Wpis z mikrobloga

✨️ Obserwuj #mirkoanonim
Ehhh mirki, po trzech latach związku ze świetną z charakteru dziewczyną zaczynam odczuwać… małą pustkę. Poznaliśmy się na wypadzie na imprezę i tak zostaliśmy na dłużej. Moje obawy i odczucia nabierają na sile od kiedy zaczęliśmy mieszkać razem. W związku trzyma mnie tyle rzeczy ile zaczyna mnie od niego odsuwać. Czuję się jak między kowadłem a młotem, a wizja rozstania odrobinę mnie przytłacza ze względu na kontekst i okoliczności. Temat nawet omówiłem na terapii i opowiem o tym więcej za chwilę. Long story short - jestem gościem, który dźwignął na barki uczciwą i pokrzywdzoną dziewczynę, dla której zrobiłem wiele, a teraz zaczynam się czuć jakbym mieszkał z przyjaciółką.

Aktualnie mam 27 wiosen, ona młodsza o kilka miesięcy. Ja jestem ustabilizowany zawodowo w IT, ona studentka medycyny - a jak wiadomo tacy stają na nogi po 30. Poznaliśmy się na Tinderze, imprezie i po wirach uczuciowych. Ona po przemocowym, toksycznym związku, a ja po nieudanych podbojach miłosnych. Ja wyciągnąłem kilka wniosków po randkowaniu, zrobiłem lepiej wszystko co wsześniej spieprzyłem i nauczyłem się „uwodzić”.

Bardzo dobrze się dogadaliśmy pod względem humoru, charakteru i naszych ulubionych rzeczy. Ja mam bardzo silną ekipkę przyjaciół, z którymi razem znam się od kilkunastu lat, spotykamy się co najmniej raz w tygodniu i bardzo mocno się wspieramy, a do naszego grona lubimy przyciągać podobne osoby - taka też okazała się moja wybranka. Od razu dobrze się wpasowała i sam chętnie ją „przygarnąłem” i wprowadziłem w klimat.

Nie obyło się też bez moich wątpliwości i obserwacji, które teraz z perspektywy czasu, wydają się dosyć kluczowe. Dziewczyna, która sporo przeszła - operacje na sercu, samotna matka z dwubiegunową chorobą, toksyczny facet który podniósł na nią rękę i stąd wypracowała sobie mentalność ofiary, choroby psychiczne, lęk przed odrzuceniem i people pleasing, który niestety mnie kupił i rozczulił.

Po tygodniu znajomości ze łzami w oczach powiedziała mi, że „nie poradzi sobie beze mnie”, a wiem od niej, że jestem jej totalnym crushem i odzwierciedleniem preferencji. To mnie totalnie wtedy złamało i nie mogłem komuś tego zrobić, kto faktycznie okazywał chęć do pracy nad sobą. Na powodzenie nie narzekałem w tamtym czasie, a potrafię się dogadać z każdym w ciągu minuty, przez dosyć dobrą inteligencję emocjonalną, moim skromnym zdaniem. Niestety stałem się też tego zakładnikiem.

Przeżyłem z nią pierwszy UDANY seks (nie w ogóle, ale wcześniejsze podejścia to były zabawy gówniarzy a nie seks i zupełnie inny poziom doświadczeń serotoniny/dopaminy), motylki i doświadczenia życiowe. Została świadkową na ślubie mojego przyjaciela, tak abyśmy we trójkę z kolejnym przyjacielem mogli siedzieć przy jednym stole. Rodzice ją pokochali, przyjaciele również. Udało nam się zorganizować wiele świetnych i niezapomnianych wypadów za granicą na wiele tygodni. Tutaj również towarzyszyli nam rodzice, znajomi.

Generalnie rzecz ujmując - jest to mocno „zakorzeniony” związek jak na trzy lata i widząc jak fajnie ułożyło nam się to wszystko. Zniszczenie tego ze względu na narastające wątpliwości i obserwacje łamie mi serce, że mógłbym kogoś tak zostawić na lodzie. Dodatkowo każdy z tych osób do okoła , nawet biorąc pod uwagę moją naturę osoby, która lubi spędzić czas sama, byłoby ogromnym szokiem „jak to”. Z zewnątrz wszystko wygląda perfekcyjnie, ale pojawia się nuta niepewności.

Skąd ta niepewność? Niepewności pojawiają się u mnie z wielu pobudek, a za niektóre z nich jest mi nawet wstyd przed samym sobą. Tutaj mogę powiedzieć coś anonimowo, więc chociaż tutaj wyleję moje żale.

Pierwsza rzecz to poczucie dźwigania ciężaru i odpowiedzialność za nią. Dziewczyna dostaje alimenty od ojca… czasami, a teraz w ogóle. Mieliśmy momentami cięższe rozmowy (nie kłotnie, jestem z natury ugodowym człowiekiem i nasze kłótnie to chłodne rozmowy, po których następuje rozejm). Po jednej z takich rozmów zamieszkaliśmy razem, bo chciałem jej również pomóc z utrzymaniem się dorzucając się do większego, niż moja ówczesna kawalerka, mieszkania - tak aby dodatkowy budżet mogła poświęcić na terapię. Pech chciał, że idealnie po wprowadzce ojciec przestał płacić alimenty. Teraz czuję się uwiązany, bo beze mnie mieszkania nie utrzyma, a mama nie jest w stanie jej pomóc.

