Wpis z mikrobloga

Jako antynatalista, uważam że drastyczne zmniejszenie się globalnej populacji lub, nie daj boże, całkowite wyginięcie ludzkości byłoby niesamowicie negatywnym wydarzeniem.

Nigdy nie byłem antynatalistą tylko w stosunku do ludzi - mój pierwszy wpis na tagu był na temat efilizmu, mimo że wtedy nie widziałem jeszcze, że takie pojęcie istnieje, a o samym antynataliźmie dowiedziałem się dzień czy dwa wcześniej, chyba z gorących. Dopiero zaznajamiałem się z założeniami antynatalizmu, ale przeglądając wpisy na ten temat zauważyłem, że całkowicie pomijana jest kwestia reszty zwierząt na ziemii i o tym był właśnie mój wpis - że wyginięcie ludzi nic nie zmieni, o ile nie będą oni ostatnim gatunkiem, który wyginie.

Od tego czasu coraz bardziej utwierdzałem się w tej opinii, do tego stopnia, że uważam, że większa liczba ludności ma *prawdopodobnie* pozytywny efekt w ogólnym rozrachunku. Każdy człowiek, szczególnie w krajach rozwiniętych, ma ogromne potrzeby konsumpcyjne, które są zaspokajane kosztem planety. Im więcej ludzi i im wyższy poziom rozwoju, tym większa eksploatacja planety, a to zazwyczaj wiąże się z mniejszą liczbą dzikich zwierząt. Nie będzie leśnych zwierząt, jeśli wytniemy las i zrobimy w jego miejsce parking albo pole do uprawy truskawek.

Niestety większa liczba ludności wiąże się też z ogromną hodowlą zwierząt, będących okropnie dręczonych, jednak liczba dzikich zwierząt jest tak duża, że mimo wszystko wydaje mi się, że rozwój ludzkości prowadzi do ogólnego mniejszego cierpienia zwierząt. Dodatkowo jestem przekonany, że w przyszłości, kiedy mięso z probówki będzie odpowiednio tanie, ludzie bardzo szybko odejdą od hodowli zwierząt. Najciężej będzie na początku, ale myślę, że kiedy nawet tylko kilkanaście procent populacji będzie wege, to później pójdzie to lawinowo, bo weganizm przestanie być niszowym tematem, który wszyscy mogą ignorować bez konsekwencji. Jeśli kilkanaście procent ludzi będzie, nawet samym swoim istnieniem, przypominało o tym problemie, to reszta nie będzie już mogła udawać, że torturowanie zwierząt jest czymś akceptowalnym i w ciągu paru generacji może zostanie to całkowicie zbanowane.

Przekonać ludzi do przejmowania się cierpieniem dzikich zwierząt będzie dużo, dużo trudniej, bo, w przeciwieństwie do masowej hodowli zwierząt, jest ono "naturalne", a wiadomo, że jak coś jest naturalne, to nie może być złe. Pozostaje tylko liczyć, że ludzkość nie zacznie się na poważnie przejmować konserwacją natury, a jeśli jednak zacznie, to liczba dzikich zwierząt się drastycznie zmniejszy do tego czasu. No i nie można też wykluczyć, że w dalekiej przyszłości ludzie zdadzą sobie sprawę, że cierpienie dzikich zwierząt to poważny problem i postanowią coś z nim zrobić.

To wszystko to tylko moje gdybania, ale, biorąc pod uwagę ogromną skalę cierpienia w świecie dzikich zwierząt, trudno mi sobie wyobrazić scenariusz, w którym wyginięcie ludzi lub zatrzymanie ich rozwoju ma pozytywny wpływ na ogólny poziom cierpienia. Wszystko wskazuje, że im agresywniejszy rozwój ludzkości, tym lepiej.

Uważam, że nikt nie powinien być zmuszany do życia, ale dotyczy to też zwierząt, dlatego, z wymienionych wcześniej powodów, większa liczba ludzi, prawdopodobnie jest czymś pozytywnym z antynatalistycznego punktu widzenia. Dlatego liczę na szybki, agresywny i destrukcyjny dla natury rozwój ludzkości. Byle tylko nie przyszło nam nigdy do głowy terraformować jakichś planet i sprowadzać tam zwierząt.

#antynatalizm #efilizm #niepopularnaopinia #weganizm
  • 9
@strfkr: Powodzenia do przekonywania antynatalistów by uznania cierpienia zwierząt.

Dziwnym trafem jak przychodzi kwestia cierpień zwierząt to większość zagorzałych szowinistów gatunkowych nie widzi w nim nic złego w momencie gdy zapewnia im przyjemność.

Moja teoria jest taka, że gdyby posiadanie dziecka było fajną zabawą niewymagającą wyrzeczeń to 3/4 antynatali nie widziałoby już nic złego w rozmnażaniu się.
@strfkr: Niby tak ale w sumie to twoja postawa jest dość... natalistyczna? Twierdzisz, że nie powinniśmy się unicestwić teraz tylko później bo jak zrobimy to teraz to wszystkie inne gatunki zwierząt nadal będą cierpieć ale taki gatekeeping to jest coś podobnego co robią natale, "dla nas było lepiej żebyś żył więc stwierdziliśmy że cię stworzymy, elo".

No i mięso z próbówki raczej nigdy nie pyknie, brak układu odpornościowego więc musisz hodować
Dopiero zaznajamiałem się z założeniami antynatalizmu, ale przeglądając wpisy na ten temat zauważyłem, że całkowicie pomijana jest kwestia reszty zwierząt na ziemii i o tym był właśnie mój wpis - że wyginięcie ludzi nic nie zmieni, o ile nie będą oni ostatnim gatunkiem, który wyginie.


Od tego czasu coraz bardziej utwierdzałem się w tej opinii, do tego stopnia, że uważam, że większa liczba ludności ma *prawdopodobnie* pozytywny efekt w ogólnym rozrachunku


@