Wpis z mikrobloga

Kiedyś, jak jeszcze pracowałem w #plus na helpdesku iPlusa, o-------m niezła inbę. Obsrany byłem potem przez ładnych parę dni. Teraz już wspominam to jako #coolstory, ale nikomu nie polecam. Ale do rzeczy:

Któregoś pięknego, słonecznego poniedziałku, o godzinie 8:00, zadzwonił klient. Można by powiedzieć "norma", no bo poniedziałek, 8:00 rano, dzień pracujący i w ogóle. Ale każdy z Was zapewne wie, a jak nie wie, to prędzej czy później się dowie, że poniedziałek o 8:00 rano to czas, który powinno się spędzać w łóżku, a nie w pracy. W związku z tym, że ja już wtedy wiedziałem, mój nastrój tego dnia nie należał do euforycznych. Nazwałbym go raczej "żałobą poweekendową" albo "poniedziałkową nostalgią za świętym spokojem z lekką nutką wypalenia zawodowego". Jakby nie było, klient zadzwonił, więc poszedłem po tę kawę, co to ją ponoć wszyscy piją zamiast pracować i odbierać połączenia, wypiłem i odebrałem połączenie. Jak się okazało najbardziej pszypałowe w mojej karierze...

Rozmowa początkowo nie wyróżniała się niczym, co mogłoby zwiastować nadchodzącą klęskę. Typowy problem, aplikacja iPlus Manager 1.8 nie łączy się z internetem przy użyciu modemu Huawei E630 (takie stare coś na PCIMCIA) pod Windowsem Vista. Jako, że problem był dość częsty, miałem opracowany schemat działania, który dawał niemal 100% skuteczności. Włączyłem więc sobie tryb new Gadka($schemat, true); i jechałem proceduralnie krok po kroku.

Niestety, w pewnym momencie zwróciłem uwagę, że moja gadka throw new Exception("Klient nie robi tego, o co go proszę, tylko n--------a bez ładu i składu losowe klawisze i klika losowo myszą po ekranie i przytakując udaje, że wie o czym mówię");. No więc lekko poirytowany tym, że produkuję się bezcelowo poprosiłem klienta o to, żeby robił dokładnie to, o co go proszę, argumentując to tym, że będzie szybciej i łatwiej.

- OK, OK - rzekł klient, po czym przez chwilę współpracował, po czym znów zajął się klikaniem w co popadnie.

Sytuacja powtórzyła się jeszcze dwukrotnie, za każdym razem zabierając mi kilka bardzo cennych minut, z których byłem rozliczany.

- Super początek tygodnia, k---o - pomyślałem, ale wymogłem jakoś na kliencie uległość, mówiąc mu, że jak nie zacznie współpracować to po prostu go rozłączę. To, co wydarzyło się potem sprawiło, że do dziś mam ciarki jak o tym pomyślę...

W pewnym momencie wszystko już wyglądało na gotowe. Sterowniki i aplikacja podobno przeinstalowane, śmieci pousuwane, pozostało przetestować połączenie z internetem. Aby to zrobić należało kliknąć na aplikacji iPlus Manager odpowiedni guzik. W wariancie, który klient miał zainstalowany, na świeżo, bez modyfikacji wyglądu aplikacji, było to niebieskie kółeczko typu "On / Off" (zdjęcie aplikacji w załączniku). Opisywaliśmy ten guzik jako "niebieskie kółeczko z pionową kreską w środku" jeśli internet był rozłączony, lub "czerwone kółeczko z pionową kreską w środku" jeśli był połączony.

- OK, to prosiłbym Pana teraz o kliknięcie guzika "połącz".

- A który to?

- Na samym dole aplikacji, takie kółeczko niebieskie z pionową kreską.

- Nie mam takiego.

Tu już mi się zaczęła toczyć piana z pyska, ale grzecznie pytam:

- Nie ma Pan? To może jest czerwone?

- Nie, też nie ma.

- Ale ma Pan włączoną aplikację iPlus Manager?

- Tak.

- I nie widzi Pan żadnego kółeczka z pionową kreską?

- Nie

- A ta aplikacja jest okrągła czy prostokątna? (był wariant okrągły, który był domyślnym w starszych wersjach aplikacji, chociaż w zasadzie też miał ten guzik, tylko gdzie indziej)

- Prostokątna.

- Hmmmm... I jest na niej napisane iPlus Manager?

- Tak.

- A może aplikacja jest zminimalizowana? Niech Pan kliknie na nią tak, aby pojawiło się okienko. Jeśli zauważy Pan, że zamiast się pojawić zniknęło, niech Pan kliknie na tę ikonkę na pasku zadań jeszcze raz, to wtedy się pojawi ponownie.

- OK, już.

- No to jest ten guzik z kółeczkiem i pionową kreską?

- Nie.

- A jaki kolor ma ta aplikacja? (tu już mi się pojawiło przypuszczenie, że po prostu gość zainstalował Huawei Mobile Partner, alternatywną aplikację od producenta. Jako, ze nasza była zielona, to było łatwe do stwierdzenia)

-

- Haaaalo, prosze Pana! Jaki kolor ma ta uruchomiona aplikacja?

