Jak miałem 16 lat ojciec mi załatwił wakacyjną robotę. Pilnowanie zakładu produkcyjnego, czyli posadę ciecia. Na czarno oczywiście. Codziennie od 17 do 8 rano, w niedzielę całą dobę. Za 3000 zł do łapy. To było coś pięknego. Duży (1,8 ha) teren ogrodzony trzymetrowym murem, żeby żule i dzieciaki się nie pałętały i nie pouszkadzały - wszędzie pordzewiałe żelastwo i doły, błoto itp.
Przyjeżdżałem rowerem z domu oddalonego o 18 km. W cieciówce
Mała opowiastka na temat pokolenia Z (tak to się chyba nazywa) i LGBTQWERTY w aktualnym #korposwiat i #pracbaza . Nie wiem czy to standard czy może 'uroki' pracy i wdrażania zdalnego - wy mi powiedzcie.
Zatrudniliśmy do projektu w #it młodego chłopaka, rocznik 2000 jako junior testera. Studiuje zaocznie, ma doświadczenie w branży, na rozmowie wypadł świetnie. Nie było powodów żeby go nie przyjąć.