Wpis z mikrobloga

Ogółem niby fajnie to wszystko, wakacje, sracje, kasa, spokój, ale od grudnia to wszystko jest warte tyle, co nic. Wtedy to wszystko straciło ostatecznie sens, rozpadłem się po śmierci kolejne bliskiej osoby. Samotność niszczy dalej, jak niszczyła, problemy z sercem też coraz większe, ograniczenia typu fizycznego, już nie jestem tak sprawny, szybki jak kiedyś, te bóle. To męczarnie. Wszystkie te chwile od grudnia są warte tyle, co nic, prawdziwego szczęścia już nie ma i nie będzie. Jest za to powolna dalsza degeneracja umysłu, martwi mnie i niepokoi ten narastający gniew, ta frustracja. To tak jakbyś płonął od środka, ogień trawiłby twoją duszę, chcesz coś zrobić, ale nie możesz, nie masz jak ani po co. Gniewu też nie masz jak uwolnić. I to wszystko się tak kisi wszystko, pod powłoką martwoty i emocjonalnego zlodowacenia.

Cały problem w tym, że mnie tu od grudnia miało nie być, wszystko było gotowe. Ale, ale po jednym telefonie, rozkleiłem się i obiecałem, że będę, że będę by, inne osoby bliskie nie musiały cierpieć. I się rzekło, teraz jestem niewolnikiem tej obietnicy. Zresztą i tak za kilka lat serce siądzie, i skróci moje męczarnie tutaj, w sposób całkowicie naturalny, z czego bardzo się cieszę. Ciekawe jest też to, że od grudnia znikł całkowicie u mnie lęk, przed czymkolwiek. Nie dbam o nic, nic mnie nie obchodzi. Do lasu o 3 w nocy, gdzie wilki zagryzają okoliczne psy. No problem. W---a litrami? No a jak. Spanie po kilka h na dobę? Tak jest! Chodzenie nad klifami na paręnaście metrów? Haha. Pływanie kilkadziesiąt m od plaży w cholernych falach, xd najwyżej utonę. Jazda autem tak samo, ileż to razy jadę sobie przepisowe 150 km/h lewym pasem pustej autostrady i myślę sobie, jak fajnie by było, gdyby teraz strzeliła mi opona. Jadę sobie krajóweczką, jakiś wariat wyprzedza na czołówkę, już się uśmiecham pod nosem, hehhe najwyżej będzie drzewko. Noc, lód, ciemno, pusta kręta droga, sarenka wylatuje metr przed maską, no szkoda by było, sarenki oczywiście. Na głos to się śmiałem jak mnie w styczniu na takowej drodze zarzuciło na zakręcie. Oczywiście dobrze, gdyby te wszystkie scenariusze działy się bez szkody i utrudnień dla innych. Na roweryku, wyprzedza mnie tir na linijkę, myślę sobie, szkoda, mało brakowało itd. Coś w umyśle jest zepsute i to tak mocno od grudnia zepsuło się bardzo mocno. Nie zależy mi na niczym, nie dbam o nic.

Zresztą jak pisałem, kardiolog daje max 15-20 lat, ja stawiam max 10 po tym jak się czuję. To bardzo dobrze, naturalna śmierć na zapaść to coś pięknego, poczekam sobie spokojnie te parę lat. Tak czy owak, zdrowy psychicznie to ja od dawna już nie jestem. Życie mnie boli, ten świat, jego zasady, ludzie, to wszystko jest chore i złe do szpiku kości. To wszystko jest bardzo irytujące, takie bezsensowne, takie bezmyślne. Gra bez zasad, pełna cierpienia i bólu. Cholera!!

https://www.youtube.com/watch?v=bdJTfMPxOAQ

#przegryw #depresja #samotnosc
Van-der-Ledre - Ogółem niby fajnie to wszystko, wakacje, sracje, kasa, spokój, ale od...

źródło: Aaaaaahahhaaaaa

Pobierz
Van-der-Ledre - Ogółem niby fajnie to wszystko, wakacje, sracje, kasa, spokój, ale od...
  • 6
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

@Van-der-Ledre: Z samochodem mam tak samo, z rowerem jest podobnie.
Byłem niedawno na spierdotripie zobaczyć wieże obserwacyjną, stoi ona na sporym wzniesieniu z którego prowadzi droga wysypana drobnym kamyczkiem. Wsiadłem na rower i sruu ile fabryka dała. W trakcie zjazdu straciłem panowanie nad sprzętem i ślizgałem się od jednego pobocza do drugiego. Wokół drzewa a ja bez ochraniaczy czy kasku, łysy łeb i rower za 200 zł. Oczami wyobraźni widziałem
  • Odpowiedz
@Van-der-Ledre: @Baczny_Obserwator jechałem kiedyś autem, trochę za mocno przycisnąłem, wpadłem w poślizg i zamiast skręcić wjechałem w las po drugiej stronie jezdni. Kilkukrotne dachowanie, nie wiem jakim cudem, ale o żadne drzewo się nie zawinąłem. Pamiętam tylko, że nie było strachu, paniki tylko taka obojętność i coś na kształt frajdy (?) bo fajnie się tak było obracać. Wylądowałem ostatecznie na dachu, wygrzebałem się. Ludzie się zatrzymali przerażeni, wydzwoniłem ojca,
  • Odpowiedz