Wpis z mikrobloga

✨️ Obserwuj #mirkoanonim
Mam bardzo ważne pytanie z pogranicza #psychologia i #socjologia
Trapi mnie to już lata i może wreszcie ktoś mi temat rozjaśni.
Bardzo często w pracy, spotykam się z ludźmi, którzy swoje zachowania mogliby określić jako kolekcje mask, tj. ich zachowanie zmienia się w zależności od rozmówcy. Jest to poniekąd normalne, że inaczej rozmawiasz z rodzicem, a inaczej z kolegą, natomiast w pracy zmiana następuje w wyniku hierarchii. Tj. inaczej rozmawiasz z podwładnym, inaczej z przełożonym. I to też jest poniekąd normalne.
Ale zawsze zastanawiało mnie ekstremum. Ludzie, którzy nadużywają swojej pozycji, ale równocześnie, przełożony nadużywa swojej pozycji względem nich.
Do sedna : Jak czuje się człowiek, który w pracy wylewa swoje frustracje na podwładnych i zadziera nosa, a zaledwie chwilę później, doświadcza tego samego, ze strony swojego przełożonego. I co więcej, gdy w jednym wariancie wychodzi z pozycji siły, to w drugim wariancie zachowuje się jak pokorny robaczek.
Czy tacy ludzie nie mają jakichś... nie wiem, kryzysów? Nie odczuwają hipokryzji sytuacji, jakiegoś chociażby minimalnego wstydu? W jednej chwili panisko, za chwilę robak, i ziemia dalej się kręci? Nie rób drugiemu, co tobie nie miłe i tak dalej?
Czy może ja jestem jakiś nienormalny, autystyczny i na piedestale stawiam spójność charakteru? Jeżeli potraktowałbym źle człowieka A, bo MOGĘ, a potem traktował dobrze człowieka, bo MUSZĘ, to czułbym się jak ostatnie gówno.
Jestem do tego stopnia zafiksowany na tym punkcie, że ze szczególną łagodnością i wyrozumiałością traktuje ludzi, którzy są właśnie "niżej", czy to w pracowniczej hierarchii, czy np. są ode mnie mniejsi, słabsi, młodsi, starsi etc. Bo ja też kiedyś mogę zostać potraktowany z pozycji siły, ale wtedy będę wiedział, że miałem wybór i postąpiłem inaczej. Być dobrym człowiekiem dla każdego, bo chcę, a nie dla wybranych, bo muszę.

I jeszcze raz podkreślę, #!$%@?ę tutaj od pracy sensu stricto. Zj3banie kogoś za leserstwo czy błędy, nie wpisuje się w ten kanon. Chodzi mi wyłącznie o niezdrowe relacje międzyludzkie wynikające z hierarchii, a raczej jej nadużywania.
Dla lepszej analogii można sobie użyć dresika, który atakuje biednego okularnika, a sterydziarzowi wylizałby adiki. Takich ludzi godność nie boli? Świadomośc bycia na górze ALE DO CZASU, nie jest uwłaczająca?

#pracbaza #kiciochpyta #przemyslenia



· Akcje: Odpowiedz anonimowo · Więcej szczegółów
· Zaakceptował: Dipolarny
· Autor wpisu pozostał anonimowy dzięki Mirko Anonim

  • 5
@mirko_anonim jak miałam 20 lat, przed studiami zatrudniłam się w agencji reklamowej. Dosc spora firma. W zarzadzie 2 wspolnikow. Mnie zatrudnił jednen z nich - pan T. W naszym dziale graficznym pracowalo 6 osob. Ciągle byla mowa o drugiej wspolniczce, ktorej wszyscy się bali - M. Ja jej nigdy na oczy nie widziałam, ale siała postrach wsrod pracownikow. Jako ze to duza firma, czasem trzeba bylo zejść na drukarnie, czasem do działu
@mirko_anonim: No przecież to jest oczywiste, że leczy frustrację traktowaniem innych jak śmieci, bo sam nie potrafi się postawić przełożonemu. Tacy ludzie nie powinni być nad kimkolwiek, jeśli nie umieją być profesjonalni
@mirko_anonim: Bardzo często to jest efekt przenoszenia toksycznych zachowań na coraz niższe poziomy, jedno z większych zagrożeń przy hierarchicznej budowie zespołu. Oni zwyczajnie leczą kompleksy. Sami są traktowani jak gówno przez przełożonego i sobie z tym nie radzą, więc żeby zachować twarz i ratować własne ego, tak samo fatalnie traktują ludzi niżej, a tamci często tych jeszcze niżej.