Wpis z mikrobloga

Mirki co byście zrobili na moim miejscu?
Rozstałem się z toksyczną różową (ponad trzy lata stażu), której ciągle odwalało, a po moim ostatnim wyjeździe z kumplami na kajaki całkowicie już postradała zmysły. Zresztą ona sama mówi o sobie, że ma #!$%@?ą osobowość. Czy to normalne?

Byłem ze swoją różową trzy lata i dopiero teraz zaczynam zauważać, że ona ma chyba jakiś problem ze sobą, bo regularnie jakieś dramy i ciągłe wyrzuty i pretensje o wszystko.

Ugadałem się z moimi zajebistymi ziomeczkami w czwartek, na początek długiego weekendu na chill na kajakach. Ekipa miała być na spływie 4 dni, ja przyjechałem tylko na pierwszy, bo w piątek, późnym wieczorem grałem koncert, więc musiałem wracać i w piątek odespać. Plan był prosty - 5 chłopów, 5 kajaków zajebista pogoda, piwka i chill z ziomeczkami nad wodą pierwszego dnia ze mną, a oni sami już sobie mieli zrobić normalny spływ w kolejnych dniach beze mnie.

I musze powiedzieć wam, że dawno się tak dobrze nie bawiłem przez te kilka godzin. Zajebiście jest mieć taką zgraną paczkę kumpli, a znamy się jeszcze od liceum. Pogoda dopisywała, upał piekielny, ale nad wodą nie było tego tak czuć. W pewnym momencie zrobiło się grubo. Michał próbował podać Łysemu piwo ale byli już tak #!$%@?, że oczywiście zarówno Łysy razem z podawanym mu piwem - wpadł do wody. Dobrze pływam, więc długo nie myśląc wyskoczyłem z kajaka (głęboko nie było) i uratowałem zarówno browarka jak i kumpla, który zamotał się i prawie utopił. W afekcie niestety kajak, jak to kajak, odwrócił się do góry dnem. W kajaku była kamizelka ratunkowa i - co gorsza, moja nerka, w której miałem wszystkie rzeczy - telefon, kartę, klucze do chaty.

Przez chwilę było groźnie. Łysy uratowany, trochę się najadł strachu, moje rzeczy się utopiły i chociaz moje zajebiste ziomeczki próbowały je znaleźć, musiały pójść na dno i nie dało rady bo woda była zbyt zamulona piaskiem, a nikt nie miał okularków do pływania. "Dobra, chłopaki dajcie spokój, to tylko rzeczy. Telefon i tak był stary, miałem niedługo kupić nowy, dowód i kartę się wyrobi nowe, żaden problem, a moja różowa ma klucze do chaty, więc nie będzie żadnego problemu! Najważniejsze, że nikomu nic się nie stało i jesteśmy wszyscy cali i zdrowi" - powiedziałem.

Przez najbliższe kilka godzin tak dobrze się bawiliśmy, że szczerze mówiąc nawet zapomniałem, że straciłem swoje rzeczy. Wypłyneliśmy na trochę płytszą wodę w małej zatoczce i po kilku kolejnych piwkach puściły nam hamulce - chłopaki dali wszystkie rzeczy do kajaka Łysego i we czwórkę zaczęliśmy robić zawody w kajakowego spychaka. Mnie przewrócili do wody 3 razy, ale w najgorszym stanie był Michał bo stracił aż 7 punktów.

Nie no zajebiście się bawiłem, foty, które zrobił Łysy będą dla nas pamiątką do końca życia.

No ale nie mogło być tak kolorowo, oczywiście. Wieczorem pożegnałem się z ziomeczkami, pomogłem im rozłożyć namioty, przyjechał właściciel kajaków po mój kajak i zabrałem się z nim do miasta. Wtedy jeszcze nie wiedziałem co mnie czeka...

Afera.

Ledwo wszedłem, a różowa już cała #!$%@?. Nie wiem o co, albo okres jej się zbliża albo ch... wie o co zawsze ma ten #!$%@?.

Następnego dnia (w piatek) miała jechać do swoich starych, może to dlatego - zawsze jakaś poddenerwowana jest gdy jedzie do rodziców. W sumie mówiłem jej, że nie musi jechać, że mogłaby wpaść na mój koncert wieczorem, znajomy - właściciel klubu załatwiłby jej lożę i darmowe drinki, mogłaby przyjść z koleżankami. Ale nie, uparła się, żeby jechać do tej jędzy -swojej matki i dzień przed wyjazdem już wczuwa się w atmosferę jaka panuje w domu rodzinnym - jak w gnieździe jadowitych węży.

Oczywiście nie spytała jak się bawiłem bo kto widział u różowych empatię kiedyś? W dupie miała, że przeżyliśmy z ziomeczkami jeden z lepszych wypadów od wielu miesięcy. Jak tylko dowiedziała się, że przez przypadek wypadły mi moje rzeczy do wody i nie udało nam się ich wyłowić, wpadła w jakiś szał. Zaczęła krzyczeć, wyzywać mnie, że jestem niepoważny, że nie szanuję życia i inne pierdoły...

Nie wiem czy to jest #borderline czy jakaś inna choroba psychiczna. Próbowałem jej wytłumaczyć, że przecież nic się nie stało, że jutro zanim wyjedzie wezmę jej klucze od chaty i dorobię sobie nowe (ile to roboty, tyle co pojechać do centrum) - to zaczęła z pyskiem, że psuję jej plany, bo miała wyjeżdzać. Od razu zmieniła temat i zaczęła wyzywać mnie od kretynów, że "jak ja sobie poradzę bez telefonu".

Moja różowa jest typową typiarą uzależnionąod TikToka i Instagrama, spędza na tym pół dnia w domu i pół dnia w pracy, więc w sumie nie jest w stanie zrozumieć, że można kilka dni NORMALNIE funkcjonować bez telefonu. Ona by nie była w stanie bo bez tego swojego bezmyślnego scrollowania zaczęłaby czuć pustkę egzystancji już po 15 minutach z dala od ekranu.

Zaczęła się srać, żebym z jej messendżera napisał do basisty z zespołu i umówił się z nim (nie wiem po co, ale już dla świętego spokoju napisałem). Nie odpisał, ale w sumie mu się nie dziwię, bo poznał kiedyś moją różową na imprezie, gdzie odstawiła taką chorą akcję, że to się nadaje na osobny wpis. Pewnie jak zobaczył, że ona do niego pisze to celowo ją zignorował.

No to tłumaczę jej że po prostu pójdę jutro wcześniej i zwyczajnie poczekam na mój zespół pod klubem. Jak to mówiłem, to patrzyła się na mnie jakimiś #!$%@? oczami jakbym mówił do niej w innym języku. Widać było, że kompletnie nie rozumie, że można bez telfonu w ogóle wyjść z domu, a co dopiero spotkać się z kimś.

Zaczęła coś się pluć, że nie mam pieniędzy, że sobie nie poradzę (?).

Byłem zmęczony, więc już nie chciało mi się słuchać tego #!$%@? i tłumaczyć jej, że nowy dowód wyrobię w maks dwa tygodnie, a jak w poniedziałek sobie ogarnę nowy telefon to będę miał płatność telefonem czy tam BLIK-em od ręki.

Dlaczego różowe wszędzie widzą problemy nawet tam gdzie ich nie ma?

W piątek miałem wolne (dopiero ten koncert o 21) więc odespałem sobie kajaku i pospałem do południa. Różowej nie było, więc mogłem w spokoju sobie zjeść śniadanie bez słuchania tego zrzędzenia, że jestem nieudacznikiem i pasożytem. Coś kojarzę, że chyba darła ryja i szarpała mnie o 7:40 przed wyjściem do pracy, ale była spóźniona (zawsze jest rano spóżniona do pracy) więc po minucie dała mi spokój, trzasnęła drzwiami i pojechała.

Na szczęście zostawiła klucze, żebym mógł zamknąć chatę po wyjściu. Normalnie mogłem je zostawić sąsiadowi albo wrzucić je do skrzynki na listy, żeby mogła wejść, ale zostawiła karteczkę z napisem "Dorób te klucze kretynie, ja sobie jakoś poradzę. Wracam w niedzielę".

Miałem przed koncertem jeszcze sporo czasu, więc pojechałem przy okazji do mojej mamy, która mieszka po drugiej stronie miasta.
Mama oczywiście bardzo ciepło mnie przyjęła, nawet załapałem się na grilla, bo robiła z ojcem, a że długi weekend to przyjechał też wujek Staszek.

Ledwo wszedłem do domu i nawet nie zdążyłem wspomnieć, że dzień wcześniej zajebiście się bawiłem z moimi kumplami, których moja mama zna bardzo dobrze, a rodzicielka się mnie pyta:

- "Synek. Dzwoniła dzisiaj rano do mnie ta Twoja. Nie myślałeś, żeby się w końcu rozstać? Jesteście razem 3 lata, ale ona jakaś niedojrzała jest. Może powinieneś się już rozejrzeć za jakąś normalną panną? Bo z tą to chyba ślubu i tak nie będzie, co?"

Pytam skąd taki pomysł i o co chodzi - okazało się, że ta moja wariatka z samego rana do niej już dzwoniła i kręciła aferę że straciłem cały dobytek swojego życia i bez pomocy i opieki zaraz wyląduję pod mostem jako bezdomny. Wujek Staszek jak to usłyszał zaczął się śmiać.

Moja mama na szczęście jest wyrozumiała, poczęstowała mnie karkóweczką z grilla, ogóreczki kiszone na kaca. Nawet pożyczyła mi swoją kartę do banku, żebym miał na drobne wydatki:

"PIN-u Ci nie podam, żebyś nie wyleciał na Hawaje (mama zawsze ma poczucie humoru :P), ale jak będziesz potrzebował zapłacić za taksówkę czy za inne pierdoły przez te kilka dni, zanim po długim weekendzie sobie załatwisz kartę i telefon, to możesz korzystać z mojej. Potem się rozliczymy".

Kochana mamusia <3
Rodzinna atmosfera była więc trochę sie zasiedziałem. Miałem dorobić te klucze, ale stwierdziłem, że w końcu zrobię to jutro, bo różowa i tak przecież wyjechała z miasta, a miałem wcześniej przyjść pod klub więc czas było się zwijać.

Koncert wyszedł zajebiście, ale będąc na scenie w kilku momentach złapałem się, że myślę o tym po co jestem z niezrównoważoną psychicznie kobietą. Tak naprawdę gdybym chciał, to połowa dziewczyn, które były na tym koncercie chętnie wskoczyłyby mi do łózka jeszcze tej nocy, a z połową tej połowy pewnie mógłbym pomyśleć o założeniu rodziny. Tymczasem ja kolejne dni i tygodnie spędzam z kimś, kto jest przewrażliwionym, zakochanym w sobie toksykiem.

Jak myślicie Mirki, czy to jest marnowanie czasu?

Po koncercie zostałem jeszcze z moją kapelą, bo w sumie po co miałem wracać do pustego mieszkania.
Pobalowaliśmy trochę i znowu skończyłem melanż koło 5 rano. I to prawie na trzeźwo.

W sobotę okazało się, że różowej oczywiście znowu coś #!$%@?ło i zamiast pojechać do rodziców - wpadła przed 14 do domu - jednak zmieniła plany i pojechała do koleżanki, a nie do rodziców. Od razu na wejściu z ryjem do mnie, że zabrałem jej klucze i nie miała jak wejść do domu po pracy, bo zapomniała wziąć rano torebki z jakąś szminkę czy inną szpachlę do tapetowania ryja. Oczywiście, jak zawsze moja wina.

Stwierdziłem, że mam już tego dosyć.
Powiedziałem jej, na spokojnie, że jeśli nie radzi sobie z własnymi emocjami, to powinna iść do psychologa albo psychiatry, że może da się to wyleczyć, ale ja już nie mam siły z nią być. Że przesadza i że ja już tego nie jestem w stanie wytrzymać.

Zaczęła ryczeć i rycząc jednocześnie krzyczała do mnie, że jestem dzieckiem, że bez niej sobie nie poradzę, że musi wszystko za mnie załatwiać. Jezu. Współczuję następnemu, który będzie się z nią męczył. Sam się sobie dziwię, że wytrzymałem z taką toksyczną typiarą ponad 3 lata. Potem jeszcze słyszałem jak zamknęła się w kiblu i ryczała do telefonu gadając z koleżanką, że mnie rzuca i że postanoiwiła, że to już koniec xD)

#zwiazki #rozowepaski #niebieskiepaski #kiciochpyta #logikarozowychpaskow #logikaniebieskichpaskow #koncert #zonabijealewolnobiega #rozstanie
  • 32
@nn1upl:

Dobra, to dajcie link do oryginalnego wpisu skoro to "odwrócona zarzutka", bo jestem ciekawy xD


Niestety różowa JacksBrokenHeart > usunęła już oryginalny wpis. > https://wykop.pl/wpis/71661223/co-byscie-zrobili-na-moim-miejscu-rozstalam-sie-dz
Szkoda, bo miał prawie 800 plusów od wczoraj :)

Cache w Google:
https://webcache.googleusercontent.com/search?q=cache:Xwyb4dILlsYJ:https://wykop.pl/wpis/71661223/co-byscie-zrobili-na-moim-miejscu-rozstalam-sie-dz&cd=2&hl=en&ct=clnk&gl=pl

Screen:
https://i.imgur.com/6P79452.jpg

Wołam plusujących, komentujących wpis za pomocą Mirkowołacza Wykop X

@SebastianDosiadlgo fajna zarzutken, ale odpisze bo ujawniło się pod wpisem kilku kukoldow @gargantel @niochland

do tych dwóch Panów wyżej. załóżmy że historia miała miejsce. co mial jeszcze stopy ucałować i przeprosić, że żyje? Laska już po pierwszym przejawie braku szacunku (jak można do kogoś, szczególnie do partnera mówić "kretynie" czy "nieudaczniku"?) od każdego normalnego mężczyzny dostała by kopa w dupala na do widzenia. a może lubicie robić księżniczkom za podnóżki?
@Tomba: leć kopać te swoje laski w dupala, jeśli lubisz takie zabawy.
Oczywiście, że należy panować nad językiem, ale kolega w tejże historii się specjalnie wyobraźnia dorosłością i odpowiedzialnością nie popisał.
Twoim zdaniem alko + kajaki to nie jest kretynizm?
Kokold xD
Mogę być i jakiś kukold. W trąbce to mam. Nawet nie wiem co to znaczy.
Nie wiesz z kim gadasz dziecko.
@gargantel ale Ty jesteś żałosny :-) panować nad językiem. gościu, jak dziewczyna szanuje swojego faceta to w największej złości nie przeszło by jej przez myśl, żeby tak się odzywać do ukochanego. jak Twoja kobieta #!$%@? kolbe innemu tez jej powiesz "Kochanie, ale trzeba panować nad językiem i gardlem"?
Masz rację. Nie wiem, ale juz się domyślam z kim gadam, stary dziadzie :-)
@Tomba: pożyjesz chwilę w prawdziwym związku, to zrozumiesz, że zaufanie i partnerstwo buduję się inaczej, ale to wiedza budowana przez lata.
Liczy się co innego. Partnerstwo, synergia, wsparcie i oparcie w trudnych chwilach , zaufanie. Szczerze wam życzę.
Wy, młode, nieopierzone się napinacie i przejmujecie pierdołami, wszystko szufladkujecie, kwantyfikujecie, kukold, przegryw, alfa, sigma, normik, 5/10 itp, do usrywu.
Drzewa wam las zasłaniają.
Pozdrowienia od dziadersa, który patrzy na te wasze podrygi
@gargantel jesli prawdziwy związek to wyzywanie się od kretynów i nieudaczników, to mamy inne pojęcie związku i wesoło tam musi być u Ciebie na chacie. Leć wylizać swojej Pani stopy i mniej filmów romantycznych na Disneyu następnym razem. I już nie pisz do mnie, bo większych głupot dawno nie czytałem :-)
Pozdrawiam