Wpis z mikrobloga

Opinie o Ukrainkach, które wyjechały i na tym zakończył się ich związek z ojczyzną i partnerami wiadomo jakie są. Ale poniekąd nie jest to spowodowane ich zepsuciem, a w pewnym stopniu naturalnym mechanizmem. U nas było podobnie, tylko na mniejszą skalę. Izrael w tej kwestii wykazuje się dużą świadomością, m.in. angażując do służby obie płcie.
Jeżeli zainteresował cię ten wpis zostaw proszę plusa, zachęci to więcej osób do przeczytania.
Wklejam fragment mojego wpisu o roli (uczucia) kobiet na morale podczas II WŚ:

W życiu codziennym poświęcenie kobiety dla sprawy często znajdowało odbicie w stosunku uczuciowym do mężczyzny, który w jej oczach tę sprawę symbolizował. Łączniczka w swoim dowódcy, sekretarka w swoim szefie, koleżanki we współtowarzyszach akcji bojowej widziały wcielenie najpiękniejszych cnót. Z drugiej strony mężczyzna musiał odczuwać głęboką wdzięczność względem codziennej towarzyszki swojej doli i niedoli. Bez niej nieraz nie miałby co jeść, nie wiedziałby, gdzie się schronić, ona przenosiła mu papiery lub broń. Splecione w ten sposób życie rodziło wzajemne uczucie. Czasem było to tylko uczucie podziwu, tkliwej serdeczności, niekiedy wybuchało wielkim płomieniem miłości. Ogrzewało serca, skłaniało do uniesień. Nie liczyło się z czasem, z okolicznościami a nawet i z dotychczasowymi więzami.

Kiedyś późną nocą, w konspiracyjnym mieszkaniu, układaliśmy się już do snu. Ostatnią wymianę myśli przerwały nam wybuchy ręcznych granatów rzuconych gdzieś w pobliżu. Odpowiedziała im seria z karabinów maszynowych. O dwa, trzy domy od nas toczyła się walka. [...] Okazało się, iż w naszym sąsiedztwie wykryto tajną radiostację nadawczą. W jej schronieniu bronił się mężczyzna — sekundowała mu jego towarzyszka. [...] Niemcy sprowadzili do pomocy straż ogniową, usiłowali podpalić dom, wreszcie opanowali polską placówkę. Wewnątrz znaleźli już tylko dwa trupy, leżące obok siebie i splecione ostatnim miłosnym uściskiem.

Już na parę dni przed wybuchem powstania warszawskiego wypadło mi wziąć udział w uroczystościach ślubnych swego siostrzeńca, którego ojciec znajdował się w szeregach armii polskiej daleko, hen, w Wielkiej Brytanii. Chłopak miał niespełna dwadzieścia lat, uczył się w konspiracyjnej szkole, potem odbył służbę w oddziałach leśnych. Zakochał się w szesnastoletniej koleżance w obliczu nadchodzących wydarzeń nie chciał się z nią rozłączać. Pełno było w kościele młodzieży wesołej, pewnej siebie, bo po kieszeniach już miała broń. Niemcy niekończącymi się kolumnami uciekali z frontu w kierunku zachodnim. Matki urządziły dzieciakom przyjęcie. W podnieconej atmosferze krążyły gęsto toasty na cześć miłości i wiosny. „Odbudujemy Polskę, będziemy służyli jej swoim ramieniem, młodość zatriumfuje!". „Kochajmy się, bo w tym największe wsparcie dla jednostki, największa siła dla społeczeństwa, największa nadzieja dla Narodu!".
— „Panie Mecenasie, mamy do Pana wielką prośbę" — usłyszałem nieśmiałe głosy. Przysunął się do mnie młody chłopiec, którego dopiero niedawno wydobyto z więzienia, i panienka, córka wybitnego polityka i profesora, zamęczonego w Oświęcimiu. „Jacek i Krysia już się pobrali i są tacy szczęśliwi. Nam mamusia nawet się zaręczyć nie pozwala. Niech Pan Mecenas dopomoże". Obiecałem solennie. Chłopak był dzielny, inteligentny, z dobrej rodziny. Mój przyjaciel, profesor, gdyby żył, na pewno w tych warunkach pobłogosławiłby swej córce. Ponieważ z jego woli miałem opiekować się losem jego dzieci, zgodziłem się interweniować u twardej mamy w tej sercowej sprawie.
Minęło parę tygodni. [...] zobaczyłem z dala posuwającą się po jezdni jakąś parę. On utykał wyraźnie na nogę, ona podtrzymywała go za ramię. Usłyszałem wołania: „Panie Mecenasie, Panie Mecenasie!". Nie mogłem rozpoznać, kto to mnie woła. Oboje zasmoleni, pokryci płatami błota, niczym nie przypominali uroczych, zakochanych w sobie dzieciaków. Mimo to humor ich nie opuszczał. „Gdy wybuchło powstanie, poszłam za Władkiem" — ciągnęła opowieść moja pupilka. — „Nie mogłam go przecież opuścić. [...] W tym piekle Władek został ranny. Nie wydawało nam się prawdopodobne, abyśmy stamtąd wyszli żywi. Postanowiliśmy pójść do Pana Boga razem. Koledzy sprowadzili nam księdza. Związał nas stułą, no i jesteśmy małżeństwem". Tu wybuchnęła perlistym śmiechem. „Następnego dnia dowództwo zdecydowało oddać Stare Miasto Niemcom. Ranni mieli pierwszeństwo w ewakuowaniu się kanałami. Była to nasza podróż poślubna. Przed chwilą wyszliśmy z włazu". [...] To miłość opromieniała ich oboje, nakazała zapomnieć co było wczoraj, dala niezbędną energię na jutro.

