Wpis z mikrobloga

#motogp #moto3 #pseudodziennikarstwo
Witam szanownych zgromadzonych. Zbliżamy się już do końca naszego cyklu o minionej już kampanii Moto 3. W przyszłą niedzielę opublikuję wielki finał, dziś zaś skupię się na wyścigu, który... Przygotował pod niego grunt i dość mocno przeorganizował układ sił w czołówce.

9/10 - Faworyci jak confetti. Spadają na ziemię

Po zdobyciu dubletu w Malezji rok wcześniej zespół Intactu mógł czuć się w pierwszym akcie ostatniego triple-headera sezonu dość pewnie. Szczególnie, że najgroźniejszych wtedy Foggii i Garcii nie było już w stawce. Był jednak Jaume Masia, lider generalki, rok wcześniej do końca liczący się w grze o wygraną. Na trudnym, malezyjskim obiekcie, ucieczka była możliwa, więc i on, i Sasaki zapewne zakładali taką możliwość.

Jeśli chodzi o pozostałą trójkę, to Oncu i Holgado przed rokiem nie błyszczeli - pierwszy był 10, a drugi 7. Na świeżo jechał David Alonso, ale akurat w jego przypadku nie musiała to być wada, w końcu dwa tygodnie wcześniej wygrał na nieznanym sobie obiekcie Buriram w Tajlandii.

O ile treningi były dość wyrównane, o tyle kwalifikacje... Dziwne. Mało kto dał radę wykręcić poważne kółko, ponieważ co chwilę ktoś leżał i żółte flagi uniemożliwiły na tak dużym torze wykonanie wielu okrążeń. Przewaga zwycięskiego Masii nad drugim Veijerem i (znów wysoko) trzecim Bertelle była spora, nie mówiąc o kolejnych zawodnikach. W tych konfundujących okolicznościach Sasaki zgarnął piąte pole, Oncu koniec 3 rzędu, zaś Holgado był dopiero 15. Jeszcze gorzej poradził sobie Alonso, który nie przebrnął nawet przez Q1, ale nie raz już atakował w tym sezonie z dalekich pozycji.

Jak to bywa w Malezji, początek wyglądał raczej jak zaproszenie do zabawy w peleton. Masia i duet Intactu dość pewnie okupowali pierwsze lokaty, dobrym startem wykazali się Oncu i Munoz, którzy zyskali po kilka pozycji. Przebijał się też Holgado i Alonso, szczególnie skutecznie kolumbijski zawodnik Gas Gasa.

I to właśnie Alonso był zapalnikiem, który spowodował wybuch, będący pierwszą arcyważną chwilą, która miała miejsce w tym wyścigu. Na piątym okrążeniu zaatakował on drugiego zawodnika z Ameryki Południowej, Diogo Moreirę. Atak powiódł się, Kolumbijczyk jednak zbyt szybko odkręcił gaz i zaliczył lot przez kierownicę. Samo to byłoby wystarczająco niebezpieczne, ale Alonso, a teraz jego motocykl, znalazł się dokładnie pośrodku grupy. Jadący tuż za nim Moreira i Riccardo Rossi nie mieli szans na reakcję, podobnie jak Holgado, który również upadł. Ostatnią ofiarą był świetny w ostatnich tygodniach Taiyo Furusato, którego dobra passa właśnie się zakończyła.

Oznaczało to, że najmłodsi z pretendentów do tytułu matematycznie zachowywali jeszcze szanse na mistrzostwo, ale realnie ich opcje bardzo mocno się skurczyły. Rozerwało to grupę i na czele mieliśmy ośmiu zawodników.

Chwilę później zrobiło się z tego sześciu. Ivan Ortola sam nie wytrzymywał tempa, zaś David Munoz po kontakcie z Masią omal się nie katapultował i wyraźnie potem zwolnił. Pewną niespodzianką była obecność w tej szóstce Bertelle, któremu ewidentnie służyły gorące azjatyckie warunki, oraz Josito Rueda, który ostatnie dwa wyścigi miał bardzo słabe.

Najlepsze wrażenie robili dwaj zawodnicy Petera Oettla - Veijer Sasaki. Masia trzymał się dość blisko, ale rzadko kiedy był w stanie zaatakować. Próbował Deniz Oncu, ale tak, jak cały sezon dużo tracił na prostych odcinkach i wkrótce między nim a Hiszpanem pojawiła się luka. Tę lukę udało mu się jednak zniwelować, a do tego wciąż ciągnął za sobą Ruedę i Bertelle.

I to właśnie oni sprokurowali drugi plot twist tego dnia. W ostatnim zakręcie trzeciego okrążenia od końca Rueda zdecydował się na atak na Włocha. Niestety, przestrzelił hamowanie i gdy odbił się od motocykla zawodnika Snipers, był już tylko pasażerem. Niestety, uderzył w tył motocykla swojego kolegi z zespołu i posłał na deski zarówno siebie, jak i jego.

Był to pierwszy błąd Hiszpana w jego debiutanckim sezonie i nie mógł przydarzyć się w gorszych okolicznościach. Oncu zdołał się jeszcze pozbierać, ale 12 miejsce, zmienione po karze dla Munoza (zero jakiejkolwiek powtórki) za wywrócenie Kaito Toby, na 11, oznaczało jedno. Koniec marzeń o tytule.

Na czele została więc tylko trójka i chyba każdy pomyślał wtedy, że lepszej szansy Sasaki, prowadzący na wyjściu na ostatnie okrążenie, mieć nie będzie. Za plecami kolega z zespołu, który zajmie się głównym rywalem, prawda? Prawda...?

Otóż nie. Veijer wyprzedził Japończyka do jedynki i choć Sasaki próbował kontrować, Holender ani myślał go puszczać. A że do gry włączył się Masia, Sasakiemu nie udało się przygotować decydującego ataku na młodszego kolegę. Collin Veijer wygrał więc swój pierwszy wyścig w mistrzostwach świata, pokonując dwóch głównych pretendentów do mistrzostwa. Głównych i, patrząc realistycznie, jedynych, którzy pozostali. Różnica między nimi po tym wyścigu wynosiła 13 oczek na korzyść Masii. Wszyscy nastawiali się na kapitalny finisz za tydzień, a najlepiej za dwa.
BogdanBonerEgzorcysta - #motogp #moto3 #pseudodziennikarstwo 
Witam szanownych zgroma...

źródło: temp_file5517562158673942418

Pobierz
  • 4
  • Odpowiedz