-

- Jest Pan tam? Bo chyba przestałem Pana słyszeć.

- Jestem.

- To proszę mi powiedzieć, jaki kolor ma ta aplikacja.

-

- Proszę Pana, czy ta aplikacja jest pomarańczowa?

- Tak.

- To może otworzył Pan złe okno. Czy widzi Pan na niej napis "iPlus"?

- Tak

- Gdzie?

- Na dole.

- To nad nim powinien być ten guzik, proszę się przyjrzeć...

- Nie ma.

- A może ta aplikacja ma kolor niebieski?

-

- Proszę Pana, jaki kolor ma ta aplikacja?!

-

Tu się w-------m ostro, no bo ileż można, więc nacisnąłem niemego holda i rzekłem:

- No k---a, daltonista p--------y.

Na co usłyszałem

- Panie, tylko nie daltonista!

Zrobiło mi się najpierw gorąco, potem zimno, potem znów gorąco, a potem ciemno przed oczami. Po chwili, w przebłysku geniuszu, powiedziałem:

- Słucham? Przecież ja nic nie mówiłem.

Reakcja klienta była bezcenna:

- Aha, to chyba jakieś przebicia na linii.

Rozmowę z klientem skończyłem ostatecznie w serdecznej atmosferze i bardzo miło się pożegnaliśmy, życząc sobie miłego dnia. Ale to nie był koniec.

Co się okazało:

Pomiędzy słuchawkami a telefonem mieliśmy wpinane nieme holdy firmy Sennheiser. Takie fajne, działające na jakieś śmieszne bateryjki urządzonka, które sprawiały, że mikrofon od słuchawek był odcinany, dzięki czemu ja słyszałem klienta, a on mnie nie. Było to bardzo przydatne, bo specyfiką pracy było to, że często trzeba się było porozumiewać z kolegami albo po prostu w ciszy czekać, aż coś się tam wydarzy, np. komputer klienta się wreszcie zrestartuje (a te potrafiły się restartować i po 20-30 minut, słowo), albo wykona się jakaś akcja w tym słynnym "systemie" co to on wszystko robi i konsultanci mówią "ale to system". Tym razem system mnie zawiódł, bo okazało się, że baterie w niemym holdzie, którego używałem, wyczerpały się i wyciszenie mikrofonu nie zadziałało.

Najgorsze było to, że zazwyczaj nagrywały się dla monitoringu pierwsza lub druga rozmowa z dnia, zwłaszcza po dłuższej nieobecności, typu weekend. Niestety, przez pół dnia nie byłem w stanie znaleźć żadnego kierownika, który by mi sprawdził, czy ta konkretna się nagrała. Gdyby tak było, wyleciałbym z roboty na zbity pysk, z dyscyplinarką w ręku. Pół dnia, a w zasadzie całą moją zmianę, nie byłem w stanie przestać się trząść ze stresu, cały dzień się myliłem, bo byłem zdekoncentrowany i w ogóle byłem raczej cieniem samego siebie.

Wreszcie, na drugą zmianę przyszła kierowniczka, u której udało mi się wybłagać sprawdzenie, czy rozmowa się nagrała.


#truestory, #helpdesk #januszehelpdesku
t.....l - Kiedyś, jak jeszcze pracowałem w #plus na helpdesku iPlusa, o-------m niezł...

źródło: comment_QfTyz5mRgVIJMXF86E6VObpeqtDOFDwz.jpg

Pobierz
  • 21
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

@manimalia: Idiota. Okazało się, że ma przypięte "always on top" okienko i aplikacja mu lądowała pod nim, przez co widział jej tylko dolną część z napisem "iPlus". Nie raczył mi powiedzieć o tym, że tak się dzieje. Dopiero na koniec oznajmił: "Ooo, zamknąłem to okienko, co było nad i jest ten guzik". Bo ja oczywiście mogłem się domyślić, że sobie koleś coś tam przypina na szczycie stosu okien. Na szczęście
  • Odpowiedz
@tomash-pl: Pare ładnych lat temu jak pracowałem w Orange w formie takiego samego murzyna jak Ty mielismy podobną akcję. Jeden z nowych potrzebował pomocy no i ciągle się mutował na tym dodatkowym "cichaczu" i nas męczył o różne rzeczy. Wiadomo że jak klient na "mute" to leca k---y czasem. W każdym razie koniec dniówki, dłubie z nim jednego z ostatnich klientów, nie wiadomo co się dzieje, w końcu ten "nowy"
  • Odpowiedz
Ja: dzień dobry XXX YYY, w czym mogę pomóc?

Klient: Hello, do you speak english?

Ja: yes!...ale słabo.
  • Odpowiedz
@tomash-pl: mała szansa że by odtworzyli akurat ją ze wszystkich rozmów , chyba , że klient by to zgłsił.Robiłem w nc+ , przycisk hold traktowałem jako wyciszenie i zbluzganie klienta xD
  • Odpowiedz