Był taki pan, młody jeszcze, o którym można było powiedzieć, że znał się na powabach życia. Lubił sztukę, posiadał dużą wiedzę, tkwił koneksjami w życiu międzynarodowym. Mówiono o nim, że znał się i na kobietach. Los sprawił, że w biegu pracy konspiracyjnej zetknął się ze światem dziewcząt publicznych. Jedna z nich ruda, podobno o wyglądzie całkiem pospolitym, stała się jego codzienną towarzyszką. Poszła za nim w powstanie — gdy został ciężko ranny wyniosła go z placu boju na własnych ramionach. Otoczyła go tak tkliwą i pełną samozaparcia opieką, że nikt chyba w owych czasach nie mógłby mu dać silniejszego wyrazu uczucia. Miłość prawdziwa, głęboka, wzajemna, niosła ulgę cierpieniom umierającego.. Niosła i ulgę wszystkim cierpiącym wokoło, bo budziła szacunek dla człowieka, podtrzymywała w tym momencie wiarę w wartości głębsze ponad własne fizyczne ocalenie i ratowanie swego dorobku materialnego.
Skrzydła miłości opadły wtedy dopiero, gdy wraz z przyjściem bolszewików zakradło się w życie polskie gorycz i zniechęcenie. W miejsce idealizowania każdego porywu serca, każdego szlachetnego obowiązku czy poświęcenia, poczęły się szerzyć argumenty przyziemne, te same, które uchodźstwo polskie na emigracji ujęło określeniem „urządzania się", żony przez pięć lat czekające wiernie na swych mężów, jęczących w niewoli czy w obozach koncentracyjnych lub walczących gdzieś w świecie, zaczęły mówić: „Mam też prawo do życia, zanim się całkiem zestarzeję". Inne kobiety przestały szukać radości w uniesieniach serca, a poczęły się oglądać za takimi powiązaniami, które by im zapewniły życiową wygodę, czasem środki dla przetrwania ciężkich, pozbawionych dalszego horyzontu, długich lat.
Prawodawstwo narzuconego Polsce porządku komunistycznego celowo poszło na rękę tym nastrojom. Aby zniszczyć wszelkie hamulce i rozłożyć podstawową komórkę życia społecznego, jaką jest rodzina, udostępniono rozwody w takim zasięgu, że węzeł małżeński stał się jeno bezduszną formą, którą można w każdej chwili odrzucić lub zamienić na nowy związek. To promowanie rozwiązłości płciowej jest charakterystyczne dla pierwszej fazy każdej rewolucji komunistycznej. Przechodziła przez nią i Rosja Sowiecka. Z prawa do wolnej miłości, do rozwodu za opłatą administracyjną dziesięciu rubli, czyniła jedno ze swoich podstawowych haseł. Gdy przeorała grunt, zniszczyła tradycyjne więzy społeczne i zaczęła budować nowe społeczeństwo sowieckie, zmieniła swą politykę o 180 stopni. Dziś już w Rosji o rozwód trudniej niż w wielu krajach zachodnich. A poza tym niebezpiecznie jest starać się oń z własnej woli, chyba że współmałżonek siedzi w więzieniu lub w obozie koncentracyjnym za przestępstwo polityczne. Spędzenie płodu jest dziś w Rosji karane kilkoletnim więzieniem. Związek Sowiecki zaczyna się tym bardziej troszczyć o swą siłę biologiczną, im bardziej równolegle dąży do rozłożenia jej u innych, preparowanych systematycznie do łatwe go podboju, a później i wchłonięcia.


#ukraina #rosja #wojna #ciekawostki #historia #gruparatowaniapoziomu #polska #ciekawostkihistoryczne #iiwojnaswiatowa
  • 9
@gnomol: ciekawe, moi to partyzantka głębiej w kraju. Z tego typu historii to inny pradziadek, ze strony mamy został powołany w 39, ale zginął i prababcia urodziła babcię jako pogrobówkę w Listopadzie
@Rondo3 Wychodzi, że fatalnie. Podobno traumy się dziedziczy. Niby jest coś takiego jak syndrom postholocaustowy i on się bardzo silnie objawia w trzecim pokoleniu. Myślę, że to dotyczy ogólnie silnych traum, ale na poziomie wojny, katastrof naturalnych.
@gnomol: podobno ma to coś wspólnego z epigenetyką oraz imprintingiem genów, ale taka hekatomba totalnie rozwaliła tkankę społeczną i przeorała wielu ludziom psychikę. Musiało się to odbić na wychowaniu. Nawet bez PRL i systemu komunistycznego albo jak kto woli Socjalistycznego na który zrzuca się wiele złych nawyków Polaków, tylko z zachodnią demokracją gdyby wyzwolili nas Anglicy i Amerykanie, odbiłoby się to na wielu ludziach. Ciekawe czy z tego wzięło się słynne: