Wpis z mikrobloga

@pekas: pospane.

@Noonecares123: długa historia. Była moją kochanką kilka lat temu. Taki typ dziewczyny, która woli być czyjąś kochanką niż żoną. Ma to ciekawą i nieoczywistą stronę psychologiczną, chodzi mi po głowie żeby kiedyś to opisać. Takie kobiety i relacje z nimi są bardzo "inne". Zerwałem znajomość, bo zmierzała donikąd. Złapaliśmy ponownie kontakt ok rok temu. Zbankrutowała, straciła dom, samochód, wszystkie zasoby, masę zdrowia i nerwów, wpadła w depresję, ludzie odwrócili się od niej. Moja sytuacja także zmieniła się od czasu kiedy byliśmy razem, bo rozwód. Wiele jej zawdzięczam, więc wziąłem sporą część jej kłopotów na siebie. Dostała wsparcie i komfort o jakim większość kobiet w tym kraju może pomarzyć. Ona dobrze wie, że jestem najlepszym co ją w życiu spotkało, z drugiej strony ja wiem, że facet jakim się stałem nie byłby sobą bez niej. Otwarcie to sobie powiedzieliśmy. Obserwowałem czy to ma jakąś przyszłość, bo jej podejście do relacji znam. I w pewnym momencie poczułem, że położyłem na stół zbyt wiele propozycji nie dostając w zamian równowartości. A kierunek simp to nie dla mnie.

Faktycznie, mam przebieg jak Passat w tedeiku.. miałem wiele relacji, na orbicie mam wiele opcji. Jedną z nich jest laska, którą poznałem dwadzieścia lat temu... zakręcona na moim punkcie jak baranie rogi. Jak sama przyznała, od kiedy ją rzuciłem dwie dekady temu, zrobiła sobie dobrze w każdy możliwy sposób fantazjując o mnie. Ten poziom #!$%@?. W międzyczasie wyszła za mąż, urodziła dzieci, odchowała je, mąż zaczął się złomować... klasyka, kryzys, rozwód. Spotkaliśmy się kilka miesięcy temu, grzecznie, zero romansu, ale robiło się jej gorąco jak szła ze mną pod rękę. Wyskoczyliśmy razem na imprezę do znajomych, fajnie reagowali na nas, komentując właśnie "świetnie razem wyglądacie". Aż dostała wypieków i "cielęcych oczu", bo to te same komentarze jakie słyszeliśmy kiedyś. Oczywiście "zero amorów, spotykamy się tylko żeby pomóc sobie w sprawach rozwodowych, ona wcale nie ma ochoty na seks". Jasne... i tak czaiła się nagrzana, dosłownie biło od niej żarem jak ją dotykałem. A że czajenie się to nie moja bajka, to obecnie jest tak, jak opisałem. Fajnie to na nią działa, poprawiła jej się samoocena, widać po niej, że jest mega zadowolona i "naenergetyzowana". Jak wstrząśnięta puszka coli. Dla mnie... dla mnie to tylko seks. Całkiem udany, ale samo to nie stanowi dla mnie jakiejś specjalnej wartości. Dla niej pewne rzeczy mogą być nowością, na mnie nie robi to wrażenia, widziałem wszystko. W zasadzie nic nie planujemy, każde z nas ma swoje obowiązki, życie, mieszkanie, środowisko, dzieciaki. I mnie to odpowiada, od dawna wolę mieć swoją przestrzeń, a nie normicką "men's cave".

Myślałem, że nie przywiązuję się. Tylko skąd te feelsy dziś, że w sumie brak mi poprzedniej kobiety. To co mnie wiąże w relacji to pozarelacyjne efekty tego co relacja mi daje. Nie seks. Przy pewnych osobach stajesz się lepszym człowiekiem, facetem, sobą. Zaraz wskoczy jakaś różowa i skomentuje "jakbyś był taki dobry, to nie zdradzałbyś żony"... zdradziłem i wiem, jakie to jest. Idealni ludzie (dobra, ja wiem, że nie ma ideałów) nie mają przestrzeni na pracę nad sobą. Nie jestem hipokrytą, wiem co, kiedy i jak #!$%@?łem. I staram się nie powtarzać błędów... stąd rozkminiam, czy ta nowa kobieta to sensowny pomysł i czego do sensowności brakuje, żeby było cacy. Bo samo się nie zrobi.

@Mopek666 witam w klubie, ja też nie wierzę w miłość. Mam #!$%@? zimne podejście do wielu spraw. Stoicyzm. Żeby np ot-tak odejść sobie od świetnej dziewczyny, tylko dlatego że "wydaje mi się, że to zmierza donikąd", nie cierpieć z tego powodu, iść dalej. Zaufanie? Ja nie mam mentalności z KGB, nie sprawdzam, nie zadaję pytań, nie zakładam, obserwuję, słucham, wyciągam wnioski. Oduczyłem się ufania. To takie samo mamienie siebie, że ktoś jest taki, jak nam się wydaje, a nie jaki jest w rzeczywistości... podobna bajka jak miłość. Ludzie są jacy są, popełniają błędy, mylą się, czasem zachowują jak bydło. Stracisz kilku przyjaciół - oduczysz się ufać, po prostu będziesz wiedzieć że wszystko może się wydarzyć, że ludzie stają przed różnymi wyborami i konsekwencje niektórych z nich są przykre dla innych. Takie życie.

  • 13
@kosmita: ja to bym nie mogla tak sie bzikac z facetem co mnie nudzi, nie czuje nic specialnego.

Jak sama przyznała, od kiedy ją rzuciłem dwie dekady temu, zrobiła sobie dobrze w każdy możliwy sposób fantazjując o mnie. Ten poziom #!$%@?.


Panie, toż to creepy w ch. Jak ją teraz zostawisz to będzie Cie z siekiera ganiac xd
@TheOneWhoKnocks: moim zdaniem nie niszczy psychiki, a na pewne sprawy patrzysz inaczej. Mają dla ciebie inną wartość, w związku z czym dokonujesz na ich podstawie innych działań. Np. stwierdzając "to miłość" i wbrew wszelkim statystykom i temu co dzieje się wokół, oświadczasz się i chcesz brać ślub. Mimo, że to kretyński układ dla faceta, ryzyko niepowodzenia jest znacznie wyższe niż przy rzucie monetą. To, że tak uważam, nie jest czarnowidztwem tylko
Stracisz kilku przyjaciół - oduczysz się ufać, po prostu będziesz wiedzieć że wszystko może się wydarzyć, że ludzie stają przed różnymi wyborami i konsekwencje niektórych z nich są przykre dla innych. Takie życie.


@kosmita: Indianie mieli takie określenie "stracić swój cień", oznaczające osobę, której już na niczym nie zależy. Mam nadzieję, że znajdziesz swój cień.
@kosmita:

Dla mnie... dla mnie to tylko seks. Całkiem udany, ale samo to nie stanowi dla mnie jakiejś specjalnej wartości.

Dla niej pewne rzeczy mogą być nowością, na mnie nie robi to wrażenia, widziałem wszystko. W zasadzie nic nie planujemy

Tylko skąd te feelsy dziś, że w sumie brak mi poprzedniej kobiety. To co mnie wiąże w relacji to pozarelacyjne efekty tego co relacja mi daje. Nie seks. Przy pewnych osobach
@Mopek666: ou... serio? Co jakiś czas czegoś dowiaduję się o indianach i zaskakuje mnie jak prosto i celnie opisywali rzeczywistość i - czasem bardzo - nietypowe rzeczy.

Mam wspaniałych przyjaciół. Ztestowanych. Z przestrzenią na odmienność myślenia, błędy, znanymi granicami, za którymi dzieją się rzeczy niespodziewane i czasem bolesne, co potrafimy rozumieć, akceptować i wybaczać. Zero terroryzmu. Miałem niezły ubaw jak moja była żona zbierając na mnie amunicję próbowała podkopać ich zaufanie,
Miałem niezły ubaw jak moja była żona zbierając na mnie amunicję próbowała podkopać ich zaufanie, badać lojalność itd


@kosmita: Współczuję mordo. Wydaje mi się, że też rozumiem, bo byłem sam w podobnym miejscu. Może nie aż tak mrocznym, ale wystarczajaco.
@betonowa_klata: hmm.. poprzednia wydawała mi się całkowicie poza moim zasięgiem. Okazało się, że wcale nie. Tu przyciąć, tu skrócić, to zmienić, tam załatać i jest facet jakiego chce. I to nie było takie typowe kobiece zmienianie faceta, którego efektem jest kanapowy nudny pimpuś-kapeć. Zresetowała mi mindset, a w zasadzie sprowokowała, że sam to zrobiłem. I jestem jej za to #!$%@? wdzięczny. Tak było kiedyś. Przerosłem jej wyobrażenia w kilku tematach. Nadal
@Mopek666: pisałem o tym kiedyś. Masa spraw sądowych, rodzinnych, opiekuńczych, cywilnych, karnych. Szambo. Jakbym pozwolił wybrzmiewać dziesiątej części emocji, to #!$%@?łbym kawał otoczenia albo i siebie. Wydaje mi się, że udaje mi się to przejść ze względnym spokojem, głównie dzięki temu, że nie pakuję gówna kiepskich emocji w kartony we łbie, myślę "#!$%@?ć to" i idę dalej, chroniąc to co dla mnie ważne. Zero bagażu emocji... Wyciągać lekcje, uczyć się, nie
Spokój, bezpieczeństwo i przyszłość mojego dzieciaka, własne zdrowie. I bycie dobrym dla siebie.


@kosmita: Dla wszystkich mordo. Bo warto to zrobić dla samego siebie. Uwierz w siebie, uwierz w innych. Ludzie są przepiękni i wspaniali, jak się im da szanse, kiedy wyciągnie się do nich dłoń. Niestety większość z nas doświadczyła tyle zła, że ze strachu jest w stanie zrobić coś pomimo siebie. Absolutnie nikogo nie usprawiedliwiam, ani nie tłumaczę. Mówienie