Idąc dalej, pomimo idealnego dopasowania charakterem z bólem wyznałem, że byłbym wniebowzięty gdyby wzięła się za siebie, ale nie pomaga jej w tym słabsze serce… Przełknąlem to ze względu na inne zalety, bo nie chcę myśleć życzeniowo i tak powierzchownie. Ona wiele razy mi pomogła, a sam nie zawsze jestem w idealnej formie psychicznej i tutaj okazała sporo wsparcia.

Teraz nawiększy mój problem - w wielu sferach odczułem ostatnio spadek jakości życia ze względu na jej ADHD-typowe zachowania a sam nie mam sił wszystkiego ogarnąć w mieszkaniu. Zaczęliśmy wspólnie praktycznie codziennie zażywać leczniczej marichuany, bo mi daje ona ulgę i pozwala przemyśleć wszystko na innym poziomie niż na trzeźwo. Skupiam się wtedy na analizie moich zachowań, co pomaga mi lepiej zrozumieć siebie i moje zachowania.

Niestety odbiło się to na moim życiu zawodowym, zacząłem żyć bardziej jej „stylem” życia i poświęcam jeszcze więcej siebie, tak aby żyć w spokoju i nie zranić jej, ani przyjaciół. Nie mam też na tyle dyscypliny wobec siebie, kiedy miałem gdy żyłem sam. Nie mam na tyle charyzmy, aby to egzekwować wobec kogoś i szukam jakiegoś złotego środka. Zacząłem z tego powodu jednak odczuwać przygnębienie, które maskuję przy niej.

Tutaj wspomnę o terapii i tym co na niej usłyszałem od kogoś komu wytłumaczyłem obiektywnie (jak tylko mogłem) to wszystko ze szczegółami po innych rozmowach - musimy to wyjaśnić i przemyśleć „abym nie powtórzył schematu z przeszłości gdzie uciekałem w gry po tym jak ojciec stosował wobec mnie przemoc, a teraz żałuję zmarnowanego czasu”. I trochę otworzyło mi to oczy - wpadam powoli w ten sam schemat, czyli ucieczka w „bezpieczną strefę” która short-term zadziałała, ale zaczynam odczuwać, że sam mógłbym zrobić więcej rzeczy, o których ja sam marzę i przeżyć. Boję się, że na koniec i tak może to nie wypalić (albo wypalić), a ja zostanę z ręką w nocniku.

Boli mnie, że w 2020 z powodu braku wystarczającej kasy (władowane 30k na leczenie zębów) nie udało mi się kupić mieszkania w stałe raty (a byłby to teraz wygryw), teraz ponownie ominął mnie program BK2 przez związek. Ona ma już mieszkanie, bo babcia spadła z rowerka i przy całym życiowym pechu, z nieba spadło jej mieszkanie w centrum miasta wojewódzkiego. Zaczyna mi być przykro, że z jej perspektywy trafiła na ideał, a ja tego nie odczuwam. W ekipie, która jest po ślubach pojawiają się żarciki o oświadczynach, ślubach a ja… zacząłem czuć, że nie mogę tego zrobić z czystym sumieniem.

Mam teraz bezsenną noc, więc wylałem tutaj z siebie chociaż 20% tego czuję i może ktoś przeczyta te wypociny i powie co o tym sądzi z boku.

Sporo przeszliśmy i „zainwestowaliśmy” w siebie i cholernie mi przykro gdyby teraz to wszystko poszło na marne. Ja to nawet finansowo, bo w sumie przez ten czas wiele razy dzięki mnie i tym, że zarobki mam >10k już właśnie ponad 10k ma u mnie długu przez wakacje i inne cuda, o których wie i ją trochę to przytłacza, a nawet czuje sie z tym źle, co nie ułatwia sprawy.

A z drugiej strony mam przeczucie, że to odkładanie tego w czasie, a nie chcę marnować jej czasu. Czas nie działa na naszą korzyść. A przy okazji ja czuję, że chciałbym jeszcze pokorzystac z ostatnich przywilejów młodości.

Co mogę zrobić - pozostać w dobrych stosunkach i zostajemy „w ekipie” z ładnymi uśmiechami (chociaż nie wierzę, że ona miałaby na to psychę). Co pozostaje? Rozstać się i udawać, że się nie znamy? Obawiam się rozłamu w grupie i tego, że ja zostanę „tym złym”. Tragicznie się z taką wizją czuję.

