Wpis z mikrobloga

#motogp #moto2 #pseudodziennikarstwo
Dzień dobry wszystkim. Nie zwalniamy tempa i jedziemy z czwartym odcinkiem naszego cyklu. Dziś przeniesiemy się na ziemię naszych zachodnich sąsiadów i pochylimy się nad chwilą długo wyczekiwaną tak przeze mnie, jak i przez znaczną część padoku.

4/10 - The pain ends, czyli przełamanie klątwy

Deniz Oncu na pewno nie mógł zaliczyć pierwszych wyścigów kończącej się za chwilę kampanii do udanych. Przed sezonem, po 3 latach spędzonych w Tech3, zdecydowano się na przenosiny Turka do głównego zespołu, prowadzonego przez Akiego (choć obecnie bardziej Niklasa) Ajo. Sam zawodnik nie był z tego szczególnie zadowolony, głośno mówił o chęci przejścia klasę wyżej. KTM postanowił jednak inaczej.

W testach okazało się, że jest źle i widać było, że to nie jest jeszcze Deniz z ekipy Herve Poncharala. Nawet gdy udawało się dobrze złożyć jedną sesję, w kolejnej coś się rozregulowywało. Zmiana przyszła po 3-tygodniowej przerwie, na torze Mugello.

I to jaka zmiana. Oncu od pierwszego treningu był daleko przed rywalami, we wszystkich trzech przypadkach dokładając rywalom przynajmniej po cztery dziesiąte. Prawdziwą poezją była jednak sesja kwalifikacyjna. Nie udało się pobić rekordu, ale jeśli przód, a następnie tył wyjeżdża spod ciebie co kilka zakrętów, a i tak jesteś o wiele szybszy od rywali.... Można było uwierzyć, że to ten dzień.

Z Mugello jest jednak pewien problem. Długa, ponad kilometrowa prosta z szybkim wyjściem skutecznie uniemożliwiała próby ucieczki w poprzednich sezonach. I to się potwierdziło. Widać było, kto ma coś więcej. Zresztą, niejednokrotnie Oncu podejmował próbę ucieczki, ale nawet wtedy, kiedy jego przewaga na wyjeździe z Buccine oscylowała w granicach pół sekundy, w jedynce robiło się z tego pół, ale długości motocykla.

Skoro nie ucieczką, to może walką? To też nie takie proste. Linia mety jest dość daleko i wychodząc na ostatnią prostą na prowadzeniu ryzykuje się bycie połkniętym i właśnie to przydarzyło się Turkowi. Rywalizował z mniejszymi, lżejszymi zawodnikami, nie dziwi więc, że jeden z nich, Dani Holgado, zdołał dopaść go i strzelić na kresce, odbierając być może najlepszą szansę na zwycięstwo w życiu. Takiej przewagi tempa Oncu nie miał chyba nigdy, a i tak się nie udało.

Jednakże, życie postanowiło pisać ten scenariusz dalej. Tydzień później karawana przeniosła się na tor Sachsenring w Niemczech. Już w pierwszym treningu Ayumu Sasaki rozprawił się z rekordem obiektu, dając do zrozumienia, czyja kolej nadeszła. Sprawę dodatkowo ułatwił mu popołudniowy deszcz, wielu zawodników nie zdołało zebrać odpowiednich ustawień. A Ayumu dopiero się rozkręcał. W kwalifikacjach, korzystając z pomocy kolegi, Collina Veijera, pojechał wręcz idiotycznie szybko, odsadzając drugiego i trzeciego zawodnika na ponad sekundę. Za jego plecami znalazł się Oncu, a tuż za nim Ortola.

Znaczący pokaz siły, a przypominam, że mówimy o torze, gdzie ucieczka jest możliwa, zaledwie rok wcześniej Izan Guevara wpadł na metę ponad 5 sekund przed drugim zawodnikiem. W wywiadzie po czasówce Oncu był jednak pewny siebie, twierdząc, że Japończyk nie będzie w stanie przejechać tak całego wyścigu i w tym widzi dla siebie szansę.

Sasaki świetnie wystartował, ale prawdziwą petardę odpalił czwarty na polach Veijer, który na tym dość krótkim dojeździe do zakrętu nr 1 był w stanie przeskoczyć na czoło stawki. Tego nie zamierzał tak zostawić Oncu i w Omedze zaatakował obu zawodników Intactu, planując coś w rodzaju podwójnego blockpassa. Udało się z Holdendrem, z Japończykiem już nie bardzo.

Szybko okazało się, że planem Sasakiego jest ucieczka. Dość szybko stracił jednego ze swoich asów w rękawie, gdyż pod koniec 1 okrążenia przewrócił się jego partner. Wydawało się jednak, że ta pomoc i tak byłaby zbędna. Japończyk zaczął oddalać się od rywali. Kilku próbowało go gonić, jednak w tej fazie wyścigu w grupie tej panował duży chaos i szybko przewaga ta urosła do ponad sekundy.

Oncu z pewnym opóźnieniem, ale jednak, zaczął się budzić. Odparł atak Ortoli, po czym wyprzedził Holgado, oderwał się od niego i rzucił się w pogoń za liderem. Jego strata wynosiła około 1,5 sekundy, ale wbrew przewidywaniom, nie była to jeszcze przegrana sprawa.

Szybko w oczy rzuciło się coś jeszcze - co jakiś czas zawodnik Ajo uderzał się w nogę. Okazało się później, że wywrotka z piątku, jaką zaliczył, wywołała pewien ból w kończynie i do wyścigu skurczów nie udało się wyeliminować. Mimo to, kawałek po kawałku, okrążenie po okrążeniu, Turek zaczął zbliżać się do Japończyka. Potwierdziły się jego zapowiedzi, bo rzeczywiście jego przeciwnik nie był w stanie utrzymać tak rewelacyjnego tempa na pełnym dystansie. Od Holgado i Ortoli jednak cały czas się oddalali.

Półtorej minuty trwało ostatnie okrążenie i to na nim rozegrała się walka. Sasaki wiedział, że można się spodziewać ataku do najmocniejszego hamowania - jedynki. Na początku toru postawił więc na defensywne linie i zablokował swojego rywala. Liczył na to, że w środku toru, gdzie jego przewaga była największa, oderwie się od Deniza na tyle, że atak stanie się niemożliwy. Jeśli jednak był ktoś, kto w ten weekend choćby zbliżał się do niego w tej sekcji, to tego kogoś miał za plecami.

Oncu świetnie wyszedł z dziesiątki i w Wodospadzie podjechał bardzo blisko motocykla Intactu (wg szacunków ich opony minęły się o 5mm). Sasaki długo więc trzymał wewnętrzną do dwunastki, ale nieznacznie wypluło go szerzej na wyjściu z tego zakrętu.

Tyle wystarczyło. Oncu wskoczył pod lewy łokieć Japończyka i tym razem, inaczej niż jak na początku wyścigu, nie wpuścił go przed siebie. W Niemczech kreska jest bardzo blisko ostatniego zakrętu, więc pierwsze zwycięstwo zawodnika Red Bulla stało się faktem. Trzeci był Holgado, który utrzymał za sobą Ortolę, a dopiero za nimi finiszowała większa grupa zawodników.

Przykład dzisiejszego bohatera pokazuje, że czasami trzeba czekać długo na sukces, a oczekiwanie to potrafi być niezmiernie irytujące. Turkowi w końcu jednak się udało i chyba nie było w padoku nikogo, może poza zespołem Intactu, kto nie cieszyłby się z tego przełamania. Mniej zadowolony mógł być też przewodzący w klasyfikacji Dani Holgado, który zyskał kolejnego rywala w walce o tytuł. W następnym odcinku trochę więcej o tej walce będzie, na razie dziękuję za lekturę, zachęcam do plusowania i dyskusji.
  • 6
  • Odpowiedz