Wpis z mikrobloga

129 139,46 - 4,54 - 10,02 - 11,03 = 129 113,87

Co za weekend, dopiero teraz chwila czasu coby dopisać

W piątek dość późno wstałem (znowu zarwana noc + lenistwo) i późno poleciałem, czasu starczyło ledwie na 4 km skoku po bułki. Do tego GPS zgłupiał po piekarni i trzeba było się bawić z poprawianiem trasy. No ale zaliczone, można było uznać że misja spełniona.

Ale moje myśli były skupione na sobocie, a przede wszystkim na opadach z piątku na sobotę. Bardzo liczyłem na piękny, biały świat...

Nadejszła sobota, wyjrzałem za okno - i nareszcie! mamy pełną zimę (ʘʘ) Jak w nocy sypnęło, tak sypało bez opamiętania. Czyż mogło być fajniej? Zwłaszcza, gdy na termometrze zaledwie -3°C a smogu nie było? ( ͡ ͜ʖ ͡)

No i sobie spokojnie pospałem, po czym o wpół do ósmej wybrałem się na podbój śnieżnej krainy ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Było bosko, mimo że sypało jak opętane, zaś chwilami śnieg był do połowy łydek xD Dawno nie miałem takiego fajnego biegania na totalnym luzie - zero pośpiechu, po prostu czysta radość w średnim tempie 6:05 min/km ()

Dzisiaj z kolei było trzeba trochę zrewidować plany. Najpierw wykruszyli mi się wspólnicy do zrobienia porannej połówki, a potem wyszło, że młody zasnął o tak wczesnej porze że szykował się dość intensywny dzieciowy poranek. Stwierdziłem, że skoro nie jestem z nikim umówiony to będzie co będzie - i spełniło się, bo młody wstał o 6 i trzeba było go poniańczyć. W międzyczasie sobie przypomniałem, że zużyłem ostatnie szkła kontaktowe i zapomniałem odebrać nowe z paczkomatu - bieganie w okularach, zwłaszcza zimą, to syf i mordęga. Tak więc zamiast pobiegać, pojechałem po szkła i jakoś generalnie poranek się rozlazł na tyle, że zabrałem się za zaległe odkurzanie ʕʔ

Dopiero wczesnym popołudniem pojawiła się szansa na wyskok, z której skorzystałem i o 14 z groszami wyleciałem na spokojną przebieżkę. Było ciepło, -2°C, więc nawey czapki nie wziąłem. Miałem zadanie bojowe odwiedzić aptekę, więc nie miałem już takiej dowolności w doborze trasy i musiałem polecieć dość ruchliwymi drogami, a konkretniej to chodnikami wzdłuż nich.

Syf to mało powiedziane. Większość chodników w ogóle nieodśnieżona, więc nimi brnęło się w śniegu głębokim czasem po kolana. Część chodników odśnieżona byle jak albo tylko sypnięta sól - tam dla odmiany mokra zimna błotnista breja. Buty po dwóch kilometrach miałem przemoczone do cna (jak zwykle ukochane KD500, jedyne asfaltówki dające radę w takich warunkach), a w pewnym momencie miałem już #!$%@? i nawet na większych drogach biegłem po prostu jezdnią gdy chodnik był w kiepskim stanie. Nie ja jedyny zresztą xD

Żeby było weselej, w kolejnych aptekach nie było tego co miałem na recepcie - dopiero trzecia z kolei mnie usatysfakcjonowała. Potruchtałem stamtąd już prosto do domu i zamknąłem niedzielę 11 kilometrami w tempie 5:54/km, i tak IMHO niezłym jak na te warunki.

BTW, ależ ludzie religijni są. Biegłem sobie a co chwila ktoś wzdychał "O Jezu" czy "Matko Boska!" xD

W załączniku filmik z sobotniego poranka (ʘʘ)

Miłego nadchodzącego tygodnia! ❤️

#bieganie #sztafeta #biegajzwykopem #ruszkrakow #enronczlapie
enron - 129 139,46 - 4,54 - 10,02 - 11,03  = 129 113,87

Co za weekend, dopiero teraz...
  • 7
  • Odpowiedz
Dzięki za poprawę humoru do porannej kawki (), ja przez weekend biegałem po ok 1km pętelce na jakimś osiedlu, można było spokojnie biegać drogą, bo ruch zerowy, tylko ludzie dziwnie na mnie spoglądali gdy ich mijałem po kilka razy :)
  • Odpowiedz