#zwiazki #rozstanie #dziewczyna



· Akcje: Odpowiedz anonimowo · Więcej szczegółów
· Zaakceptował: RamtamtamSi
· Autor wpisu pozostał anonimowy dzięki Mirko Anonim

  • 14
  • Odpowiedz
@mirko_anonim: żeby było śmiesznie to nie piszesz czy ją kochasz, a to jest chyba kluczowe. Jak nie kochasz, to masz sprawę jasną. Wszystko wyliczasz pod kątem "inwestowania w siebie" i tego, że "trafiła na ideał", a w sumie z tego potoku słów nawet nie widać co z nią ma być nie tak.
  • Odpowiedz
@mirko_anonim: jeśli nie chcesz z nią być to nie czekaj, zostaniesz całe życie z kimś z kim nie chcesz bo lubią ja twoi znajomi i rodzice i dużo hajsu zainwestowałeś? Zawsze się coś inwestuje w związek, kasę, emocje, czas. Ale teraz to są tylko 3 lata, 10 tys.i smutek rodziców i znajomych, a za 10 lat to będzie 10 lat, milion złotych i jeszcze może do tego dojdą dzieci, o wtedy
  • Odpowiedz
@mirko_anonim nie masz obowiązku bycia z kimś bo miał kiepska przeszłość. Nie jesteś też czyimś terapeutą psychologiem. Jeśli nie czujesz tego związku, to po prostu zakończ. Grupa się rozpadnie? Skąd wiesz? Jak są dorosłymi dojrzałymi ludźmi to pogadają z Tobą, a Ty im wyjaśnisz. To twoje życie, masz prawo żyć tak jak Tobie pasuje. Inaczej skończysz nieszczęśliwy.
  • Odpowiedz
@pamareum nikt Ci nie każe z nią być. Teraz musisz ocenić czy macie po prostu kryzys w związku czy po prostu nie chcesz już z nią być. Musisz to sam z nią przegadać i trochę przemyśleć albo iść na terapię par i tam to zrobić. Na pewno nie podejmuj decyzji czy nie rób wielkich przemyśleń pod wpływem merichuany bo jeśli masz ostatnio gorszy humor to marichuana może Ci podbijać depresyjny humor i
  • Odpowiedz
Co mogę zrobić - pozostać w dobrych stosunkach i zostajemy „w ekipie” z ładnymi uśmiechami (chociaż nie wierzę, że ona miałaby na to psychę). Co pozostaje? Rozstać się i udawać, że się nie znamy? Obawiam się rozłamu w grupie i tego, że ja zostanę „tym złym”. Tragicznie się z taką wizją czuję.


@mirko_anonim: nie no to raczej ona odchodzi z ekipy nie ty, widać tu przywiązanie do niej poprostu
  • Odpowiedz
@mirko_anonim:

Po jednej z takich rozmów zamieszkaliśmy razem, bo chciałem jej również pomóc z utrzymaniem się dorzucając się do większego, niż moja ówczesna kawalerka, mieszkania - tak aby dodatkowy budżet mogła poświęcić na terapię. Pech chciał, że idealnie po wprowadzce ojciec przestał płacić alimenty. Teraz czuję się uwiązany, bo beze mnie mieszkania nie utrzyma, a mama nie jest w stanie jej pomóc.


Samemu taką sytuację wywołałeś i się czujesz tym uwiązany?
  • Odpowiedz
via mirko.proBOT
  • 1
Anonim (nie OP):
A przy okazji ja czuję, że chciałbym jeszcze pokorzystac z ostatnich przywilejów młodości.

Żeby się nie okazało że po początkowym zachłyśnięciu wolnością i zaliczaniem łatwych panienek zostaniesz z ręką w nocniku, kiedy będziesz chciał coś stałego i dotrze do ciebie że znalezienie dobrej, porządnej, wpatrzonej w ciebie dziewczyny wcale nie jest takie łatwe. Często docenienie tego co się miało jest dopiero po tym kiedy to stracisz.

  • Odpowiedz
Po pierwsze, to przestań jarać, bo ci sperma do mózgu dociera.
Poczucie posiadania przyjaciółki w partnerce to fundament zdrowego związku, więc jak chcesz korzystać z młodości i być cur viarzem to daj jej spokój. Nie znam jej, ale definitywnie masz problem sam ze sobą.
  • Odpowiedz
@mirko_anonim: Fajny związek, zapraszasz ją na wakacje i liczysz jej jako dług :D. Muszę tak zacząć robić :D.

A tak na poważnie, zostaw ją i będziesz sam, IT 27lvl to brzmi mało ciekawie. Ona skończy medycynę, jeżeli lekarskie, przy średniej specjalizacji bedzie zarabiać 2x tyle co ty, twoje zarobki mało się raczej będą podnosić, bo płace w IT stoją, za 10 lat ona będzię w małżeństwie z lekarzem jakimś, pewnie w
  • Odpowiedz
@mirko_anonim po pierwsze, sugeruję odstawienie marihuany. jeśli dopiero używki są kluczem do lepszego rozumienia siebie i swoich uczuć, to powinien być sygnał ostrzegawczy.
z zakorzenieniem związku potrafię Cię dobrze zrozumieć. mój poprzedni związek trwał 7 lat, więc w zasadzie wszyscy znajomi byli wspólni, jego rodzina była dla mnie jak moja własna, były jakieś mniejsze czy większe zobowiązania, toteż zakończenie tego związku było dla mnie też poniekąd zakończeniem całego tego życia. nie ma
  • Odpowiedz