Wpis z mikrobloga

649 052 + 93 = 649 145

Dziś nie będzie o trasie per se, choć na pewno nigdy jej nie zapomnę. Dziś będzie o zasadzie n+1, a w zasadzie o k+1. I o prawie niespodzianki.

Zostało mi jeszcze ze 30 km do domu, postanowiłem zatrzymać się na chwilę i rozprostować plecy. W tym miejscu jest zadaszony przystanek, z którego czasem korzystam na tej trasie, ale teraz był zarośnięty wysoką trawą. Nie bardzo miałem ochotę się przez nią przedzierać, a po drugiej stronie był zjazd na polną drogę, więc tam skręciłem i zaparkowałem. Wziąłem bidon i dreptałem sobie w tę i z powrotem, korzystając z ostatniej chwili spokoju od cywilizacyjnego zgiełku, gdy nagle dobiegło mnie piskliwe miauknięcie. I zaraz drugie, i trzecie. Jego źródło było gdzieś blisko, zacząłem rozglądać się po krzakach. Chwilkę zajęło mi namierzenie emiautera tego dźwięku, ale gdy w końcu rozchyliłem właściwą kępkę trawy, zobaczyłem maluteńką, czarną kuleczkę, wpatrującą się we mnie zielonym okiem. Jednym, bo drugie miał mocno zapuchnięte i zaropiałe. Stanąłem jak wryty, a on patrzył na mnie i miauczał raz po raz. I też pewnie nie miał pojęcia, co z tego miauczenia wyniknie.

Pierwsza myśl, trzeba dać mu pić, bo słońce mocno dawało do wiwatu. Zdjąłem rękawiczkę, nalałem trochę wody na dłoń i podsunąłem mu pod nos, ale nie był zainteresowany. Druga próba, to samo. Głasknąłem go delikatnie po łebku, ale wyglądał na tak samo oszołomionego spotkaniem, jak ja. Wziąłem go na kolano i głaskałem przez chwilę, ale wyraźnie chciał zejść. Odstawiłem go więc na ziemię, jednak tu się jego plan skończył i nie bardzo wiedział, co dalej ze sobą zrobić.

I ja, kruca fux, też nie wiedziałem. Przez głowę przelatywało mi masę powodów, dla których od długiego czasu opierałem się naciskom rodziny na manie kota, ale przecież go tu tak nie zostawię, pośrodku niczego, w pełnym słońcu, z paprzącym się okiem. Być może gdzieś z zarośli obserwowała mnie jego matka, ale nie było mowy, żebym ją namierzył i miał pewność, że maluch jest pod opieką. Do najbliższych zabudować było przynajmniej ze 2-3 km, więc też raczej nie wróci na noc do potencjalnego domu. Cholera, za miękkie mam serce, sumienie zje mnie od środka i pewnie przez najbliższe dni bym tu przyjeżdżał plując sobie w brodę, gdybym zostawił go na pastwę losu. Nie jestem fanem przeznaczenia, ale pewne wskazówki od losu uznaję za wystarczające.

Tylko jak go zabrać? Wsadziłem koszulę w spodenki, kota w koszulę i spróbujmy w ten sposób. Średnio podobał mu się pomysł i całą drogę próbował znaleźć jakąś drogę do wyjścia, na szczęście był na tyle mały, że nie ogarnął jeszcze w pełni funkcjonalności swoich pazury. Dwa razy złapałem go już w locie, gdy za bardzo wychylił się z rękawa, ale koniec końców dojechaliśmy cali. Gravel nie jest jednak stworzony do prowadzenia jedną ręką, tym bardziej podczas zabawy z kotem :)

Reakcję różowej z przyzwoitości przemilczę, w pewnym wieku nie wypada już tak piszczeć. Od razu poleciała z nim do weterynarza; ten stwierdził, że kocioł ma 6-7 tygodni, zaimki dobierałem poprawnie, ale oczko wygląda bardzo źle. Dał jakieś krople i zalecił smarować i obserwować. Na szczęście już na drugi dzień była znaczna poprawa, a teraz ślipie wygląda już całkiem normalnie. Za kilka dni kontrola, szczepienia, odrobaczania i masa innych wydatków, o których wolę nie myśleć - ale w końcu "jesteś odpowiedzialny za to, co oswoiłeś".

Najważniejsze jednak, że chyba przypasował mu nowy dom. Pośpi sobie w tymczasowym pudle (olbrzymi drapak chmur już różowa skądś wytrzasnęła, ale póki co wyższe kondygnacje są poza zasięgiem malucha), pójdzie coś zjeść do kuchni, a później poluje na nogi. I ogólnie na wszystko. A jak się zmęczy aktywnością, to pozwala się wziąć na kolana, poczyści się chwilę i zasypia, wydając mruczeniopodobne odgłosy - najwyraźniej to też umiejętność, którą małe kocię musi dopiero zdobyć.

I to nic, że pierwszej nocy narobił mi pod łóżko w takim miejscu, że musiałem spać w smrodzie do rana, bo sprzątanie wymagało demontażu połowy mebla. I też nic, że drugiego dnia narobił mi pod biurko - no, przypadek, zdarza się. Kuwetę już zaczął w miarę ogarniać, przynajmniej z dwójką. Ale jak mi, cholera jedna, dalej będzie się dobierał do kabli, to swoje pozostałe osiem żyć szybko wyczerpie :)

Aa, wolą młodzieży nazywa się Benio :)

#rowerowyrownik #rower #rowerowywroclaw #ruszwroclaw #gravel #kot

Skrypt | Statystyki
DwaNiedzwiedzie - 649 052 + 93 = 649 145

Dziś nie będzie o trasie per se, choć na pe...

źródło: mapka

Pobierz
  • 10
@peanut_whu: Póki co decyzja wygląda na trafioną - kociak dobrze się tu czuje, jest wesoły i towarzyski. Bez dwóch zdań skradł nasze serca :)

@JestemRobotem1234: Te fotki nawet w połowie nie oddają jego uroku. Jak zaczyna hasać tak po młodokociemu, to cukier od razu skacze ponad normę, przekoks wśród słodziaków :)

@Ogau: To dopiero wierzchołek cebuli lodowej... Wiesz, na coś trzeba ponarzekać ;)

@elemenTH: OG, cała aktywność to