Wpis z mikrobloga

Wpis o wychodzeniu z depresji.

Weźmy najpierw głęboki oddech. Co jest wkoło? Szarość, niewidzialne kraty? Gęstość, która spowija powietrze, powodując, że nasze ruchy są niekompatybilne i ospałe? Skąd się to bierze?

Od półtora miesiąca leczę się na depresję i o samym leku (Escitil) nie będę tutaj pisał; są inne relacje, inne dyskusje. Chciałem skoncentrować się przede wszystkim na tym, jak staram się trzymać depresję na smyczy. Jak staram się być jej panem, a nie podporządkowywać jej.

W moim życiu zewnętrznym przez ten okres nie zmieniło się właściwie nic. Za to znaczące zmiany zaszły wewnątrz. To mi pokazało, że mogę żyć, tak jak żyłem, ale nie cierpieć w ten sam sposób. Może nawet w żaden, albo w trochę inny, przynajmniej o mniejszym natężeniu. Sądzę, że kluczowe są dwa aspekty radzenia sobie z depresją - praca z umysłem (uważność) i pielęgnowanie nowych nawyków. Uważność, mindfulness, medytacja - każdy może nazwać to jak chce, ale korzenie są te same. Właśnie, trzeba zapuścić korzenie. Być jak ten mądry w przypowieści Jezusa, który zbudował dom na solidnych fundamentach, dzięki czemu przetrwał on sztormy i niedogodności. Nieważne czy jest się osobą religijną, pragnącą pogłębić sferę ducha, czyli dobitnie pragmatyczną; trzeba centrum swojego życia uczynić tu i teraz.

Depresja właściwie to takie chorobliwe pragnienie, by było inaczej, niż jest. Pielęgnowanie myśli, że chce się być gdzie indziej, z kim innym, robiąc coś innego. Zawsze i wszystko nam nie pasuje. Chcielibyśmy być w przeszłości, zmienić ją albo w magicznej przyszłości, która nas uratuje. Ale jednak wiemy, że zbawienie nie nastąpi i tworzymy ból, znój i cierpienie. Dopiero jak postanowiłem po raz wtóry znowu spróbować okiełznać swój umysł, wchodząc w takie stany skupienia, zauważyłem, jak dużo łatwiej radzić mi sobie z życiem. Znowu potrafię obejrzeć film i czerpać przyjemność tylko z tego, że oglądam film. Albo iść na spacer i oglądać ładną architekturę. I tak dalej, i tak dalej - w pewnym momencie prawie wszystko może być przyjemne do obcowania. Przytomność. Brak niepotrzebnego fantazjowania, dryfowania w głowie. Dyscyplina. I tak raz za razem. Polecam jakkolwiek zagłębić ten temat.

Druga sprawa, o której wspominałem, to nawyki. Mniej alkoholu. Mniej pornosów. Nie warto narzucać sobie nagle zmiany dwudziestu rzeczy, wystarczy krok po kroku. Trzeba mieć jednak jasne przekonanie co do celu. Twoje życie będzie inne, stracisz te strzały dopaminy, będziesz musiał się odnaleźć w innej rzeczywistości. Trudno, ale to dla Twojego dobra. Ja przykładowo zacząłem więcej czytać, mniej leżeć. Miałem nawyk ciągłego leżenia wcześniej, teraz chociaż siedzę. Niby nic wielkiego, a jednak. Albo jak za dużo czasu marnuję na gnuśność to wstaję i ruszam dupę na spacer. Zawsze to jakieś orzeźwienie. Ograniczenie scrollowania stron typu wykop. Odcięcie od nieważnych treści. Innym moim nawykiem jest bycie wdzięcznym po obudzeniu za to, co się dzieje. Jestem wdzięczny właściwie za wszystko - dach nad głową, nowy dzień, za to, że mam pracę (nieważne jaką), za to, że mam co jeść, za ciuchy, za matkę, za psa. Wymyślam za co mogę być wdzięczny i wytwarzam w sobie nawyk życzliwości i patrzenia na plusy. Z racji bycia religijnym robię małą modlitwę, skupiam się na Bogu. Jak nie jesteś religijny, nie szkodzi, nadal możesz być wdzięczny za podstawowe rzeczy. Kiedy tak się przefokusuje umysł, docenia się więcej, mniej się potrzebuje, nie oczekuje się od życia nie wiadomo czego i - wracając do początku - nie ma wybujałych pragnień, których nie sposób spełnić. Trzeba postawić na minimalizm. Zawsze, naprawdę zawsze jest coś, za co można być wdzięcznym.

Ostatnia sprawa, o której chciałbym napomknąć to wychodzenie w miejsca różne. Nie chodzi mi o pub, kurs tańca. Raczej o zapisanie się do biblioteki. Pójście do kina. Poznanie jakiegoś miejsca, żeby sobie usiąść i pokontemplować. Po prostu wyjście ze czterech ścian, ale nie na siłę, by mieć z kimś koniecznie kontakt, ale by zapewnić sobie jakąś rozrywkę bądź różnorodność. Wiem, że zapewne nie macie z kimś gdzieś iść, nie mam i ja, ale traktuję te wyjścia jako pracę nad sobą, zmianę nawyków i walkę z depresją.

Nie jest tak, że robiąc to wszystko nagle życie staje się łatwe i przyjemne, ale gdy faktycznie robi się to z właściwym zamiarem, to można uzyskać rezultaty. Mnie jest łatwiej. Samotność taka sama, a jednak mniej uciążliwa. Nikt mnie nie zbawi oprócz mnie samego. Jest czasem smutno, jest czasem bez sił, jest czasem bez sensu, jest czasem boleśnie, ale jednak to czasem przestało być tym ciągle. To już jakaś zmiana.

#depresja #wychodzeniezprzegrywu #samotnosc #wychodzimyzprzegrywu
budep - Wpis o wychodzeniu z depresji.

Weźmy najpierw głęboki oddech. Co jest wkoło?...
  • 4
  • Odpowiedz
@budep: Trzymaj się. Życzę wytrwałości, bo na pewno się przyda. Szczególnie uderzył mnie fragment o leżeniu-siedzeniu. Mocne. Ale to jest jeden z dowodów na to, jak dużą pracę nad sobą wykonałeś.
  • Odpowiedz