy, bardziej musi być ilość niż jakość.
1. teraz właściwie już tak. przy mojej ilości spożycia to już jest istotny stosunek woltażu do ceny, a w---a jest w tym nieprzebijalna.
2. ciągu miesięcznego to chyba nigdy nie miałem. w tydzień potrafię przechlać 500-1000 pln, zależnie od tego, co jest pite i ile jest w portfelu.
3. w sumie to sam się tym zaskoczyłem, ale już jak mi lekarz po usg na sorze tłumaczył, co ja sobie
tak, dokładnie tak. mogę nie pić kilka tygodni, po czym wstaję rano, idę do sklepu po szczypiorek, a wracam z lufą. a potem następują druga, piątą i ósma.
nie, pijaki mnie irytują, zwłaszcza po spożyciu.
może trafiałeś na złe grupy. kategorycznie unikaj spotkań AA w szpitalach, więzieniach i wszystkich innych miejscach, gdzie za pójście na spotkanie uczestnicy dostają jakieś profity - bo wtedy siedzi tam rząd paprotek i tylko czeka, aż prowadzący skończy p-------ć, żeby mogli mieć już zaliczone. są fajne grupy AA, które się spotykają dlatego, że chcą, a nie dlatego, że muszą.
nie mam bladego pojęcia.
do nokautu nie. piję, aż świat dookoła będzie kolorowy i zabawny. i potem ten stan utrzymyuję jak najdużej. nie piję do odcinki.
a mają tam sklepy monopolowe?
tak, dlatego też uważam, że jakiekolwiek zakazy nie mają kompletnie żadnego sensu. tym, którzy MUSZĄ zdobyć a-----l, to nie zaszkodzi, może tylko trochę bardziej będą mieli pod górkę, a normalnym ludziom owszem.
podobne, tylko że w euro, panie Antoni.
każdy dietetyk Ci powie, że jak już musisz pić na diecie, to czystą wódkę albo łychę. bo dają najelpszy efekt w przeliczeniu na ilość kalorii.
jeśli możesz sobie dziś wieczorem odmówić tych 3-4 piwek, i jutro także, to to nie jest alkoholizm. w przeciwnym wypadku, masz problem.
1. alkoholizm ma bardzo różne formy. najprostszą definicją jest niemożliwość odmówienia sobie kolejnej porcji. i to nie jest kwestia niżej czy wyżej. jeśli nie potrafisz przestać - jesteś alkoholikiem.
2. jak ja bym to potrafił zrozumieć, to pewnie problemu bym nie miał. mało tego, jak kupuję tę pierwszą inicjalną setkę, to ja doskonale wiem, że będę chlał parę dni. nadal mnie to nie powstrzymuje.
3. gdybym wiedział, że to
1. nie, to jak z narkotykami. jeśli umiesz używać rozsądnie, używaj. problem zaczyna się, kiedy rozmijasz się z rozsądkiem.
2. tak, ten akurat tak, chociaż to już jest studium totalnego upadku. książka jest dużo lepsza. za to "Wszyscy jesteśmy Chrystusami" kompletnie nie oddaje rzeczywistości.
nie.
tak, żałuję momentu, w którym zacząłem pić. ale to jest tak, że gdyby człowiek wiedział, że się przewróci, to by się położył.
i to jest właśnie clou problemu. gdybyśmy się w momencie mojego niepicia spotkali np. służbowo, w życiu byś nie powiedział, że ten facet naprzeciwko Ciebie raz na miesiąc wali wódę bity tydzień. alkoholicy są mistrzami kamuflażu.
1. precyzyjnie z powodów oczywistych nie określę, ale tak z 8-9 dni.
2. właściwie to wolę sam.
3. poszedłem po następną.
4. nigdy. tego akurat bardzo pilnuję.
5. aktualnie to wódę, bo na droższe szkoda mi pieniędzy. ale wolę kolorową niż czystą.
6. nie, nie sprawiają mi kompletnie żadnej frajdy, ani twarde, ani miękkie,
1. nigdy, od urodzenia jestem tzw. umysłem ścisłym.
2. nie wiem, musiałbyś zapytać innych alkoholików.
3. zmieniam, nie lubię monotonii.
1. tak, dokładnie tak. wstaję rano i muszę po stówę. a potem jest kolejnych 5, 6 albo 8. jak po tę pierwszą inicjalną nie pójdę, to ciąg się kończy, ale zwykle przegrywam.
2. w gruncie rzeczy to ja jestem zawsze w pracy, więc to pytanie jest bez sensu.
3. tak, ale jak jestem trzeźwy. i tego akurat bardzo pilnuję.
4. robiłem różne dziwne rzeczy, ale coś takiego naj naj,
1. tak, dokładnie tak. przynajmniej tak wynika z moich doświadczeń. taki poważny problem z wódą zacząłem mieć nie od tego, że się n-----------m wieczorem, tylko od tego, że jak się n-----------m wieczorem, to rano szedłem po lekarstwo na głowę. i wtedy leciał kolejny dzień.
2. nie zauważyłem. nadal taka sama ilość alkoholu robi na mnie takie same wrażenie, nie zacząłem się upijać szybciej.
3. ależ ja skończyłem tak samo
tak, klinowanie to niezawodny znak, że już jest dużo za późno.
1. dzieciom ze dwa czy trzy razy. i tak się tego przestraszyłem, że trochę mnie to jednak utemperowało.
2. nie wiedzą. nigdy nie widziały mnie pijanego. bardzo tego pilnuję.
3. tak, wielokrotnie.
nic spektakularnego, od kolegów z AA słyszałem takie historie, że mi włosy na rękach dęba stawały.
1. jakoś bardzo się nie zmieniam. gdybym miał to określić ja sam, to nie zmieniam się w ogóle, ale obiektywnie patrząc pewnie się jakoś zmieniam, ale nie mam w tym żadnych skrajności, ani agresji, ani wybuchów radości, ani apatii. ot, po prostu życie jest weselsze.
2. znają problem i wspierają mnie w walce, oczywiście w okresach, kiedy nie piję.
3. 40+, bliżej nie zdradzę. chlać zacząłem 4 lata temu,
zbadajcie nerki, jeśli ten ból jest po obu stronach.